piątek, 20 lipca 2012

Pokonani - 2. Pretekst do złośliwości

2. Pretekst do złośliwości

            Pierwszą, wtorkową lekcją były, jak na złość, eliksiry. Severus Snape spoglądał na mnie i dzisiejszą partnerkę „od kociołka”. Mieliśmy te zajęcia ze Slytherinem, zawsze od 7 lat. To profesor nas przydzielał. Mnie i Drako posadził w dwóch końcach Sali, chociaż odkąd pamiętam siedzieliśmy razem.
            Warzyliśmy Eliksir Słodkiego Snu, bo według Snape’a pani Pomfrey miała problemy z kilkorgiem pierwszoroczniaków, którzy po nauce latania na miotle nie mogli usnąć po upadku z ponad 10 metrów. Jednak doskonale wiedziałam, że już tylko czeka na małe ziewnięcie ze strony któregokolwiek z uczniów, żeby mieć wymówkę do odjęcia punktów, albo najzwyczajniej poniżania, bowiem same opary tego eliksiru powodują senność. A cóż to byłaby za radość, gdyby pierwszy zrobił to któryś z Gryfonów…
            Emma właśnie zaczęła wrzucać pierwsze składniki, a ja mieszałam, kontrolując jej ruchy. To ja rozcinałam i kroiłam ingrediencję, według własnego, oczywiście, sposobu. Przepisy w naszych książkach były błędne, nie tylko jeśli chodzi o sposób rozdrabniania, ale również jeśli chodzi o ich ilość. Nie protestowała, gdy nawet nie otworzyłam książki. Wiedziała, że wiem lepiej.
            Malcolm Dur, Edward Cavannios, Veronica Holmes i Florence Martin, czwórka moich przyjaciół z Gryffindoru, siedzieli razem w parach. Miałam nieomylne wrażenie, że tylko mnie i Drako Snape chciał ukarać rozsadzeniem.
            Z co? Oboje wiedzieliśmy. Nad ranem wróciliśmy do zamku, mijając go bez słowa udaliśmy się do swoich salonów. Potem okłamaliśmy jeszcze Dumbledora, mówiąc, że nie doszliśmy do porozumienia. On na to, że musimy dać mu odpowiedź do końca następnego dnia. Później na pewno rozmawiał ze Snape’m. Ten z kolei zapewne doskonale wiedział, że noc spędziliśmy w Zakazanym Lesie, przecież wyczuwał czarną magię, ale nie mógł dać nam normalnego szlabanu, bo spotkanie, po którym zniknęliśmy było poufne. Byłoby za dużo pytań nie do wyjaśnienia.

            - Panno Madlestone!- wyrwał mnie z zamyślenia głos Snape’a- Czy zechce się pani podzielić z nami swoimi przemyśleniami?

            Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok ze skruchą.
            Snape poczuł, że wreszcie znów zbliża się moment jego triumfu.

            - Czy jest pani głucha, panno Madelstone?- pytał, podchodząc do naszej ławki.- A może pokażesz nam, co twoje myśli uwarzyły w kotle.- zaproponował i nachylił się nade mną.

            Spojrzałam na zegar. Inni dopiero wrzucali składniki, pewnie myślał, że i my nie zdążymy.

            - Już, już.- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam- Jeszcze tylko 4 sekundy.- patrząc na czasomierz, co do sekundy wyłączyłam palnik. Wzięłam fiolkę, nalałam do niej płynu i podałam mu ją.
            - Co pani uwarzyła, panno Madelstone?- zapytał, wąchając eliksir, chociaż doskonale znał odpowiedź.
            - Zgodnie z pana poleceniem, Eliksir Słodkiego Snu, profesorze.- odpowiedziałam zadowolona ze swojej pracy. Był idealny, nigdy nie uwarzyłam doskonalszego.
            - Czy został uważony zgodnie z książką?- zapytał z podejrzliwym uśmieszkiem.
            - Nie, profesorze. Posłużyłam się własnym, właściwym przepisem.- rzekłam, wiedząc, że i tak jestem na przegranej pozycji, że zaraz i tak odwróci kota ogonem tak, że ja nie będę miała racji.
            - Uważa pani, że przepis, który wam dałem, jest błędny? Pięć punktów od Gryffindoru! 

            Już chciałam coś powiedzie, bo wiedziałam, że mam rację, ale wtedy Drako złapał mój wzrok i pokręcił głową, mówiącą: „nie warto, przecież wiesz”. Wiedziałam.

            - Przepraszam. – powiedziałam tylko i spuściłam wzrok.

            Był zdziwiony i wściekły, że nie mógł odjąć naszemu Domowi więcej punktów.

            - Idealny.- mruknął, patrząc na fiolkę, ale byłam jedyną osobą, która usłyszała jego słowa. Nawet siedząca kilkanaście centymetrów dalej Emma nie miała o niczym pojęcia.

            Uśmiechnęłam się do niego, a on wykrzywił usta.

            - Przestań się głupio śmiać, Madelstone!- warknął i odszedł do swojego biurka, za którym bezszelestnie zasiadł.

            Przestałam się uśmiechać, a on po paru minutach zarządził odłożenie wszystkim narzędzi i wyłączenie kociołków oraz napełnienie fiolek.
            Snape przechadzał się po sali oglądając owoce pracy pozostałych uczniów. Większość nie zdążyła przygotować eliksiru, a ci, którym się to udało zostali obdarzeni wyśmiewającym wzrokiem i złośliwym komentarzem: „Jesteś aż tak tępy, że nie umiesz zauważyć błędów w przepisie?”. Istna paranoja. Zaprzeczał sam sobie.
            Po zakończeniu poniżania i narzekaniu, jak to wiele składników zmarnowaliśmy, dał ręką sygnał, że można wychodzić. Chciałam zniknąć jak najszybciej, ale wtedy zabrzmiał głos profesora.

            - Madelstone i Malfoy zostają! Co do raszty- natychmiast wyjść!- krzyknął, a sala opróżniła się w kilka sekund. Nikt nie chciał stanąć mu na drodze, cokolwiek miał w planach odnośnie naszej dwójki.

            Oboje podeszliśmy na wysokość pierwszych ławek i stanęliśmy obok siebie. Czekaliśmy, aż on powie coś pierwszy
            Odrzucił do tyłu swoje czarne szaty i zasiadł w swoim fotelu.

            - Czy któreś z was jest łaskaw powiedzieć mi, gdzie wczoraj zniknęliście?- zapytał, wyjątkowo, patrząc nam w oczy, spoglądają to na mnie, to na Drako. Robił to specjalnie, przecież znał odpowiedź!

            Cisza.

            - Po dwadzieścia punktów za brak odpowiedzi!- krzyknął.

            Spojrzałam ukratkiem na blondyna. Był twardy. Ja też.

            - Trzydzieści za ignorancję!- patrzył na mnie, nie na niego. On przecież był jego wychowankiem.- Drako, masz szlaban na tydzień. Zgłoś się do Filcha.

            Drako stał wytrwale obok mnie.

            - Wyjdź, Malfoy!!!- wrzasnął.

            Po jednym spojrzeniu w moją stronę wyszedł. Snape zatrzasnął zanim różdżką drzwi i w ten sam sposób je wyciszył.

            - Może teraz dowiem się prawdy.- powiedział ironicznie.

            Chciałam już coś wymyśleć i powiedzieć, ale on wszedł mi w słowo, osądzając zbliżające się kłamstwo po moich oczach.

            - Nie kłam, Claudia!- spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nazwał mnie po imieniu. W sumie, wcale nie przypominałam sobie podobnej sytuacji.

            Uspokoiłam się i westchnęłam.

            - Byliśmy z Zakazanym Lesie, profesorze.- wyjawiłam.
            - Byliśmy…- przedrzeźnił mnie tak samo jak ja, akcentując pierwszą sylabę.- A co tam porabialiście?- znów tak samo zaakcentował.
            - Biwak urządziliśmy.

            Częściowo nie kłamałam. Namiot przecież był rozstawiony. Prawdą jest, oczywiście, że mieliśmy dojść do porozumienia w sprawie obiadu, ale Drako już dawno odpowiedział Voldemortowi na te zaproszenie, pisząc, że idzie ze mną. Granie histerii przed Dumbledorem i Snape’m było niezłym wyzwaniem, ale i niezłą zabawą.

            - Oczywiście nie muszę mówić, że czeka cię szlaban.

            Nie protestowałam, wiedziałam, że kara była zasłużona.

            - Pół roku za niedziałanie zgodnie z przepisem na eliksir i narażenie klasy na niebezpieczeństwo.- powiedział z uśmiechem zwycięzcy i mrugnął porozumiewawczo.

            Wiedziałam, że to nie za WŁAŚCIWY przepis dostaję szlaban, a za nocną schadzkę z Drakonem, a konkretnie wycieczkę do Zakazanego Lasy w środku nocy, ale on nie mógł podać prawdziwego powodu.

            - Codziennie o 20.30, w Sali Eliksirów.- powiedział z przymrożonymi oczami.

            Kiwnęłam głową i już chciałam wychodzić, nawet się odwróciłam, żeby skierować się ku wyjściu, ale znów w tym wielkim pomieszczeniu rozbrzmiał głos czarnowłosego mężczyzny.

            - Madelstone!- gdy usłyszałam swoje nazwisko znów się odwróciłam.

            Zrobiłam to jednak zbyt gwałtownie i prawie na niego wpadłam. Dzieliły nas centymetry. Poczułam jego zapach. Nie perfum, czy wód kolońskich. Jego osobisty zapach. Nie umiem do końca określić, co to było. Może trochę mięty i cytrusów, które tak uwielbiałam… Wiem, że zapach był odurzający i przyciągał jak magnez. Woń ta natychmiast wskoczyła na pierwsze miejsce zapachów przeze mnie pożądanych

            - Przynieś swoją POPRAWIONĄ książkę z eliksirami, chciałbym ją przejrzeć.- spojrzał na mnie z góry i kazał wyjść.

            Nie zwlekała. Opuściłam pospiesznie pomieszczenie, zastanawiając się, co właściwie właśnie się wydarzyło i udałam się do łazienki Jęczącej Marty. Przy wejściu do niej czekał już na mnie przystojny i kochany blondyn.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe i interesujące opowiadania. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo ciekawa, jak rozwinie sie ta historia. Mam nadzieje ze następne rozdziały bedą jak najszybciej!!

    OdpowiedzUsuń