środa, 23 października 2013

Pokonani - 22. Inicjacja cz. II

Dla Ani  :*

22. Inicjacja cz. II


Dotarliśmy do Malfoy Manor po kolejnej półgodzinnej przejażdżce.
Moje oczy były jeszcze podpuchnięte po słonych łzach.
Blaise zaparkował w garażu i oboje opuściliśmy pojazd.
- Co to ma znaczyć?- Usłyszeliśmy głos, która nas sparaliżował.
Odwróciliśmy się w stronę głosu. Lucjusz Malfoy stał z niewyraźną miną, która parę minut temu musiała wyrażać wielką konsternację spowodowaną zniknięciem samochodu. Teraz jednak był wściekły i patrzył na bruneta surowym wzrokiem.
- Wujku, nie złość się - zaczął słodko chłopak z przepraszającym wyrazem twarzy.- To wszystko wina Draco - pożalił się, nie mogąc ukryć rozpierającego go śmiechu.
Pan Malfoy uśmiechnął się i zmrużył oczy w rozbawieniu.
- Cóż za puchońska lojalność prze ciebie przemawia - zadrwił.- Masz szczęście, że jesteś moim ulubionym chrześniakiem, Blaise.- Puścił oczko i pogroził palcem.
- Jedynym…- zachichotał chłopak i ciągnąc mnie za rękę wyprowadził z garaży, kierując się w  stronę wejścia do twierdzy.
Szedł dumny z wygranej, a ja patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
On i Draco od dawna trzymali się razem. Z początku, gdy obserwowałam Draco na pierwszym i drugim roku nie spędzali wiele czasu razem. Na posiłkach siedzieli oddzielnie i z tego, co wiedziałam łączyło ich tylko wspólne z czwórką innych chłopaków dormitorium. (Tak, obserwowałam Draco. Przecież to właśnie on był najbardziej intrygującą, oprócz profesora Snape’a, osobą w Hogwardzie. Najbardziej podobną do mnie.) Wszystko zmieniło się pod koniec drugiego roku, w czerwcu.
Spacerowałam wtedy po granicy błoni z Zakazanym Lasem. Pamiętam, że umówiłam się tamtego dnia z siostrą nad jeziorem. Szłam wtedy na to spotkanie. Mijałam ogromne krzaki na skraju jeziora, gdy zobaczyłam ich razem. Rozmawiających szeptem i najwyraźniej nie chcących być znalezionymi.
Pochodziłam z arystokratycznego rodu tak jak oni, więc, chociaż nie tego samego dnia a parę miesięcy później, domyśliłam się, co się święci. Ich przyjaźń zaczęła się wtedy, gdy oboje zostali wezwani na Rekrutację do Armii Voldemorta.
Nasza rodzina nie była związana ze służeniem Czarnemu Panowi, ale zobowiązywało mnie milczenie z tego względu, że nasze pochodzenie było czystej krwi arystokracji. Takie rody zawsze pomagały sobie nawzajem i trzymały się razem. Oto, dlaczego nie mogłam powiedzieć o niczym Dumbledore’owi. Po za tym, jak mogłabym donieść na Ślizgonów? Na Dom, w którym pragnęła się znaleźć, od kiedy do naszego domu przyszedł list, zawierający informacje o moim pierwszym roku.
Tamtego dnia moja siostra- Dalbor- oznajmiła mi, że jako pełnoletnia Krukonka zamierza wstąpić do Zakonu Feniksa. W swoich myślach usłyszałam swój głos śmiejący się do rozpuku. Co ona by zrobiła, gdyby tylko wiedziała, że jej jedyna, młodsza siostra marzy o byciu jednym ze Ślizgonów, z którymi ta głównie będzie walczyć, gdy wybuchnie wojna. Tak, wojna wisiała na włosku już od przynajmniej ośmiu lat…
Dalbor opuściła mury Hogwartu tego samego lata. Minęło jej siedem lat. Teraz mijało moje. Została Aurorem od zadań specjalnych. Nie spotykałyśmy się często. Ostatni raz widziałam ją… Na pogrzebie babci. Tak, to na pewno było na pogrzebie. Na początku czwartego roku…
Ona łapała Śmierciożerców, a ja tego wieczora miałam się stać jednym z nich.
Kiedy ostatni raz ją widziałam? Na pogrzebie babci. Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam? Właśnie wtedy nad jeziorem, pod koniec drugiego roku.
- Claudia…- Blaise dotknął lekko mojego ramienia.- Coś się stało?- Mogłam wykryć szczerą troskę w jego pytaniu.
Zaśmiałam się cicho, ukrywając wspomnienia do czarnej skrzynki, stojącej w przechowalni niepotrzebnych rzeczy, gdzieś w rzadko uruchamianej przeze mnie części mózgu.
- Chyba zrozumiesz, jeśli powiem, że się trochę boję - odpowiedziałam nie do końca szczerze na jego pytanie.
Uśmiechnął się lekko.
- I raczej nie poprawię ci humoru, mówiąc, że JEST się czego obawiać…
Weszliśmy do środka, a następnie do mniejszego z salonów, w którym poprzedniego dnia torturowałam Severusa.
Przy stole na miejscu swojego ojca siedział Draco, spoglądający na nas spod przymrużonych oczu. Oczu trochę smutnych, trochę wściekłych i odrobinę zamyślonych.
Usiadłam tam, gdzie dnia poprzedniego, a Blaise na miejscu Severusa. Uśmiechnęłam się odrobinę na myśl o nim. O tym, że będzie przy mnie, gdy to piekło mnie pochłonie w całości. W całości, bo po części już to zrobiło.
Blondyn bez słowa podsunął mi jakąś starą księgę i kazał przeczytać pierwsze zdanie.
Powiodłam wzrokiem po dwóch linijkach tekstu i od razu domyśliłam się, że jest to przysięga, której muszę się nauczyć.
Spojrzałam na Dracona. Był skupiony i na pewno niezachwycony całą sytuacją. Poczułam ukłucie w sercu, gdy przypomniałam sobie, że będę musiała zranić go tak mocno…
- Musisz się tego nauczyć - powiedział szarooki.
- Domyśliłam si .- odpowiedziałam i skarciłam siebie jednocześnie w duchu za tak ostry ton.
Blaise spojrzał na mnie znacząco.
- Będziemy przysięgać na nasze życie, Claudio. Na pewno nie zmienisz zdania?- zapytał brunet.- Musimy wiedzieć z Draco, na czym stoimy…- powiedział perswazyjnie.
Od razu wiedziałam, o co chodzi Zabiniemu. Musiałam mu powiedzieć. Musiał mieć wybór. Musiał wiedzieć… na czym stoi. Jego ziemię już za chwilę miałam zmienić w cienki lód.
Przymknęłam oczy, by przekonać siebie ostatecznie, że warto zranić najlepszego przyjaciela. Zobaczyłam twarz Severusa i wiedziałam, że tak.
- Draco, ja…- zaczęłam i zdecydowanie stwierdziłam, że nie wiem jak mu to wszystko wytłumaczyć.
Poczułam pocieszycielską dłoń Blaisa na swoim ramieniu i badawcze spojrzenie Draco na swoim ciele.
- Co się stało?- zapytał. Ohh… Była taki słodki, gdy się troszczył…
Wyraz jego twarzy miał za chwilę ulec nagłej zmianie.
Stwierdziłam, że najlepiej będzie prosto z mostu.
- Draco, ja zakochałam się w kimś…- wyznałam.- I ja go kocham…- wyszeptałam i spuściłam wzrok.
Poczułam nagłą ścianę odgradzającą mnie od blondyna, jakbyśmy spoglądali na siebie z dwóch końców ogromnej komnaty, a nie przez półmetrowy stół.
Jego oczy były puste. Wyraz twarzy nieprzenikniony. To był inny Draco. Zraniony Draco. Niebezpieczny Draco.
Podniosłam nieśmiało wzrok, aby napotkać jego, wlepiony we mnie.
- Kto to?- zapytał jedynie.
- Nie mogę powiedzieć…- wyszeptałam, wiedząc, że tym doprowadzę go do szewskiej pasji, jednak nie mając wyboru.
Jego oczy stały się ciemniejsze.
- Będę twoim świadkiem - rzekł.- Ale po dzisiejszym wieczorze, nie chcę cię już nigdy widzieć na oczy.- wywarczał przez zaciśnięte zęby i wyszedł z salonu trzaskając drzwiami tak głośno, że wszystkie meble się zatrzęsły.
Wlepiłam wzrok w podłogę. Blaise dotknął pocieszycielsko mojego ramienia.
Z moich oczu pociekły łzy, które kapiąc robiły ciemne plamy na moich jeansach.
- Idź do Draco, Blaise…- wychlipałam, choć nie chciałam zostać teraz sama.- Jeśli zostaniesz, ciebie też znienawidzi. Jemu jesteś bardziej potrzebny…- wyszeptałam.
Brunet podniósł się z krzesła i skierował do wyjścia.
- Dobrze postąpiłaś - pocieszył mnie jeszcze i zniknął za drzwiami.
A ja pogrążyłam się w rozpaczy. Litrach łez, które jako jedyne pozostały mi po najlepszym przyjacielu, jakiego można mieć. To wszystko w imię czegoś wyższego… W imię jednostronnej, nieszczęśliwej miłości, która nigdy nie będzie spełnioną…

* * *

Co chwila rozbrzmiewały trzaski świadczące o aportacji. Z komnaty było też widać błyski, ale w łazience, w której się znajdowałam nie było okien.
Ręka trzęsła mi się ze zdenerwowania, przez co czynność malowania kresek czarną kredką do oczu powtarzałam jakieś trzy razy. Czarna szminka dopełniała tylko moją bladą od podkładu twarz (tak, podkład jest zdecydowanie lepszą wymówką mojej bladości niż strach) i na czarno umalowane oczy. Nie wiedziałam, czy Narcyza Malfoy wiedziała już o tym, że wbiłam nóż w serce jej jedynego syna, czy nie, ale było to miłe z jej strony, że użyczyła mi łazienkę i kosmetyki na przygotowania przed Rytuałem Przysięgi. Przyniosła mi też czarną sukienkę, szpilki i szatę Śmierciożercy, które przygotował dla mnie jej mąż.
Przeczesałam jeszcze dwa razy szczotką swoje długie, rozpuszczone włosy i starannie ułożyłam grzywkę.
W podbrzuszu czułam zdenerwowanie i adrenalinę. Moje serce biło szybciej niż podczas zwykłych spotkań z Voldemortem i o niczym tak nie marzyłam, ja o silnych ramionach Severusa. Ale to… W każdym bądź razie nie teraz.
Byłam gotowa, choć ociągałam się jak tylko mogłam.
Popatrzyłam na swoje prawe przedramię i pogładziłam lekko palcem, wiodąc go po widocznej wyraźnie żyle. Ostatnie chwile, gdy nic go nie szpeci. Ostatnie sekundy, gdy nie jestem oficjalnie zła.
Wsunęłam buty na nogi i po raz ostatni przejrzałam się w dużym kryształowym lustrze. Wyglądałam idealnie. Wygładziłam ciągnącą się po ziemi czarną szatę z wyhaftowanym srebrnym wężem na prawej piersi. Założyłam obszerny kaptur na głowę, a jego cień sprawił, że moja twarz stała się całkowicie niewidoczna.
Nox.- zgasiłam światło w łazience i wsunęłam różdżkę do kieszeni.
Opuściłam łazienkę, a następnie prywatną komnatę Pani Malfoy i skierowałam się korytarzem w dół wyjścia. Cały dom był pusty. Cisza przerażała. Słyszałam tylko stukot swoich obcasów.
Wyszłam na dwór, gdzie było ciemno jak zwykle. Byłam przekonana, że w tej bezgwiezdnej nocy i czarnej pelerynie byłam w stanie pozostać niezauważoną.
Przeszłam na tyły domu, ciągnąc za sobie materiał. Na pewno było cholernie zimno, a ja nie miałam na sobie niczego ciepłego, ale nie odczuwałam tego, było mi wręcz gorąco z emocji.
Grupa około pięćdziesięciu, zakapturzonych osób tworzyła okrąg, przerwany w jednym miejscu tak, abym mogła swobodnie wejść do środka. Gdy tylko ich minęłam, okrąg się zamknął. Nie mogłam nikogo rozpoznać - mieli na twarzach srebrne maski.
Na środku stało pięciu mężczyzn. Również zakapturzonych, ale bez masek. Czworokąt tworzyli Severus, Lucjusz Malfoy, Draco i Blaise. Na szczycie, dopełniając figurę do pięciokąta stał Lord Voldemort.
Stanęłam w wyznaczonym miejscu po środku kwadratu, nie podnosząc wzroku na Czarnego Pana.
Każdy z czterech moich Świadków trzymał coś w dłoni, jednak ich długie rękawy uniemożliwiały mi przyjrzenie się przedmiotom.
Księżyc był w swoim najwyższym punkcie i świecił dokładnie nade mną. Była już północ.
Uklęknęłam przodem do Lorda i pochyliłam głowę jeszcze niżej.
Poczułam, jak serce nie daje rady bić tak szybko, jak adrenalina je napędzała.
- Dzisiejszej nocy dołączy do nas młoda dziewczyna, uczennica Hogwartu, Ślizgonka, najwybitniejsza uczennica epoki – Claudia Luna Dmitriana Madelstone – Ringroyal - zaczął czerwonooki.- Nie będziemy tracić czasu. Panna Ringroyal jest również nominowana do Wewnętrznego Kręgu. Claudio, co przysięgasz? - zwrócił się bezpośrednio do mnie.
- Przysięgam wierność i lojalność na śmierć i życie - wypowiedziałam pewnym głosem słowa przysięgi.
- Wierność przysięgasz na Blaisa Zabiniego - oznajmił, a Blaise podał mi złotą maskę, którą od razu nałożyłam.- Lojalność na Severusa Snape’a - Sev podał mi czarną różdżkę, inkrustowaną białym złotem i zażądał, abym oddała mu swoją.- Gotowość na śmierć na Dracona Malfoy’a. - Draco podał mi sztylet, którym zgodnie z instrukcją przecięłam sobie prawą dłoń.- I na Lucjusza Malfoy’a świadomość kary za dezercję.- Długowłosy blondyn podał mi materiałowy woreczek z solą, którą posypałam sobie ranę. Ból był jeszcze gorszy niż przy przecinaniu.- Jeśli złamiesz jakąkolwiek z przyrzeczonych rzeczy, osoba, na którą to przysięgałaś zapłaci życiem - wytłumaczył.- Daj mi swoją rękę.
Wyciągnęłam prawą, poranioną i opuchniętą dłoń.
Przystawił mi czubek różdżki do przedramienia i po wypowiedzeniu odpowiedniej inkantacji pojawił się na nim piekący tatuaż, przedstawiający węża.
- Powstań, Śmierciożerczyni i wypróbuj nową moc.- powiedział Czarny Pan.
Wstałam z kolan, podniosłam głowę dumnie do góry i uniosłam pięknie zdobioną różdżkę w kierunku nieba.
Morsmorde!!!- wrzasnęłam. Z mojej różdżki posypały się białe iskry, a piorun, który wystrzelił naznaczył na niebie wizerunek węża, identycznego, co na tatuażu.
Zniknął po kilkunastu sekundach i wtedy wszyscy Śmierciożercy zgromadzeni w okręgu pozdejmowali maski. Ja również to uczyniłam, a gdy ponownie spojrzałam przed siebie, Lorda już nie było. Draco ulotnił się równie szybko. Blaise zdążył jedynie skinąć głową na znak, że dobrze wypadłam i poszedł szukać przyjaciela.
Całe towarzystwo się rozproszyło i w ogrodzi zostałam tylko ja, Severus i Lucjusz Malfoy.
- Gratulacje, Claudio. Jesteś teraz jedną z nas. To chyba odpowiedni moment, żebyś zaczęła zwracać się do mnie po imieniu.- Uśmiechnął się blondyn, jednak widząc moją niezdecydowaną minę dodał. - Jesteś pełnoletnia, jesteśmy kolegami pofachu i należysz do Wewnętrznego Kręgu, więc należy ci się taki sam szacunek, co mnie i Severusowi. Naprawdę, proszę mów mi Lucjusz.
Uśmiechnęłam się lekko zawstydzona, ale wiedział, że już się zgodziłam.
- Dobrze, Lucjuszu.- powiedziałam niepewnie.
- Zapraszam do środka.- Lucjusz wskazał na dom.- Teraz odbędzie się spotkanie Wewnętrznego Kręgu - poinformował ojciec Draco.
Westchnęłam cicho i nie czekając na nikogo skierowałam się w stronę wejścia. Oni szli milcząc parę metrów za mną. Niecałe dwie minuty później otworzyłam drzwi mniejszego z salonów i wkroczyliśmy do niego, zajmując swoje miejsca przy całkowicie zapełnionym już stole.
Czerwonooki od razu przeniósł wzrok na Severusa.
- To na czym wczoraj skończyliśmy, Severusie? - zapytał z lekką drwiną.- Na tym, że panna Ringroyal nie jest Śmierciożerczynią? Otóż już jest i należy do Wewnętrznego Kręgu - obwieścił znany fakt.- Augustusie, wszystkie materiały, jakie przygotowałeś po spotkaniu przekażesz Claudii i Severusowi. Panna Ringroyal przejmuje dowództwo nad całą akcją, Severus będzie wszystko nadzorował. Zaplanujcie wszystko, dokładny cel poznacie tuż przed rozpoczęciem akcji - poinstruował nas.- Rookwood, jeszcze jedno. - Zmienił ton głosu na ostry. - Radziłbym ci postarać się i przekonać mnie na kolejnym zebraniu, że jednak jesteś jeszcze coś wart. Przegoniła cię osiemnastolatka! - zakpił, a ja poczułam się dumna z posiadanej wiedzy. Oczywiście, było to tylko chwilowe, gdyż przypomniałam sobie, że pochwała wyszła z ust mordercy i zła prosto z piekieł.
Rookwood obruszył się i posłał mi mordercze spojrzenie, na co odpowiedziałam ociekającym jadem i wyższością uśmiechem.
- Claudia zajmie się również twoim synem, Golthic. - Czarny Pan zwrócił się do, prawdopodobnie, ojca Davida.- Jesteś odpowiedzialna za niego i jego Zadania, o którym może z Tobą mówić. - Teraz mówił bezpośrednio do mnie.- Wyślę mu jeszcze list. Rozumiem, że w tym środowisku nie można ufać nikomu oprócz własnej różdżki.- kontynuował. - Inicjację Davida Golthica wyznaczam na Nowy Rok. Wtedy obydwoje zajmiecie się resztą Ślizgonów z szóstego roku. - Przeniósł wzrok na wszystkich. - Pytania?
Uniósł zdziwiony brew, gdy ktoś rzeczywiście miał pytanie - Bella Lestrange.
- Mój Panie, - zaczęła pokornie - co do terminu wybuchu wojny…
Nie dane jej było skończyć, od razu jej przerwał.
- Tylko głupiec może jeszcze powiedzieć, że nie ma wojny, Bello. Wojna trwa i doprawdy nie uważam za priorytet ogłaszanie jej publicznie. Jedynie ci idioci, mugole, zdają się nie wiedzieć, co się święci. Nie muszą. Wojna trwa i tylko zbliżamy się do ostatecznej bitwy. Inne pytania? - Brak reakcji. - Nie? W takim razie, koniec posiedzenia - powiedział i na nic nie czekając po prostu wstał i wyszedł.
Siedziałam sztywno, pamiętając, że tak naprawdę nie mam pojęcia, jak postępować na takich zebraniach. Czekałam na Severusa.
Większości Śmierciożerców nie trudziła się wstawaniem z krzesła i od razu aportowała się do swoich domów.
Po tym, gdy Rookwood rzucił mi i Snape’owi grubą teczkę i posłał pełne nienawiści spojrzenie, zniknął i została tylko nasz trójka.
Lucjusz przeszywał mnie wzrokiem, spoglądając co chwila na Severusa.
- To nie jest moja sprawa, Claudio - zaczął w końcu po chwili ciszy blondyn.- Na pewno miałaś dobry powód żeby zerwać z Draco - Ani ja ani mój sąsiad nie drgnęliśmy – nie mogliśmy. - Pamiętaj, że to nic nie zmienia i nadal chronimy swoje życie nawzajem.
- To, że nie jesteśmy razem, nie znaczy, że chciałabym go zabić!- Wzburzyłam się.- Za kogo ty mnie masz?!- Spojrzałam na niego z pogardą.- Zawsze go kochałam, ale raczej jak brata i przyjaciela - dodałam spokojniej.
- W porządku. - Zacisnął usta w wąską linię.
- Do zobaczenia, Lucjuszu - powiedziałam i wstałam nie bacząc na Seva. Miałam już dość przebywania w tym domu jak na jeden dzień, dlatego chwyciłam teczkę i wyszłam z pokoju.
Skierowałam się do wyjścia, gdzie poczekałam na profesora, bo przecież byłam pewna, że pójdzie za mną.

Bez słowa wplotłam palce w jego i aportowałam nas na błonia Hogwartu tuz przed bramę. Resztę zabezpieczeń pokonał Snape i po chwili aportował ponownie do swoich kater. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej była tak zmęczona.

czwartek, 7 marca 2013

Pergamin 6

Niestety z braku czasu związanego ze szkołą i nauką jestem zmuszona zawiesić działalność bloga na czas nieokreślony.

piątek, 8 lutego 2013

Pokonani - 21. Inicjacja cz. I


21. Inicjacja cz. I


Gdy się obudziłem, nie było jej już w łóżku. Byłem więc pewien, że poszła do swojego dormitorium.
Zasadniczo, zastanawiałem się, co właściwie zdarzyło się poprzedniej nocy. Od kiedy to ja NIE wykorzystywałem inny ludzi? Ludzi… Ona nie była zwykłym człowiekiem. Ona była kobietą, a ja miałem szacunek do kobiet. To mogło by wyjaśnić, dlaczego jej nie wykorzystałem. Ale, dlaczego, do kurwy nędzy, powiedziałem, że jest dla mnie ważna? Już nie wspominając, że chyba powiedziałem „cholernie”. Ale nie było najgorsze to, że to powiedziałem, tylko, że poczułem.
Zwlekłem się z łóżka w celu wzięcia prysznica, co nastąpiło parę minut później. Wcześniej nie wiedziałem, że ma to jakiekolwiek znaczenie, ale teraz nie mogłem przestać używać mydła cytrusowo- miętowego.
Podczas mycia włosów doszedłem do wniosku, że sam powinienem być sobie wdzięczny za to, co mnie spotkało. W końcu to ja dałem jej półroczny szlaban, który później zmienił się w coś trochę na innych zasadach. Ostatecznie nasze misje doprowadziły do tego, że zaczęliśmy się troszczyć i martwić o siebie nawzajem. I szczerze przed sobą przyznaję, że czułem, że ją lubię, chociaż nikogo wcześniej nie lubiłem. Jak mogłem jej wtedy nie uratować przed psycholem, który ją dusił? To znaczy, pomijając to, że to my napadliśmy na ich wioskę. „Jedyna zasada” istniała, ale jak mógłbym ją zastosować w odniesieniu do niej? Obelgi Dumbledor’a bym zniósł, wrzaski Minerwy też, chłostę od Zakonu także. Ale jak mógłbym znieść napis: „Spoczywaj w pokoju” na jej nagrobku. To byłaby największa kara. Nie mogłem na to pozwolić i nie pozwoliłem.
Wygrzebałem się w końcu z kabiny prysznicowej, zauważając, że zabrało mi to więcej czasu niż zwykle i z przekonaniem przyznałem, że za dużo myślę.
Zawinąłem ręcznik wokół bioder i wyszedłem tak do sypialni. Tam ubrałem tradycyjnie czarną bieliznę, czarne spodnie, czarną koszulę, czarny surdut i czarną szatę, zapinaną srebrną broszką w kształcie węża z zielonym okiem. To był jedyny kolor w swoim życiu na jaki sobie pozwalałem. Uśmiechnąłem się bezwiednie, gdy zauważyłem, że nawet kolor szmaragdu w oku węża nie jest tak głęboki i szlachetny jak zieleń jej oczu. Nie mógłbym znieść widoku jej gasnących oczu. Myśli, że nigdy jej nie zobaczę. Widoku jej śmierci. Dobrze, że ją uratowałem.
Pamiętałem, jak mnie denerwowała jej obecność. Gdy od sześciu lat wchodziła do Sali Eliksirów w gryfońskich szatach. Gdy siadała w ostatniej ławce i z iskierkami w oczach studiowała przepis, zapisany na tablicy lub podany w książce. Gdy kroiła składniki świat wokół niej nie istniał, wiedziałem to. Jej jedyną miłością były Eliksiry, mimo tego, że widziałem ja na zajęciach Zaklęć, Transmutacji, czy Obrony Przed Czerną Magią. Wykonywała polecenia chętnie i poprawnie lub nawet wybitnie, ale tylko na Eliksirach w jej oczach błyszczała pasja.
Sadzałem ją z Draconem, żeby jej uprzykrzyć życie, a jemu pomóc zdobyć narzeczoną. Nie, żebym miał w zwyczaju pomagać, ale było to obowiązek ojca chrzestnego. Chrzanić to, że właśnie jestem na dobrej drodze, żeby zabrać mu jedyną osobę, którą kocha. Nigdy tego nie pokazałem, ale wściekłem się, gdy na początku czwartego roku, po tym jak Draco zabił swoją babcię, Druellę Black, zaprzyjaźnili się. Zmienili się nawzajem pod swoim wpływem.
Zakląłem cicho, gdy zorientowałem się, że zmarnowałem pół minuty na bezczynne gapienie się w ścianę i rozmyślanie nad czymś, czego i tak nie da się cofnąć. Czego bym nawet nie chciał cofnąć. Już chciałem wyjść do laboratorium, ale mój umysł zajęła kolejna myśl.
Przyjechała do Hogwartu w wieku dwunastu lat. Była małą dziewczynką. Od kiedy mnie więc kochała? Musiałem zapytać. Nie mogłem się jej podobać na pierwszym roku, ani drugim. Więc, kiedy się to zaczęło?
Otworzyłem z rozmachem drzwi do laboratorium i ze zdziwieniem odkryłem, że siedzi tam, pochylona nad kociołkiem, mieszając. Tym razem ani trochę nie zareagowała na moje wejście. Wydawało mi się, że już się przyzwyczaiła do tego, że moje wejścia są nagłe o gwałtowne.
Była przebrana w codzienne rzeczy, nie było ani śladu po sukience, czy szpilkach. Miała na sobie jasne jeansy, zieloną bluzkę, a na to futrzaną kamizelkę i codzienną szatę Slytherinu. Na nogach jasno brązowe kozaczki. Włosy zaplecione w warkocz i zawiązane na końcu czerwoną wstążką. Pracowała nad jakimś eliksirem. Tak, powinienem być na nią wściekły, że robi coś bez mojego pozwolenia, ale zdrowy rozsądek podpowiedział mi, żebym najpierw zapytał, co robi, a potem ewentualnie ochrzanił przy braku racjonalnych wyjaśnień.
Zrobiłem parę kroków i znalazłem się za nią. Nachyliłem się ponad jej ramieniem, aby po zapachu rozpoznać miksturę. Wciągnąłem nosem powietrze, ale poczułem tylko zapach Claudii. Oszałamiającą woń czerwonych róż.
- Co robisz?- zapytałem zdesperowany by dowiedzieć się, dlaczego robi coś bez mojej zgody.
- Veritaserum.- odparła jednym słowem, nie przerywając mieszania.
Była bardzo skupiona, a sam nie lubiłem, gdy ktoś przeszkadzał mi w pracy, więc usiadłem przy stoliku i czekałem aż będzie mogła rozmawiać.
Do śniadania mieliśmy jeszcze około pół godziny, więc zastanawiałem się, o której musiała się zerwać z łóżka, żeby zdążyć pójść do siebie, wykąpać się, włącznie z myciem i suszeniem swoich bardzo długich włosów i jeszcze przyjść z powrotem i zajęciem się eliksirem.
Veritaserum… Sam kazałem jej go przyrządzić. Później, co do mnie wcale nie podobne, zmieniłem zdanie, by mogła pojechać na święta do domu. Czy podświadomie chciałem, żeby pożegnała się z rodziną przed wojną? Prawdopodobnie tak.
Ale ona sama podjęła decyzję. Nie jechała. I nawet musiałem przyznać, że ją rozumiałem. Dlaczego miałaby chcieć siedzieć pomiędzy, prawdopodobnie szczęśliwymi i śmiejącymi się, bliskimi, zastanawiając się jednocześnie, czy dożyje kolejnego spotkania. Zbliżała się wojna, każdy o tym wiedział. Ona i ja aż do bólu zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Gdyby Voldemort nie miał zamiaru uderzyć w przeciągu następnych dwóch miesięcy, nie chciałby zrekrutować jej tak szybko, bez względu na jej urok osobisty, talenty, czy spryt, przebiegłość i elokwencję oraz inteligencję.
Inicjacja. Miała nastąpić już dziś.
Przyglądałem się jej badawczo. Moje zamiary sprawdzenia jakiegoś wypracowania Gryfona i poprawienia sobie humoru spełzły na niczym. Patrzyłem na nią i czułem się szczęśliwy i smutny za razem.
W pewnym momencie gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się słabo.
- Myślisz o Inicjacji, prawda?- zapytała, gdy przestała mieszać.
- Byłaś w mojej głowie?!- wzburzyłem się niepotrzebnie.
- Patrzysz się na mnie od piętnastu minut, a twój wzrok woła o pomstę do nieba. Nie muszę czytać ci w myślach, żeby wiedzieć, o czym myślisz.- wytłumaczyła, a mój lekki gniew całkowicie zniknął.
- Masz rację.- odpowiedziałem.- Wiedziałem, że to nieuniknione, jednak nie chciałem, żeby cię to spotkało.
- Wiem.- odszepnęła i powróciła do krojenia kolejnego składnika. Następnie powoli go dodała do kociołka. Ten cicho zasyczał i buchnął odrobiną niebieskiej pary w kształcie kuli.
Podeszła do mnie i usiadła na kolanach.
Bezwiednie odgarnąłem jej z twarzy kosmyk włosów, który wydostał się z uczesania.
- Wiem, że tego nie chciałeś.- powiedziała.- Ja też nie, ale może tak właśnie powinno być.
Prychnąłem. Tak powinno być? Cóż za głupota…
- Powinnaś być beztroską osiemnastolatką, cieszącą się życiem i ogromnym powodzeniem u osobników płci przeciwnej, a nie kochanką swojego Mistrza Eliksirów, zastanawiającą się, czy słowa, które zaraz wypowie będą podpisem na jej wyroku śmierci, czy nie.- odrzekłem z przekonaniem i wrodzonym sarkazmem.
Uśmiechnęła się. Dotknęła mojej skroni opuszkami palców i nakreśliła drogę wzdłuż kości mojej szczęki, przyglądając mi się z nieukrytym uwielbieniem. Tak szczerym, że nawet przez chwilę nie wątpiłem w to, że jest prawdziwe.
- Jestem dorosła, Severusie i wiem, co robię. Przynajmniej przez większość czasu wydaje mi się, że tak jest.- zachichotała cicho.- I również przyznaję ci rację. Powinnam być beztroską osiemnastolatką, cieszącą się życiem i ogromnym powodzeniem u osobników płci przeciwnej. I w sekrecie ci powiem, że tak jest.- cmoknęła mnie w policzek.
Chciała wstać, ale nie pozwoliłem jej na to, ciągnąc z powrotem na swoje kolana.
- A druga część?- zapytałem poważnie.
- Nie jestem kochanką Mistrza Eliksirów.- odpowiedziała.- Jestem kochanką osoby, która kocham, a ona przez przypadek jest Mistrzem Eliksirów.- ponownie się uśmiechnęła.- Jeśli chodzi o myślenie o śmierci, nie myślę o niej często. Po za tym, nie za bardzo miałam możliwość wyboru. To Zakon mnie wyznaczył. Mnie i Draco.- przepuściła między palcami moje włosy i zaciągnęła się ich miętowym zapachem.
Promieniała. Dawno nie widziałem jej w takim stanie. Moje zdziwienie tylko wzrosło, gdy przypomniałem sobie ponownie, że za mniej więcej piętnaście godzin czeka ją Inicjacja.
- Mamy dzisiaj dobry humor, co?- uniosłem brew w cynicznym uśmiechu, który jednocześnie ociekał szczerością.
Policzki jej zarumieniały.
- Ktoś mi wczoraj powiedział, że jestem dla niego ważna.- wyjawiła powód swojego dobrego samopoczucia.
Poczułem, jak serce zabiło mi mocniej. Jak coś w środku mnie pcha jednocześnie do przodu i do tyłu, a do tego kręci dookoła.
- Kiedy zacząłem ci się podobać?- zadałem kolejne pytanie.
Jej policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej, a ona sama spuściła wzroku w dół. Zawstydziłem ją jak nigdy, ale musiałem poznać odpowiedź. Gładziłem delikatnie tył jej głowy, zanurzając palce w jej miękkich włosach.
- Pod koniec piątej klasy zauważyłam jak wyrafinowane są ruchy twoich dłoni, gdy mieszasz eliksiry. Widziałam zaangażowanie, ekscytację i pasję w twoich oczach na każdej lekcji. Na każdym szlabanie, gdy coś warzyłeś.- przerwała na chwilę by zobaczyć, jak reaguję na jej słowa, jednak jestem pewien, że nie mogła się w moim wyrazie twarzy dopatrzyć niczego innego niż zainteresowania historią.- Najpierw to była czysta fascynacja twoim profesjonalizmem, wiedzą i umiejętnościami, jednak z czasem zauważyłam, że rzucam ci ukradkowe spojrzenia częściej niż pozwala na to przyzwoitość. Trzy lub cztery szlabany, które od ciebie dostałam były przeze mnie ustawione tylko po to, żeby cię obserwować i uczyć się od ciebie. Miałam nieopanowaną chęć bycia w Eliksirach tak dobrą jak ty. Przez rok opracowałam swoją poprawioną książkę z przepisami. W czerwcu, pół roku temu, tuż przed końcem szóstego roku stwierdziłam, że w Eliksirach pociąga mnie coś, a raczej ktoś jeszcze niż same one. I to byłeś ty. Trudno konkretnie powiedzieć, kiedy to się zaczęło.- wyjaśniła do końca.
- Więc dlaczego jesteś z Draco?- nie umiałem sobie darować tego pytania.
Zaśmiała się.
- Miesiąc temu nie sądziłam, że mam jakiekolwiek szanse u kogoś tak zimnego, choć seksownego jak ty. I też nie podejrzewałam siebie o odwagę wyznania miłości swojemu profesorowi.- wyznała szczerze.
Przygarnąłem ją do siebie i przytuliłem, nie przestając gładzić twoich włosów.
- Wiem, że nigdy mi nie powiesz, że mnie kochasz.- powiedziała nagle, przerywając ciszę.- Wiem o tym, ale nadal uważam, że warto. Między miłością a nienawiścią jest cienka granica. Przynajmniej wiem, że mnie nie znienawidzisz.- złączyła swoje usta z moimi w pocałunku.
Oderwała się ode mnie i spojrzała na mnie wzrokiem, który niczego nie oczekiwał. Jednak prze sekundę lub dwie widziałem w jej tęczówkach promyk nadziei, że zaprzeczę jej słowom.
- Czas na śniadanie.- stwierdziłem po szybkim zerknięciu na zegar.
- Uhm.- potwierdziła krótko, że mam rację.
Wstała i otrzepała szatę, po czym wyłączyła palnik pod kociołkiem i skierowała się do drzwi.
- Muszę jeszcze cos załatwić.- oznajmiła.- Do zobaczenia w Wielkiej Sali.- nie czekając na odpowiedź, wyszła z moich kwater na korytarz lochów.
Bez sekundy zastanowienia i ja opuściłem laboratorium. Jednak nie zauważyłem jej już nigdzie w pobliżu. Podejrzewałem, że pobiegła w stronę pokoju wspólnego Slytherinu.
Skierowałem się od razu na śniadanie.
Gdy wchodziłem do Wielkiej Sali, tylko nieliczne miejsca były wolne przy stołach różnych Domów.
Zasiadłem na swoim stałym miejscu po lewej stronie Albusa i czekałem na jego radosne powitanie i uszczypliwy komentarz do wczorajszej sceny, której był świadkiem.
I, oczywiście, doczekałem się.
- Dobrze spałeś, Severusie?- zapytał wyszczerzony Dumbledore.
Drgnąłem.
- Dlaczegóż miałoby być inaczej, Albusie? Myślę, że nie zmieniałeś łóżka w mojej sypialni.- odpowiedziałem chłodno.
Uśmiechnął się porozumiewawczo do Minerwy. Wiedział.
- A jak się spało pannie Ringroyal?- znów zapytał.
- Nie rozumiem, dlaczego mnie o to pytasz.
McGonagall zachichotała.
- Tak, cóż, Severusie, myślę, że rozumiesz nas bez zarzutów.- zaśmiała się i uśmiechnęła w wiele sugerujący sposób.
Postanowiłem zmienić temat.
- Jakie postanowienia w sprawie przepustki Malfoy’a i Zabiniego?- tym razem to ja byłem pytającym.
- Wszystko załatwione.- odparł krótko.
Sam zastanawiałem się, jak udało się mu to wszystko ukrywać przed Minerwą. Claudia chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wielką przysługę oddała Albusowi przenosząc się do Slytherinu, tym samym pod moją opiekę. Przede mną nie było tajemnic.
Albus nie odpuścił, czego w zasadzie również się spodziewałem.
- Rozumiem, że poważnie potraktowałeś moje słowa i nie pozwoliłeś jej odejść?- wrócił do tematu.
- Albusie, zdajesz sobie sprawę z tego, że związek nauczyciela i uczennicy jest wbrew jakiemukolwiek prawu i etyce zawodowej, prawda?- sam zaskoczyłem siebie swoją bezpośredniością, ale ostatecznie stwierdziłem, że czasem rzeczywiście lepiej wyłożyć kawę na ławę.
- Oczywiście, mój drogi.- odrzekł z ogromnym uśmiechem.- Jednak zważając na to, że nie szanujesz jakichkolwiek zasad szkolnych i jesteś niereformowalny, a Claudia jest pełnoletnia możecie robić, co chcecie.- puścił oczko.- Tylko pamiętajcie o zaklęciach wyciszających i blokujących.- Minerwa zachichotała.- Po za tym, z niektórych przepisów można wyczytać, że związek taki może być zaakceptowany, jeżeli dyrektor wyrazi zgodę…- zaakcentował triumfalnie.- A chyba wiesz, że takie pozwolenie macie.
- Domyśliłem się.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby.- Jednak wiesz, że żaden związek nigdy nie będzie miał miejsca. Znasz mnie wystarczająco dobrze żeby wiedzieć, że tak będzie, bo jej nie kocham.
Albus zaśmiał się, jakby mówił: „Stare toto, a głupie…!!!”.
- Masz rację; znam cię bardzo dobrze. I właśnie dlatego wiem, że będzie całkowicie odwrotnie…- zakończył.
Wraz z końcem jego wypowiedzi drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i do środka weszła najbardziej przeze mnie wyczekiwana uczennica.
Rudowłosa uśmiechnęła się przepraszająco do sześcioroczniaków z zielonego stołu i podążyła na podwyższenie, by zasiąść pomiędzy mną a Lupinem.
- Dzień dobry profesorom!- powitała się.
Lupin tylko uśmiechnął się i skinął głową, bo był pogrążony w rozmowie z Pomoną.
- Dzień dobry, panno Ringroyal.- odpowiedziałem dla utrzymania pozorów.
Albus i Minerwa tylko mi zawtórowali i z zaciekawieniem obserwowali moje poczynania.
Wziąłem dzbanek i nalałem jej kawy. Wynagrodziła mi to wygięciem swoich idealnych warg w cudowny uśmiech.
- Przestańcie grać chociaż przed nami.- poprosił Albus.- Zamiast tego powiedz mi, Claudio, jak ci się spało.
Zielonooka zarumieniła się i uśmiechnęła przebiegle. Ślizgonka.
- Tak, cóż, panie dyrektorze, profesor Snape jest bardzo wygodny.- odpowiedziała prosto z mostu.- I jeżeli chce pan jeszcze wiedzieć, ma bardzo słodkie usta i wygimnastykowane ciało.- wyszeptała odrobinę zgryźliwie.
Serce zatrzymało mi się w miejscu. Czy ona właśnie…? Tak, chyba właśnie to powiedziała.
Dumbledore wyglądał tak, jakby właściwie czekał na taką odpowiedź i nie miał zamiaru przyjąć innej do świadomości.
- Claudio…- zacząłem, ale pierwszy raz w życiu zabrakło mi słów. Spochmurniałem i spoważniałem.- Jeżeli ta historia wyjdzie z poza grona naszej czwórki, przyrzekam, że was pozabijam.- powiedziałem całkowicie serio.
- Severusie, nie ma potrzeby, żebyś się tym przejmował. Naprawdę, nie zależy nam na tym, żeby podać to do Proroka Codziennego.- odpowiedziała mi Minerwa ze szczerym uśmiechem.
Zamilkliśmy wszyscy. Cisza zdawała się ciążyć nie tylko mnie.
Claudia po chwili włączyła się do rozmowy Remusa z Pomoną i próbowała na mnie nie patrzeć, nie wiedząc jak na nią zareaguję. Podejrzewała, że jestem wściekły za to, co powiedziała.
A czy byłem na nią wściekły? Podświadomość mówiła mi, że powinienem być, bo mówiła o rzeczach, które mogły spowodować zwolnienie, zamknięcie w więzieniu i zakaz wykonywania zawodu. Ale tak naprawdę wiedziałem, że to dobrze, że chociaż ona miała odwagę wypowiedzieć te słowa. Ja nigdy bym tego nie powiedział.
- Claudia.- dotknąłem lekko jej ramienia, ale odwróciła się natychmiast.- Dzisiaj o dziesiątej.- poinformowałem ją o godzinie spotkanie.
Wstałem i wyszedłem z Wielkiej Sali, kierując się do swoich lochów i Sali Eliksirów. Wiedziałem, że za jakieś pięć minut pojawią się uczniowie.
Zasiadłem za biurkiem i wyciągnąłem z szuflady eseje, które zebrałem poprzedniego dnia od drugiego roku Hufflepuff / Gryffindor.
Zdążyłem sprawdzić jedną pracę jakiegoś bardzo kreatywnego Puchona, w której więcej było lania wody niż przydatnych i wartościowych informacji. Już nie wspominając o tym, że nie zawierała odpowiedzi na zadany temat.
Gdy wstawiłem odpowiednio niską ocenę, zakląłem cicho pod nosem, przypominając sobie, że dzisiejszego wieczora znów nie będę miał czasu posprawdzać prac i nawarstwi mi się roboty. Zdecydowanie wolałem sprawdzać eseje sukcesywnie i regularnie.
Do klasy weszli drugoroczniacy. Zajęli miejsca dość sprawnie, przyzwyczajeni do tego, że, jeśli nie zmieszczą się w dziesięciu sekundach, odejmuję punkty.
Machnąłem różdżką i na tablicy od razu pojawił się właściwy przepis.
- Eliksir Wigennowy.- ogłosiłem mrocznym, tradycyjnym głosem, co mają robić.
Do szafy, bez słowa i w ciszy ustawiła się kolejka złożona z jednej osobie z każdej pary, aby wziąć potrzebną ilość odpowiednich składników. Po około pięciu minutach w końcu usiedli przy swoich stanowiskach i przystąpili mozolnie do pracy. Jestem pewien, że zdawali sobie sprawę z tego, że jak zawsze nic im z tego nie wyjdzie.
Myśl o tym, że nie sprawdzę esejów zgodnie z moim typowym rozkładem, zastąpiła inna. Ta, natomiast, dotyczyła powodu, dla którego zachwieję swój harmonogram. Jednym słowem, znów powróciły rozmyślania o niepotrzebnej Inicjacji niewinnej dziewczyny.
Ale nie miałem racji. Jej Inicjacja była potrzebna, a Claudia nie była znowu taka niewinna. Nie była, bo sam jej niewinność odebrałem, już nie wspominając o tym, że technicznie rzecz biorąc, to ona uwiodła mnie.
Nagle zdałem sobie sprawę, że ona rzeczywiście mogła coś zmienić. Nie miałem pojęcia, co, bo w końcu była niedoświadczonym i dopiero początkującym szpiegiem, a jeszcze miesiąc temu dałbym sobie rękę uciąć, że szybciej oboje zginiemy, niż Volemort jej zaufa. Teraz sprawy miały się inaczej. Nie przyjmowała Misji, bo była Śmierciożercją, tylko stawała się Śmierciożercą właśnie dlatego, że Czarny Pan miał dla niej Misję. Jak bardzo musiała go zauroczyć swoja osobą? Jak bardzo musiał ufać mnie, skoro zdołał zaufać jej?
Jakie było zagrożenie? Wszyscy byliśmy w Zakonie. Claudia, Ja, Draco i Blaise. Wszyscy poza Lucjuszem. Ale jakie to miało znaczenie? Zakon nie dawał bezpieczeństwa, nie na tyle. Jeśli Voldemort miał cię na swojej liście osób do zabicia, nie było sposobu, żebyś się uchronił przed Avadą lub torturami. Zakon nic nie znaczył, nie dla nas.
Claudia… Miałem nadzieję, że nigdy ją to nie spotka. Że nigdy nie znajdzie się na takiej liście.
Przyłapałem się na ciągłym i bezpardonowym wpatrywaniu się w drzwi. Podświadomie chciałem, żeby tu przyszła. Wszyscy byliśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a gdy jej nie było w zasięgu mojego wzroku, zastanawiałem się, co robi, co się z nią dzieje. Czy jest bezpieczna. Zdawało się to doprowadzać mnie do szaleństwa. Za dużo widziałem w życiu i za dużo umiałem sobie wyobrazić. A postać torturowana przez Voldemorta w moich wyobrażeniach (nie snach) miała dość charakterystyczne rude włosy i duże, zielone oczy.
Ja nie śniłem. Już nie. Zażywałem odpowiedni eliksir, żeby wyłączyć całkowicie mózg na czas spoczynku, aby żadne reakcje chemiczne w nim nie zachodziły. Kiedyś, owszem, miewałem sny. Ale od dwudziestu lat, które spędziłem na byciu Śmierciożercą, nie były snami, a koszmarami. Moją rutyną kiedyś było błagać mózg o czarną, ciągłą przestrzeń, podczas, gdy śpię i Merlina o inspirację w stworzeniu eliksiru, wyłączającego sny w ciągu dnia.

- Claudia...- bardziej szepnąłem, niż powiedziałem w myślach, w dalszym ciągu wypalając dziurę w drzwiach swoim wyczekującym wzrokiem. Jakaś część mnie miała nadzieję, że ona zaraz przekroczy próg drzwi Sali Eliksirów i upewnię się, że nic jej nie jest.

Minęła spora chwila, ale w końcu usłyszałem odpowiedź.

- Tak, Severusie?- wyczułem w jej głosie obawę. Zapewne dotyczyła niepohamowanych słów, które opuściły jej usta podczas śniadania.
- Co teraz masz?- zapytałem niepotrzebnie, bo i tak podjąłem już decyzję.
- Zaklęcia.- odpowiedziała trochę zdziwiona moim pytaniem.
Jej odpowiedź dopełniła czary moich zamiarów.
- Przyjdź do Sali Eliksirów.- poleciłem.
- Na przerwie?- upewniła się.
- Natychmiast.- odpowiedziałem zdecydowanym głosem.
Nastąpiła pewna przerwa w rozmowie. Ta cisza wywołała we mnie nieprzyjemne odczucie niepokoju.
- Jesteś tam?- zapytałem chłodno, nie znosząc wyżej wymienionego uczucia wewnątrz mnie i myśli, że błagam Merlin, żeby odpowiedziała „tak”.
- Tak.- Merlin chyba był dla mnie tamtego dnia łaskaw, a przynajmniej nic innego nie przychodziło mi do głowy, gdy tylko usłyszałem jej niezmieniony głos.- Ale, Severusie, przecież wiesz, że Flitwick nie wypuści mnie w środku lekcji. On nie wie, że kontaktujemy się za pomocą legilimencji i, że masz pragnienie mnie widzieć.- przypomniała mi. Rzeczywiście, dość trafnie.

Wyłączyłem się.
Sięgnąłem szybko po kawałek pergaminu i napisałem krótką wiadomość do Filiusa. Złożyłem papirus w kopertę i zabezpieczyłem prostym zaklęciem, którym grono pedagogiczne zabezpieczało korespondencje, wysyłane bezpośrednio do siebie nawzajem.
- Panie Hallas, proszę do mnie.- zawołałem, patrząc się na brązowowłosego Puchona.- Pana partnerka poradzi sobie bez pana przez pięć minut.- wręczyłem mu kopertę.- Proszę to zanieść do profesora Flitwick’a, jest w Sali Zaklęć.- poinformowałem go.
Skinął bez słowa głową i opuścił klasę, zbyt przerażony, żeby choćby spojrzeć na innych uczniów.
Cztery minuty nic się nie działo. Cisza i w klasie i w mojej głowie.

- Jesteś niemożliwy…- usłyszałem nagle w swojej głowie cichy śmiech pewnej osiemnastoletniej piękności z Domu Węża.

Uśmiechnąłem się mrocznie i złośliwie za razem, wyczekująco spoglądając na drzwi. Uważam, że oba typy uśmiechu, a także minę drania miałem wrodzone, więc nie mogłem się za to winić, jednak inne cechy, robiące ze mnie świetnego Ślizgona wypracowałem sam. No, może z pomocą Lucjusza, z którym zaprzyjaźniłem się na trzecim roku.
W końcu otworzyły się drzwi i zobaczyłem w nich upragnioną osobę, której nie widziałem zaledwie godzinę.
Uśmiechnęła się delikatnie, gdy pochwyciła mój wzrok i trochę niepewnie weszła do środka. Dzięki mojej podzielnej uwadze zdążyłem również zarejestrować, że i Puchon wrócił na lekcje i teraz kontynuuje warzenie Eliksiru Wigennowego ze swoją partnerką.
- Panna Ringroyal.- był to raczej ton oznajmiający.- Zapraszam na zaplecze.- dodałem.
Skinęła lekko głową i podążyła w wyznaczone przeze mnie wcześniej miejsce, bokiem klasy, tak, aby nie przeszkadzać pozostałym w warzeniu.
Otworzyłem przed nią drzwi i wpuściłem do wiecznie wyciszanego przeze mnie pomieszczenia.
Na widok kozetki wyrósł jej na twarzy grzeszny uśmieszek, wspominający to, co odbyło się na niej dzień wcześniej.
- Co się stało?- zapytała w końcu, gdy zauważyła, że milczę za długo.
- Nie mogę się skupić.- odpowiedziałem szczerze. I chyba nawet sam się po sobie tego nie spodziewałem.
- W czym problem?- przekrzywiła lekko głowę, próbując zrozumieć i podeszła bardzo, bardzo blisko. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- W tobie.- i znów ten sam, szczery ton.- Wystosuję dzisiaj pismo, zwalniające cię z większości przedmiotów, ponieważ nie mogę prowadzić lekcji.
- Dlaczego?- zamrugała parę razy długimi, czarnymi rzęsami, jakby miało jej to pomóc zrozumieć.
- Bo nie ma sekundy, w której się nie zastanawiam, czy wszystko z tobą w porządku i, czy nikt cię nie dusi, nie torturuje, czy nie zabija.- wytłumaczyłem dokładnie, nie pomijając żadnego szczegółu swoich przemyśleń.
Myślała przez bardzo krótką chwilę.
- Martwisz się o mnie?- wyszeptała, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w sens moich słów, które bezbłędnie zinterpretowała.
Przełknąłem mocno, aby zmierzyć się z tym, co już zostało wypowiedziane i za późno było na myślenie.
- Tak.- odrzekłem cicho, nie wiedząc, co jeszcze mógłbym dodać.
Usiadła na jednym z krzeseł, założyła nogę na nogę i przyglądała mi się przez chwilę.
- Wiesz, że bym sobie poradziła, prawda?- wyglądała na odrobinę złą, że nie wierzę w jej umiejętności czarno magiczne i obronne.
- Wiem.- odparłem szybko i dodałem.- Ale wolałbym wiedzieć, że nie masz powodów by „sobie radzić”.
Chyba postanowiła już nie napierać, wiedząc, że jest to dla mnie trudne, bo zamilkła.
- Wiem, że jestem samolubny, ale naprawdę dobrze, że zaczęłaś warzyć Veritaserum.- odezwałem się w końcu, nienawidząc ciszy i napięcia pomiędzy nami.
Parsknęła śmiechem.
- Nie możesz po prostu powiedzieć, że cieszysz się, że zostaję?- zapytała, patrząc z politowaniem.- I, że będziesz miał trochę więcej rozrywki w nocy?
Narosło mi ciśnienie.
Złapałem ją za przedramiona i ścisnąłem, potrząsając nią.
- Czy nie dotarło do ciebie wczoraj w nocy, że nie zależy mi na seksie?!- krzyknąłem.- Nie będę cię wykorzystywać.- przeszyłem jej oczy poważnym wzrokiem, który coś przyrzekał.- Nigdy. Zrozumiałaś?- pokiwała lekko głową, wcale nie zaskoczona, czy przerażona moją gwałtowną reakcją.- Szanuję kobiety, Claudio.- wyszeptałem, rozluźniając uścisk.- A ciebie szanuję w szczególności, bo jesteś jedyną osobą, której mówię o rzeczach, o jakich nikt inny nie słyszał. Bo spędzając z tobą czas i obserwując twoją pasję do eliksirów równą mojej zasłużyłaś na szacunek.- wyznałem już tak wiele, a wiedziałem, że to nie koniec.- Pierwszy raz w życiu otworzyłem się przed kimś oprócz Lucjusza. Nie myślałem, że kiedykolwiek to nastąpi, że zaufam komuś wystarczająco. A już na pewno, że będzie to moja uczennica.- przełknąłem ślinę.- Ale tak się stało i szybciej wybiłbym cały Hogwart niż pogodził się z myślą, że zawiodłaś moje zaufanie. Albo, że ciebie nie ma.- dodałem ciszej.
Podciągnęła się do góry, trzymając za mój kark i wpiła się w moje wargi, wkładając w ten pocałunek całą miłość, jaką mnie obdarzała. I to był chyba pierwszy moment, w którym stwierdziłam, że ona rzeczywiście mnie kocha.
Oddałem ten akt miłości z czułością, której nigdy wcześniej u siebie nie zauważyłem w stosunku do nikogo innego. Żadnej innej kobiety. Bo żadnej nigdy nie kochałem. Nawet własnej matki, która tylko patrzyła, gdy ojciec tworzył na moim ciele kolejne rany i siniaki metalowym drągiem.
- Więc, co mam robić?- zapytała w końcu, gdy się ode mnie oderwała.- Siedzieć i patrzeć na ciebie?- zaśmiała się.
- Możesz się uczyć.- zauważyłem.
Spojrzała na mnie wyśmiewająco.
- Severusie, znam każdy podręcznik na pamięć z przedmiotów, które zdaję na owutemach. Myślisz, że mam ochotę się jeszcze uczyć?- uśmiechnęła się.
Zamrugałem parę razy, myśląc, co mogłaby robić przez cały dzień.
Przeleciałem wzrokiem wszystkie regały, zastanawiając się, jakiego eliksiru może mi brakować, ale wszystko było w doskonałej, wystarczalnej ilości.
Moje rozmyślenia przerwał trzepot skrzydeł i list, spadający z łapek sowy prosto na moje biurko w klasie.
Podszedłem szybko, by rozerwać kopertę i przeczytać wiadomość. Byłem o tyle spokojny, że koperta była srebrna, a nie czarna. Oznaczało to, że przyszła od Lucjusza.
Otworzyłem szybko list i przeleciałem go wzrokiem w drodze do kantorka, gdzie czekała Claudia.
- Lucjusz oczekuje cię natychmiast w Malfoy Manor.- oznajmiłem.- Sprowadził Draco i Blais’a. O ile ja i Lucjusz nie będziemy mieli z tym problemu, wy musicie przećwiczyć Przysięgę. Z listu wynika, że obaj zostaną do końca tygodnia i będą uczyć się w Hogwardzie do piątku. To daje ci trzy dni razem z nimi.- próbowałem nie przyjąć lekko smutnego tonu głosu.
Jednak, ona i tak wiedziała, o czym myślę. To było wypisane na mojej twarzy.
- Jestem tylko twoja, Severusie. Nie przejmuj się.- powiedziała.- Rozstanę się z nim. Dzisiaj.- dodała na potwierdzenie swoich słów.
- To głupie.- stwierdziłem.- Nie mogę rościć sobie prawa do własności…
- Ale ja zamierzam dać je tylko tobie.- przerwała mi i cofnęła się odrobinę.- Wypuścisz mnie przez bramę?
Skinąłem głową.
- Wyślij mi patronusa, gdy będziesz chciała wejść z powrotem.- dałem jej wskazówkę, jak poinformować mnie, gdy będzie chciała dostać się do Zamku.
Krótko potwierdziła, że zrozumiała i aportowała się na błonia.
Odpowiednim zaklęciem i hasłem najpierw zniosłem ochronę, a potem, po odpowiednim czasie ponownie ją wzniosłem.
Westchnąłem cicho. I to tyle z mienia jej na oku.
Powróciłem do klasy w celu sprawdzenia, jak wiele składników ci drugoroczni nieudacznicy zdążyli zmarnować w dwie godziny.




Aportowałam się od razu do Malfoy Manor, czując, jak serce bije mi mocniej i szybciej na myśl, że zaraz ujrzę swojego najlepszego przyjaciela. Chłopaka, którego zdradzałam.
Prawdopodobnie wiedzieli, że przybędę od razu do dostarczeniu wiadomości, bo i Draco i Blaise stali w ogrodzie i wyczekującym wzrokiem patrzyli w miejsce, w którym się pojawiłam- punkt aportacyjny.
Uśmiechnęłam się szeroko na widok znajomej, złotej czupryny, zmierzwionej przez wiatr.
Draco szturchnął lekko swojego przyjaciela i rzekł coś do niego szeptem. Nie miałam pojęcia, co to było, ale na ustach brązowowłosego rozkwitł uśmiech.
Podeszłam do nich lekko niepewnym krokiem
Blondyn rozłożył ramiona i po chwili wtulałam się w niego, jak w wielkiego misia. Później przejął mnie Zabini i również mocno mnie objął.
- Dobrze cię widzieć.- powiedział mój chłopak.
- Was także.- odpowiedziałam i spostrzegłam, że mają na sobie sportowe stroje.- Ćwiczycie?- uniosłam brew, lustrując ich wzrokiem.
Blaise zachichotał. Draco, natomiast, wydawał się być odrobinę wściekły.
- Jestem coś winien Blais’owi.- wytłumaczył Draco niechętnie.
Na ton głosu młodego Malfoy’a, zielonooki się zaśmiał. Podszedł do mnie, objął w pasie i sprawił, że odeszłam w nim parę metrów od rozeźlonego chłopaka.
- Jest mi winien przejażdżkę Maserati.- wytłumaczył.- Wiesz, miał do wyboru drugą opcję, ale nie za bardzo mu się spodobała.- ponownie zachichotał.
- A jaka była ta druga opcja?- uniosłam brew i spojrzałam podejrzliwie na chłopaka.
- Chciałem trzech godzin z tobą na Wieży Astrologicznej.- wyjaśnił.
Prychnęłam i zerknęłam badawczo na blondyna.
- Nie sądzisz, że to należałoby załatwiać ze mną, Blaise?- uśmiechnęliśmy się porozumiewawczo do siebie.- A co takiego zrobiłeś, że Draco jest ci coś winien?
Zabini uśmiechnął się słabo i odprowadził jeszcze bardziej w głąb ogrodu. Zaczynałam się bać tego, co miał zamiar mi powiedzieć.
- Dlaczego nie powiedziałaś mu o pokrewieństwu waszych rodów?- zadał pytanie.
Wstrzymałam oddech.
- Bo nigdy nie pytał.- odrzekłam krótko, ale po chwili dodałam.- Myślałam, że o tym wie.
- Nie wiedział.- spojrzał mi w oczy.- Ale, spokojnie, nie zmieniło to jego uczuć do niego.- położył mi rękę na ramieniu.
Drgnęłam.
- Blaise…- zaczęłam.- Potrzebuję twojej pomocy.- wyszeptałam.
- Claudia, Blaise!!!- usłyszeliśmy krzyk blondyna.- Idziecie?!
Westchnęłam cicho, ale brunet to zauważył.
- Później powiesz, o co chodzi.- powiedział cicho.- Ale bądź pewna, że ja zawsze ci pomogę.- obiecał.
Odeszliśmy w ciszy w kierunku garaży, gdzie czekał Draco.
- Co tam szepczecie po kątach?- zapytał zgryźliwie.
Wzruszyłam ramionami i udałam, że nie wiem, o co mu chodzi.
Naszym oczom ukazało się piękne, błyszczące, srebrne Maserati Granturismo. Niezbyt znałam się na samochodach, więc dalsze podziwianie zostawiłam Blais’owi, który niemal z namaszczeniem głaskał karoserię, patrząc łaknąco na kluczyki w ręce blondyna.
Uśmiechnęłam się na samą myśl, że ktoś może tak bardzo kochać samochody, jak brunet.
Twarz Zabiniego momentalnie się zmieniła, gdy dostał do dłoni kluczyki i Draco otworzył mu drzwi kierowcy, jakby chciał, żeby jego przyjaciel dotykał samochodu jak najmniej.
Spojrzał na mnie, jakby coś sobie przypominając.
- Chcę, żeby Claudia jechała ze mną.- wygłosił swoją zachciankę, na co Draco wybałuszył oczy.
- Ale… ale… Tu są tylko dwa miejsca, Blaise.- Malfoy lekko zbladł przerażony myślą, że pozostawi auto bez opieki. Prawdopodobnie nie zastrzegł sobie miejsca pasażera.
- Draco, nie zjem ci dziewczyny.- Blaise spojrzał na przyjaciela intensywnym wzrokiem.- Claudia na pewno także chciałaby poczuć tę moc.
Zamrugałam nerwowo, zastanawiając się, co zrobić.
Draco zerknął na mnie, prosząc o moje zdanie w tej kwestii.
A ja, aż nad wyraz wiedziałam, o co chodzi Blais’owi.
- Chętnie się przejadę, jeśli nie masz nic przeciwko.- zgodziłam się, wiedząc, że mam coś do załatwienia.
Blondyn zamknął oczy i wypuścił powietrze przez usta, zapewne licząc do dziesięciu.
- Nienawidzę się za to, że oddaje najnowszą zabawkę ojca dwojgu Ślizgonom.- westchnął i wyszedł z garażu, żeby nie przyglądać się katastrofie, której sam jest winien.
I pewnie jeszcze po to, by schować się przed Malfoy’em Seniorem do czasu naszego powrotu.
Blaise otworzył mi drzwi i zamknął je, kiedy wsiadłam. Sam również usadowił się w pojeździe, zapalił silnik i przez chwilę delektował się jego brzmieniem, po czym ruszył z piskiem opon, kierując się proso do bramy wyjazdowej.
Pędziliśmy bez słowa po żwirowych drogach wśród pagórków i ostrych zakrętów. Czułam każdy moment, gdy przyspieszał i odpuszczał gaz. Prędkość była zawrotna i wystarczyły jedynie cztery minuty, byśmy byli daleko od Malfoy Manor.
Ostatecznie Zabini zatrzymał się na jakiejś drodze na wzgórzu, skąd oglądaliśmy piękny, krajobraz i niknącą w mgle posiadłość Draco.
- W czym mam ci pomóc?- zapytał w końcu. Nie oszukujmy się, czekałam na to pytanie.
- Muszę rozstać się z Draco.- oznajmiłam po chwili zastanowienia, jak ująć to w słowa. Wyłożyłam kawę na ławę.
- Więc w czym problem?- nawet na mnie nie spojrzał, nadal patrzył w dal.
- W Draco.- odrzekłam.
Zaśmiał się cicho i dopiero wtedy jego oczy spoczęły na chwilę na mnie, jednak za raz ponownie obserwował otaczającą nas przyrodę, pogrążoną w śnie zimowym.
- Jest ktoś inny?- zadał kolejne pytanie.
- Tak i nie.
- Sprecyzuj.- zażądał.
- Nigdy nie będę mogła być z osobą, którą kocham, ale jednocześnie nie mogę być z Draco. Wiem, że w ten sposób go zdradzam i ranię.- wytłumaczyłam.
- A kochasz Draco?
Zszokował mnie tym pytaniem.
- Ja… - wyjąkałam.- Ja… ja nie wiem, Blaise.- wyznałam.
- Jeśli go kochasz, nie powinnaś mieć wątpliwości.- pomyślał przez chwilę.- Ktoś kiedyś powiedział: „Jeśli kochasz dwie osoby naraz, wybierz tą drugą, bo jeśli prawdziwie kochałbyś pierwszą, nie zakochałbyś się w drugiej”µ.- przytoczył.- Może jest jakaś racja w tych słowach.- położył mi rękę na ramieniu.- Przykro mi, że nie potrafię doradzić nic więcej. Nigdy nikogo nie kochałem, ani nie byłem zakochany, a Draco to mój przyjaciel, tak jak ty jesteś przyjaciółką.
- Właśnie!- zauważyłam.- Wolałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi.- z oczy popłynęły mi łzy. Przysiadłam na zimnej ziemi i ukryłam twarz w dłoniach.- Wszystko spieprzyłam, Blaise!!!- krzyknęłam.- Jak mam mu to powiedzieć?! Kogo z niego zrobić, Blaise?! Kogo?- wyszeptałam.- Ledwo tydzień przed Wymianą postawił Hogwart na głowie, żeby ogłosić, że jesteśmy razem!- wyżaliłam się z tego, co najbardziej mnie bolało.
Przysiadł obok mnie i objął uspokajająco.
- Już nic nie będzie takie samo, Blaise.- wyszeptałam.- Boję się go stracić, ale jednocześnie nie mogę go ranić…- wychlipałam.


µ słowa wypowiedział Johnny Depp

sobota, 2 lutego 2013

Pergamin 5

Przepraszam za swoją długą nieobecność. To nie tak, że zapomniałam, czy straciłam wenę. Rozdział, który przed chwilką wrzuciłam miałam gotowy dwa tygodnie temu, jednak z braku internetu na wyjeździe w góry, nie mogłam wstawić go wcześniej. Miłej lektury i obiecuję, że następny będzie szybciej!

Pokonani - 20. Pierwsze wyznanie


20. Pierwsze wyznanie


- Gdzie ty się znowu wybierasz, Claudia? Nie możesz choć trochę posiedzieć z przyjaciółmi?- zapytała Julce.
Jej brązowe włosy opadały jej na twarz. Wyglądał na trochę poirytowaną.
- No, właśnie.- do jej stanowiska dołączył Claudiusz.- Jest ktoś bardziej interesujący od nas?- uniósł brew.
Zaśmiałam się.
- Owszem.- uśmiechnęłam się.- Nazywa się profesor Severus Snape i odejmie nam punkty, jeśli spóźnię się na szlaban, moi drodzy.
David wydawał się być rozbawiony.
- A nie wspominał ci, że zaczynasz dzisiaj szlaban o dziewiątej?- przysunął się do mnie.
Że też akurat TO musieli usłyszeć!
- Idę jeszcze na chwilę do siebie. Muszę dokończyć esej dla Flitwick’a.- odparłam, kłamiąc im w żywe oczy.- Później wyjdę trochę wcześniej, żeby zahaczyć o bibliotekę.- dodałam.- Potrzebuję jednej książki, która była wypożyczona. Może już została oddana…- westchnęłam, dalej kłamiąc zawodowo.
Bez dodatkowych słów udałam się do swojego dormitorium.
Rzuciłam się na łóżko i przelotnie spojrzałam na domniemany esej, który miałam kończyć. Był gotowy jeszcze przed morderstwem w Hogsmeade.
Oglądałam swoje paznokcie, pomalowanie na czarno i zerkałam nerwowo na zegarek. Chciałam już w końcu zniknąć z pokoju!
Minęło piętnaście minut.
Zerwałam się z łóżka i wyciągnęłam mały woreczek. Zaczarowałam go zaklęciem zmniejszająco- zwiększającym i wrzuciłam do niego całą kosmetyczkę, perfumy, szpilki, płaszcz wyjściowy, rajstopy, komplet bielizny i na końcu moją ulubioną małą czarną.
Schowałam pakunek do kieszeni i razem z torbą wyszłam do pokoju wspólnego, w którym siedziało już jedynie kilku czwarto roczniaków, i wyszłam do lochów.
Było cicho, chociaż daleko było jeszcze do ciszy nocnej.
Rozejrzałam się uważnie, czy nikt mnie nie obserwuje i wślizgnęłam się do kwater Severusa, po wyszeptaniu hasła.
W laboratorium było pusto.
Sięgnęłam po moją poprawioną książkę, przygotowałam sobie kociołek i pierwsze dwa składniki, po czym, równo dwadzieścia po dwudziestej, wrzuciłam pierwszy do środka. Rozpoczęłam warzenie Veritaserum. Zgodnie z planem. Odczekałam określony czas i wrzuciłam kolejny składnik. Zabulgotało. Wyłączyłam palnik. Podstawa do Eliksiru Prawdy musiała przeczekać dwanaście godzin w ciepłym miejscu. Postawiłam kociołek na szafce i przeszłam do sypialni. A jak się później okazało, Severusa nie było w ogóle.
Zajęłam łazienkę i wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy zaklęciem i tak samo je wyprostowałam, umalowałam się i ubrałam. Do czasu, w którym powinnam się zjawić w jego kwaterach pozostało piętnaście minut.
Przeszłam do salonu, usiadłam na kanapie, założyłam nogę na nogę i czekałam, delektując się spokojem, ciszą i ciepłem severusowych pokoi.
Wszedł do środka przez kominek, bardzo nagle, ale tylko spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.
Wydawał się być zaskoczony. Obie brwi podjechały do góry i patrzył się na mnie, oczekując wyjaśnień.
Podniosłam się i obeszłam go dookoła, trzymając rękę na jego ramieniu, bardzo powoli.
Spojrzałam mu w oczy. Był sparaliżowany.
- Przyszłam trochę wcześniej, żeby wytłumaczyć ci, czym jest miłość, Severusie…- wyszeptałam i musnęłam jego usta swoimi.
Pociągnęłam go, wciąż zdrętwiałego z zaskoczenia, na kanapę i usiadłam okrakiem na jego kolanach.
Przejechałam ręką po jego włosach i skierowałam jego podbródek tak, aby cały czas patrzeć mu w oczy.
- Przygotowałaś sobie przemówieniu, czy co…?- zakpił.
Spojrzałam na niego ostro i od razu się zamknął.
- Miłość, Severusie… jest darem, którego wiele myśli, że dostąpiło, choć się myli.- zaczęłam.- Myślą, że to wtedy, gdy pod wpływem impulsu poszli do łóżka. Gdy byli kilka tygodni razem, a potem się rozeszli.- gładziłam jego ramiona.- Ale to było jedynie zauroczenie, oni nie mają pojęcia o miłości…- patrzył na mnie uważnie, jakbym miała za chwilę powiedzieć, że to, co się stało było wielkim błędem. Ale nie do tego zmierzałam.- Miłość… miłość jest uczuciem, które wiedzie parę zakochanych od pierwszego pocałunku, poprzez małżeństwo, do wspólnego nagrobka na cmentarzu, który odwiedzają ich dzieci.- objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie.- Zapytasz, skąd osiemnastoletnia dziewczyna może wiedzieć, że kogoś kocha, skoro miłość to sprawdzian trwający parędziesiąt lat…- zaśmiałam się cichutko. Moje oczy nie wyrażały nic innego niż miłość. Wpatrywałam się w niego z uwielbieniem i oddaniem.- Wiem to. Wiem, że cię kocham, bo gdy patrzę na ciebie, moje serce bije mocniej. Gdy czuję twój dotyk, on pali i koi jednocześnie, bo sprawia, że chcę, abyś czuł to samo. Że nie myślę o sobie. Kocham cię, bo nie chcę przeżyć żadnego innego poranku bez ciebie. Nie chcę obudzić się i zobaczyć zimnego, pustego łóżka. Nie chcę zobaczyć nikogo innego…- pogłaskałam jego policzek.- Gdy nie ma mnie przy tobie, myślę, co robisz, gdzie jesteś, co myślisz, czy myślisz o mnie, czy o kimś innym…
- Nie myślę o kimś innym…- przerwał mi, zamyślony, chłonąc moje słowa.
Spojrzał nagle żywo w moje oczy i chciał, żebym kontynuowała.
- Za każdym razem, gdy jesteś wzywany do Czarnego Pana, drżę, modląc się, żebyś już nigdy nie wrócił w takim stanie jak wtedy…- objął mnie mocniej i zaczął gładzić swój policzek.- Za każdym razem, gdy myślę o swoich Zadaniach, jedynym, czego się boję jest to, że zginę, bo nie będę umiała go wypełnić i nigdy się nie dowiem, jaki los nas czeka.- przytuliłam się do niego.- Mówię „nas”, ale tak naprawdę jesteśmy tylko „ja” i „ty”. Jedynym, o co cię prosiłam, było, żebyś pozwolił mi siebie kochać. Nie miałabym odwagi prosić cię o pokochanie mnie, w końcu jesteś profesorem, a ja tylko uczennicą… I tak naprawdę, wiedząc, że mnie nie kochasz jestem spokojna. Przynajmniej wiem, że mnie nie znienawidzisz…- zamilkłam, a on przytulił mnie do siebie.
Milczał przez chwilę.
- Wczoraj w nocy, gdy byłem u Dumbledore’a…- zaczął cicho.- On… w zasadzie udzielił nam błogosławieństwa…- wyszeptał.
Spojrzałam na niego zdziwiona z niemą prośbą o kontynuację.
- Powiedział, że nie będzie robić problemu…- powiedział perswazyjnie.
Zamrugałam parę razy, żeby zrozumieć, że najbardziej porządny człowiek Hogwartu, były Gryfon, postanowił zaakceptować związek nauczyciela i uczennicy, co więcej, jeszcze ich pchnąć ku sobie.
Ale to jeszcze nic nie oznaczało.
Wstałam delikatnie z jego kolan.
- Więc teraz reszta zależy od ciebie, Severusie…- wyszeptałam ze słabym uśmiechem, wiedząc, że nie mam co liczyć na jego miłość, ale ciesząc się, że ja mogę kochać jego.- Musimy już iść.- spojrzałam na zegar.
Zerwał się z kanapy i wybiegł do sypialni.
Przebrał się w dosłownie dwie minuty. Był gotowy, ubrany w czarne proste spodnie, identyczną w odcieniu koszulę, równie głęboki w czerni surdut i powiewającą czarną szatę z zieloną lamówką.
Aportowaliśmy się, uprzednio blokując kominek.
Znajdowaliśmy się w ogrodzie Malfoy Manor. Było jeszcze ciemniej niż poprzednio; ledwo widziałam, stojącego ode mnie 30 centymetrów, Severusa.
- Lumos.- szepnęłam zaklęcie, a koniec różdżki rozbłysł jasnym światłem.
Profesor zrobił to samo i oboje podążyliśmy do wejścia głównego.
Na nic nie czekając, mój Mistrz Eliksirów nacisnął klamkę i wszedł do środka, przepuszczając mnie w drzwiach.
Lucjusz Malfoy czekał już na nas w hallu.
- Claudia, Severus.- skinął głową, a platynowe włosy opadły mu na ramiona. Odpowiedzieliśmy tym samym gestem, niemal jednocześnie.- Czarny Pan już czeka.- oznajmił.
Oczy Severusa rozbłysły czystym niepokojem.
Bez słowa podążyliśmy do mniejszego salonu, w którym tym razem stał prostokątny stół, na którego szczycie zasiadał Voldemort. Trzy miejsca najbliżej niego były wolne. Lucjusz i Severus usiedli po obu jego stronach, a ja po prawej mojego Opiekuna.
Dookoła siedziało kilkunastu Śmierciożerców, którzy pożerali mnie wzrokiem nie do zinterpretowania. Rozpoznałam w nich jedynie Narcyzę Malfoy, Bellatrix Lestrange i jej męża- Rudolfa Lestrange, siedzącego razem z bratem- Rabastanem. Reszta pozostawała dla mnie zagadką.
- Panie… Co twoja nowa zabawka robi na spotkaniu Wewnętrznego Kręgu?- odezwał się jeden z mi nieznanych.
- Milcz, Nott- warknął głośno czerwonooki.- Claudia nie jest moją „zabawką”, jak to określiłeś, ale zaraz ty możesz nią być.- powiedział opanowanym, przez co jeszcze bardziej przerażającym głosem, świdrując Nott’a wzrokiem.
- Tak, Panie…- mężczyzna, wściekły, spuścił głowę.
Płaskonosy zmierzył wszystkich mrożącymi krew w żyłach oczyma.
- Ktoś jeszcze ma coś do dodania?- wysyczał.- Avery?- mężczyzna zaprzeczył.- McNair?- ten też potrząsnął głową.- Rookwood?- zerknął na ostatniego z wyglądających na niezbyt zadowolonych popleczników. Nie odpowiedział. Jego wzrok padł na mnie.- Claudio…- jego syk przeszył mnie na wskroś, pomimo to spojrzałam na niego z przekorą, intrygą i zaciekawieniem na raz.
- Tak, Panie?- potwierdziłam, że go słucham.
- Czyżby jakaś ważna rzecz w twoim życiu uległa zmianie?- uniósł brew. Zamrugałam nerwowo. Czyżby przebił moją barierę?!- Nie patrz się tak na mnie, moja droga Ślizgonko, doskonale wyczuwam uczucia tak wyraźne jak…- wszyscy wyczekiwali na dokończenie.-… jak twoje…- uśmiechnął się jadowicie.- Odpowiedz!- zażądał.
Severus drgnął i niezauważalnie spuścił wzrok.
- W Hogwardzie wiele czynników może wpłynąć na zmianę nastroju.- odpowiedziałam.
Zaśmiał się głośno.
- Twoja podopieczna sobie ze mną pogrywa, Severusie. Mam nadzieję, że wymierzysz jej odpowiednią karę w szkole…- najwyraźniej dobrze się bawił. I inni też, prawdopodobnie, przypuszczając, że wyjdę z tego dworu ledwo żywa, jeżeli w ogóle.
Severus odchrząkną.
- Kara będzie adekwatna, Panie…- odpowiedział wolno i wyraźnie. Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk jego głosu.
- Zapewne…- śmiał się dalej.- A więc, panno Ringroyal, co tak bardzo zmieniło twój nastrój?- ponowił pytanie.
Przypomniałam sobie sytuację, gdy Sylwester omal się nie zabił, aby wzbudzić w sobie jeszcze większe zdenerwowanie, by kłamstwo było bardziej wiarygodne.
- Jeden z uczniów Wymiany prawie wypił dzisiaj cykutę na Eliksirach.- odparłam, jakbym opowiadała o tym, co było na obiad, a nie kłamała w żywe oczy najniebezpieczniejszemu mordercy, jaki świat widział.
- Tak bardzo przejął cię ten fakt?- trochę powątpiewał.
- Cóż, Panie… Skoro Eliksiry nadzorowałam zarówno ja, jak i profesor Snape, oboje moglibyśmy zostać wydalenia, a Tobie, Panie, raczej zależy na większej, niż mniejszej ilości szpiegów w Hogwardzie.- udowodniłam swoją fałszywą rację.
- Prawda.- skomentował tylko.- Rookwood, przygotowałeś to, co miałeś przygotować?- spojrzał na siedzącego na przeciwko Belli Augustusa.
- Oczywiście, Panie.- potwierdził i wyciągnął z kieszeni woreczek, z którego następnie wyciągnął kilka przedmiotów. Użył zaklęcia powiększającego do normalnych rozmiarów, po czym rozciągnął wielką mapę na całym stole. Wszyscy powstali, by chociaż spróbować ogarnąć ją całą wzrokiem. Ja również powstałam, pociągnięta przez Severusa.- Mapa Departamentu Tajemnic.- oznajmił reszcie.- Nie będzie łatwo tam się dostać, nie wspominając już o wyjściu. Gdy wejdziemy do środka Komnaty, ta zacznie się obracać wokół własnej osi i nie znajdziemy wyjścia.
- Ty tam pracujesz.- zauważył Czarny Pan.
- Nawet 20 lat, Panie.- potwierdził.- Jednak nigdy nie byłem w komnatach z tajemnicami.
Voldemort zmrużył oczy i prześlizgiwał spojrzeniem po każdym z zebranych. Na moje nieszczęście, jego oczy nie dotarły do Severusa, a spoczęły na mnie.
- Jakiś pomysł, panno Ringroyal?- uniósł brew.
Czyżby to już był ten etap, w którym moje życie zależy od poziomu mojej inteligencji?
Severus lekko dotknął mojego uda, abym pośpieszyła się z odpowiedzią. To, że miała być jak najlepsza, miał wypisane na twarzy. Ku mojemu zdziwieniu, był pewien, że taka będzie.
- Skoro Komnata będzie się obracać wokół własnej osi, wystarczy oznaczyć drzwi. Na ten przykład, ognistą literą „X”, którą będzie widać z daleka.- odpowiedziałam spokojnie.
Czarny Pan przeniósł wzrok na Rookwood’a.
- Widzicie?- zaśmiał się.- Mówiłem wam, że Claudia jest inteligentna. I dużo bardziej sprytna niż większość z was.- dodał z lekkim uśmiechem w moją stronę. Jednak ja nadal nie czułam się bezpiecznie.- Jakieś inne przeszkody, Rookwood?- zapytał.
- Jeżeli chcemy tam cokolwiek znaleźć, należy znać dokładny numer tej tajemnicy. Niemal niemożliwym jest odszukać konkretną rzecz bez posiadania jej kodu.
Czarny Pan zastanowił się.
Krew w żyłach zaczęła mi szybciej krążyć. Rookwood się mylił!
- Panie…- zdumiona usłyszałam swój głos.
Wszyscy spojrzeli na mnie w jednym momencie. Nie widziałam spojrzenia Severusa, ale przerażone oczy Lucjusza Malfoy’a mówiły wszystko. Zła zagrywka równa się Crucjatus.
- Rozumiem, że i na to masz sposób.- Voldemort również był zaskoczony moją odwagą, co reszta. Wyprostował się.- Proszę, mów.- pozwolił mi na przedstawienie swojej wersji.
- Z całym szacunkiem, panie Rookwood, ale myli się pan.- dosłownie poczułam, jak Severus przestaje oddychać.- Tajemnicę można znaleźć, znając rok jej złożenia i jej właściciela.
Właściciel mapy spojrzał na mnie gniewnie, a Czarny Pan podszedł do mnie. Czułam jego oddech na karku. Przechodził mnie dreszcz za dreszczem.
- Skąd ta pewność, moja droga…?- ususzałam za sobą syk.
- Gdy miałam piętnaście lat, w wakacje, po czwartym roku, byłam w Departamencie Tajemnic, w Komnacie z Tajemnicami.- powiedziałam prawdę.- Moja babcia składała tam jakąś rzecz.- kontynuowałam dalej.- Nie mam pojęcia, co to było, ale regały są ułożone latami, natomiast tajemnice według alfabetu i nazwiska właściciela.- wytłumaczyłam.- Rzucono wtedy na mnie Obliviate, któremu się oparłam, więc posiadam ta wiedzę.
- Jak to możliwe, że w wieku piętnastu lat oparłaś się Obliviate, Claudio?- Czarny Pan zdawał się nie być przekonanym do mojej wersji.
- Tradycją mojego rodu jest nauka Legilimencji i Oklumencji od najmłodszych lat. W porę dowiedziałam się, że chcą mi wymazać wspomnienia, więc zdążyłam włączyć barierę, Panie.- odpowiedziałam wszystko zgodnie z prawdą.
Voldemort wrócił na swoje miejsce i zasiadł na fotelu, zarzucając szatami.
Objął wszystkich czerwonym wzrokiem.
- W takim razie, chyba dla wszystkich oczywistym jest, że panna Ringroyal będzie dowodzić całą akcją.- powiedział naturalnie spokojnym głosem, niczym nieprzejęty.
Serce zabiło mi mocniej i nie kontrolując się, spojrzałam na niego okropnie zdziwiona i przestraszona.
Severus wkroczył do akcji.
- Panie, jesteś pewien, że chcesz powierzyć dowództwo osobie tak niedoświadczonej, która nawet nie otrzymała jeszcze Mrocznego Znaku?- odezwał się, intensywnie wbijając wzrok w Malfoy’a Seniora.
- Cóż, Severusie, skoro tak stawiasz sprawę…- zastanowił się.- Claudio musisz w trybie przyspieszonym przejść przez ostatnie dwa Zadania.- zadecydował.- Normalnie powinnaś zabić bliską ci osobę, skoro jednak nie znajduję w twoim otoczeniu bliskich tobie szlam, twój ród jest nieskazitelny, należysz do Slytherinu, a jedyne bliskie ci osoby są mi potrzebne, skończy się to wyłącznie na torturach…- uśmiechnął się jadowicie.
Ojciec Draco zamrugał parokrotnie, nie do końca, wiedząc, o co chodzi. Z resztą, pozostała arystokracja wyglądała podobnie.
- Nie potrzebujecie świadków. Pokój sam mi powie, czy wypełniłaś Zadanie.- podniósł się z fotela.- Moi drodzy, przenieśmy się do drugiego salonu. Zostawmy Claudię i… Severusa samych…- zaśmiał się i zniknął za drzwiami.
Poczułam się, jakbym dostała kopniaka w brzuch. Przerażona wizją tego, co zaraz miałam zrobić, opadłam na krzesło. Wszyscy opuścili pomieszczenie. Właściciel Malfoy Manor nie do końca wiedział, o co chodzi.
Drzwi się zatrzasnęły.
- Silencio.- Severus rzucił zaklęcie wyciszające i również usiadł.
Z moich oczu popłynęły łzy.
- Przepraszam…- wyłkałam, ukrywając twarz w dłoniach.- Nie powinnam była zaczynać tematu Tajemnic…- szlochałam.- Przepraszam, Severusie…
Objął mnie mocno.
- To raczej ja ciebie powinienem przeprosić.- powiedział opanowanym głosem.- Chciałem cię uratować przed odpowiedzialnością dowodzenia. Tym bardziej, że jeszcze nie wiemy, czego szukamy.- pogłaskał mnie po głowie.- To nic, Claudio. Przynajmniej szybciej przejdziesz Inicjację.- pocieszał mnie.
Oderwał mnie od siebie i przeszedł na wolną od mebli przestrzeń.
- Zrób to.- zachęcił mnie.- Jestem przyzwyczajony, nic mi nie będzie.- był twardy.
Nie mogłam już dłużej. Wybuchłam.
- I oczywiście pewnie nie wiesz, że zadawanie bólu osobie, którą się kocha jest jeszcze boleśniejsze od Crucjatusa?!- krzyknęłam
Zamilknął. Po co miałby odpowiadać? To niczego nie zmieniało. Dostałam Zadanie i musiałam je wypełnić. Bez żadnych uczuć. Bez żadnych łez.
Otarłam mokre miejsca z twarzy.
Wtedy otworzyły się drzwi i wszedł Czarny Pan.
Zdjął zaklęcie wyciszające i rozsiadł się wygodnie.
- Zmieniłem zdanie, moi drodzy.- zaśmiał się.-Jednak chcę popatrzeć.
Wstałam z miejsca.
- Ile ma to trwać, Panie?- zapytałam, prawie warcząc.
- A ile dasz radę?- miał naprawdę ubaw z tego Zadania.
- Długo. Ale w końcu nie chcesz, Panie, aby profesor Snape umarł.- zauważyłam.
- A nawet chcę, żeby był w stanie użytku i koncentracji.- zaśmiał się.- Wiem, że to potrafisz, Claudio.- powiedział poważnie.- Zadania to tylko tradycja. Ja już od początku wiedziałem, że wstąpisz w moje szeregi. To czysta formalność.- podsumował.- Pięć minut, trzy różne zaklęcia i po sprawie.- podał wymogi.
- W porządku, Panie.- skinęłam głową i spojrzałam w czarne oczy mojej miłości. Ufał mi. Wyciągnęłam ku niemu różdżkę.- Sectumsepmpra.- szepnęła, nie kładąc nacisku na wypowiedź zaklęcia, aby zmniejszyć intensywność i głębokość ran.
Severus padł na kolana, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, jednak zaciskając wargi i zęby.
Jak powstrzymałam się przed przerwaniem strumienia z różdżki i rzuceniem się mu na ratunek? Myślałam, że robię to komuś innemu, na kim chciałam się zemścić za brak szczerości, lojalności i zdradę.
- Tormento·.- zmieniłam zaklęcie. Po nim, Severus upadł na prawy bok i po raz pierwszy cicho jęknął, dołączając do mocno zaciśniętych części cała jeszcze dłonie i oczy. Nigdy nie byłam potraktowana tym zaklęciem, więc nie miałam pojęcia, jaki rodzaj bólu mój profesor może czuć.
Zacisnąłam wolną, lewą dłoń, wbijając sobie paznokcie. Voldemort już się nie uśmiechał. Dla niego rzeczywiście była to tylko formalność. Tym bardziej, że, wnioskując z pozycji Severusa przy stole, Mistrz Eliksirów był ulubieńcem Płaskonosego.
Ostatnie zaklęcie.
Głos zniżyłam najbardziej, jak tylko mogłam, aby obrażenia były jak najlżejsze.
- Crucjo.- przymknęłam oczy, lekko je mrużąc.
Z piersi Severusa wydarł się pomruk, a on sam zwinął się w kulkę. Art Abolitio Doloris¨ opanował do perfekcji.
Ostatnia minuta… Ostatnie sekundy… Opuściłam różdżkę i czekałam na dalsze instrukcje.
- I bardzo ładnie.- uśmiechnął się. Komplement?! Świat staje na głowie…- O kim myślałaś, Claudio?- zapytał.- Bo raczej zauważyłem, że nie o Severusie.
Kłamstwa nie wchodziły w grę.
- O Veronice Lilith Holmes.- odpowiedziałam szczerze.
- W porządku.- skinął głową.- Gdybyś chciała ją zabić lub torturować, masz moje pozwolenie.
- Dziękuję, Panie. Ale, chociaż jest ona szlamą, nie mogę tego zrobić, dopóki obie uczymy się w Hogwardzie.
- Rozumiem.- przeniósł wzrok na Severusa.- Silencio.- wyciszył ponownie salon i zbliżył się do drzwi.- Jak mniemam, umiesz się nim zająć, moja droga Ślizgonko. Za pięć minut oboje macie być w stanie używalności.- opuścił pokój, zatrzaskując ogromne drzwi.
Stałam przez chwilę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, jednak szybko się ocknęłam i doskoczyłam do czarnego kłębka, leżącego na ziemi.
- Vulnera Santrum!- rzuciłam zaklęcie, leczące rany po pierwszym z zaklęć. Nie miałam czasu go rozbierać i sprawdzać całego ciała, więc zapobiegawczo rzuciłam jeszcze jedno zaklęcie na inne rany.- Episkey!
Na końcu dodałam jeszcze zaklęcie czyszczące. Zapach krwi czułam na odległość.
Był przytomny. Jako tako mógł nawet chodzić, więc dotarł na fotel jedynie przy pomocy mojego ramienia.
- Nie było źle.- wyszeptał zachryple i uśmiechnął się słabo.
- Sonorus!- wzmocniłam siłę jego głosu.- Przynajmniej mnie nie kłam prosto w oczy, Severusie.- dotknęłam lekko jego ramienia.
Zaśmiał się cicho. Był niesamowity! Przeszedł katusze i jeszcze się śmiał!
- Zapewniam cię, że nigdy nie czułem lżejszego bólu.- złapał mnie za rękę, ale natychmiast puścił.
Zamrugałam, czując się odrzuconą.
- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam, wbijając wzrok w swoją rękę.
Speszył się.
- Wybacz.- wyszeptał i ponownie wziął moją dłoń.- Nie przywykłem do… tego.- wyznał.
- Do czego, Severusie?- drążyłam temat.
- Do okazywania uczuć, jasne?!- krzyknął i szarpną się, jednak nie pozwoliłam mu wstać.
Uśmiechnęłam się zwycięsko.
Ścisnęłam jego dłoń mocnie, a drugą pogładziłam policzek.
- Przepraszam za to, Severusie.- wyszeptałam do jego ucha i pocałowałam czule jego policzek.
Jak się też okazało, odsunęłam się od niego w odpowiednim czasie, aby wejście członków Wewnętrznego Kręgu obserwować, ze swojego miejsca na fotelu.
Lucjusz zmierzył nas wzrokiem. Czarny Pan z podejrzanym uśmiechem zasiadł na swoim miejscu. Reszta tylko przelotnie spojrzała na profesora, wyglądającego prawie tak samo jak przed ich wyjściem i zajęła swoje miejsca.
- Claudio, co myślisz o moich planach podporządkowania sobie i oczyszczenia świata czarodziejów?- zapytał czerwonooki.
Kolejny etap. Pytanie o poglądy. Inteligencja, argumenty i uzasadnienie. Te czynniki składały się na sukces.
- Oczyszczenie świata ze szlamu jest jak najbardziej uzasadnione, Panie. Stworzenie czysto krwistego świata magii rzeczywiście kusi.- zaczęłam swoją przemowę, od której zależało praktycznie wszystko.- Jednak należy się zastanowić, czy zyski będą przewyższać koszty. - spojrzałam na Voldemorta.- Zmniejszenie ilości szlam, czy nawet ich wybicie nie powstrzyma ich dalszego rodzenia się. Nie oznacza to, oczywiście, że ich bronię. Na pewno nie. Jednak proponuję ograniczyć zabijanie szlam do osób powyżej dziewiętnastego roku życia, czyli ukończenia szkoły. Niech poczują, że mają szansę się bronić. Już nie wspominając, że satysfakcja z wygranego pojedynku bardziej motywuje do działania niż morderstwo na bezbronnym dziecku.- wyraziłam swoją opinię.- Jeśli chodzi o twoje plany wobec Ministerstwa, Panie, bo na pewno jakieś masz, proponowałabym zacząć od usadzenia w Radzie Ministrów przynajmniej kilkorgu Śmierciożerców. W tej chwili Londyn Magiczny jest słabszy niż kiedykolwiek. Ministrowie, kłócąc się popełniają błędy za błędami. Nie ma lepszego momentu, by włączyć się do polityki i przejąć kontrolę nad wszystkim w państwie i na świecie.- zakończyłam.
Czarny Pan myślał przez chwilę.
- Zapisałeś to, Nott?- zapytał i spojrzał na wspomnianego mężczyznę, siedzącego na końcu stołu, jednak szczyt pozostawał pusty.
- Tak, Panie.- odpowiedział.
Dopiero wtedy zobaczyłam przed nim pergamin i zaczarowane pióro, które zapisywało wszystkie moje słowa.
- Nie będę kierował się pychą ani poczuciem władzy. Najważniejszy jest efekt wojny, którą niedługo ogłosimy, a panna Ringroyal ma dużo racji.- przywódca przywołał pergamin i pióro z mniejszego stolika i zapisał na nim parę zdań. Już po chwili je odczytywał.- Poprawka do punktu 4. Kodeksu Śmierciożercy. Zakazuje się zabijania szlam poniżej dziewiętnastego roku życia. Każdy czyn wbrew temu zakazowi będzie karany. Kara będzie adekwatna do okoliczności. Obejmuje możliwość kary śmierci.- zakończył i wszyscy, jak jeden spojrzeli się na niego zdziwieni i zdumieni. Zwinął w rulon pergamin i podał go Lucjuszowi Malfoy’owi.- Jesteś odpowiedzialny za to, żeby każdy Śmierciożerca i Szmalcownik dowiedział się o tym do jutra do północy. Domyślam się, że w tym czasie nikt nie zdobędzie powodu by zabijać dzieci.
Najbogatszy czarodziej na świecie skinął głową i schował pergamin.
Nott przelewitował swój pergamin i pióro przede mnie.
- Podpisz się pod swoimi słowami, Claudio.- nakazał mi sąsiad Severusa.
Przełknęłam ślinę i wzięłam pióro do ręki. Trochę mi się trzęsła, ale zdołałam nakreślić na niej swoje pełne, pięciowyrazowe imię i nazwisko.
Severus podał pergamin sąsiadowi.
- Wspaniale, Claudio.- odezwał się.- Inicjację przejdziesz jutro.- oznajmił.- Ty, Lucjuszu, postarasz się, żeby twój syn i Blaise Zabini byli obecni. W końcu potrzeba jej czterech świadków, którzy za nią poręczą.- przeniósł oczy na znakomitą większość, siedzącą za dalszą częścią stołu.- Plany co do akcji zawieszam do jutra.- teraz spojrzał na konkretnego mężczyznę.- Rookwood, jeśli chcesz być użyteczny, musisz wyróżniać się wiedzą na temat swojego miejsca pracy. Panna Ringroyal jest szpiegiem w Hogwardzie, a wie więcej o Departamencie Tajemnic niż ty, idioto.- dogryzł mu.- Bello, - zerknął na siostrę Narcyzy.- dzisiaj śpię u was.- kobieta wypięła dumnie piersi.
Wstał, a za nim i reszta.
Opuścili szybko Malfoy Manor.
Severus siedział, więc i ja trwałam przy nim. Po chwili zostaliśmy sami tylko z platynowowłosym czarodziejem.
- Claudio, składam najszczersze gratulacje.
- Dziękuję, panie Malfoy.- uśmiechnęłam się.
- Inicjacja odbędzie się tutaj.- mówił dalej.- Postaram się ściągnąć Dracona i Blais’a choćbym miał poruszyć niebo i ziemię.- obiecał.- Będą cię wspierać i zostaną twoimi świadkami. W domniemaniu Czarnego Pana prawdopodobnie to ja i Severus mamy zostać pozostałymi dwoma, jednak masz prawo wyboru.
- Będę zaszczycona, jeżeli panowie się zgodzą.- odpowiedziałam, wiedząc, że oni i tak już dawno się zgodzili.
- Wspaniale.- odrzekł.- Przygotuję wszystkie dokumenty. Severus nauczy cię Przysięgi.- rozdzielił zadania.
- Dziękuję.- powiedziałam i spojrzałam na Mistrza Eliksirów,
Severus ocknął się jakby z zamyślenia.
- Doskonale.- skomentował, chociaż byłam pewna, że nie wiedział, co.- Dobranoc, Lucjuszu. Na nas też już pora.- wstał
- Dobranoc, panie Malfoy.- również się z nim pożegnałam.
- Dobranoc.- odpowiedział.
Zniknęliśmy w korytarzu, gdzie szybko założyliśmy górne odzienie zimowe i wyszliśmy na zewnątrz.
Z ogrodu aportowaliśmy się od razu na błonia. Jak się okazało, Severus znał hasło od bramy i sieci zabezpieczającej. Już parę sekund później ponownie się aportowaliśmy. Tym razem do jego kwater.
Moje ciało ochoczo przywitało ciepło panujące w salonie. Na twarzy Severusa też zauważyłam przejaw ulgi i ponownego spokoju.
Usiadł na kanapie i zrzucił z siebie szatę wierzchnią oraz czarną koszulę. Na jego ciele pojawiły się widoczne cięcia i nowe blizny.
Wyszłam szybko do laboratorium, po drodze zostawiając w sypialni swoją szatę i pozostając jedynie w czarnej sukience. Z szafki wzięłam maść i w drodze powrotnej pozbyłam się jeszcze szpilek.
Uśmiechnął się, gdy zobaczył, co niosę w ręce.
Uklęknęłam obok niego na kanapie i sprawiłam, że odwrócił się bokiem do oparcia.
Nabrałam maści na palce i zaczęłam rozprowadzać ją po jego idealnych, choć mocno zniszczonych plecach. Blizna na bliźnie. Cięcie na cięciu. Siniak na siniaku.
Przeszedł go dreszcz.
Od razu oderwałam rękę od jego ciała.
- Przepraszam, zabolało cię?- zapytałam.
- Nie…- zaprzeczył.- Ja tylko… nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś się mną zajmuje.- jego głos przybrał barwę smutku.
Powróciłam do przerwanej czynności.
Kominek zabłysł czerwonym światłem, powiadamiając, że ktoś chce się dostać do środka.
- Co za cholera…?- westchnął, ale otworzył sieć Fiuu.
W salonie natychmiastowo pojawił się profesor Dumbledore.
Spojrzał na mnie, smarującą dalej plecy Severusa i bez słowa zasiadł na jednym z foteli.
- Czyżbyś znowu ucierpiał, Severusie?- zadał pytanie dyrektor.- Kto był twoim dzisiejszym oprawcą?- uśmiechnął się pogodnie.
Ręka mi zamarła na dźwięk jego drugiego pytania, a szczególnie wyraz, którym określił mnie nieświadomie dyrektor. W oczach od razu miałam obraz leżącego Severusa, kulącego się z bólu, dumnie nie wydając z siebie żadnych dźwięków.
Mistrz Eliksirów na pewno zauważył przerwę w wykonywanej przeze mnie czynności i prawdopodobnie również posklejał fakty.
Odwrócił się i zobaczył łzę spływającą mi po policzku.
Wyciągnął dłoń i kciukiem starł mi ją z podbródka, patrząc mi w oczy. To był pierwszy gest przepełniony czułością i opiekuńczością, jaki uczynił wobec mnie.
- Nie płacz, Claudio.- powiedział cicho.- To były najprzyjemniejsze tortury w moim życiu.- uśmiechnął się.- Musiałaś to zrobić. To był rozkaz.- przypomniał mi.
Spuściłam wzrok i wiele nie myśląc, że nie jesteśmy sami, przytuliłam się do niego. Ale większym zaskoczeniem niż to, że zrobiłam to przy dyrektorze było to, że i on mnie objął i przycisnął mocniej do swojej klatki piersiowej. Gładził mnie chwilę po włosach. W końcu zrozumiałam, że czas się odczepić i porozmawiać w Dumbledor’em.
Usadowiłam się obok niego, a on objął mnie ramieniem, dzięki czemu mogłam położyć głowę na jego ramieniu.
Spojrzałam trochę zawstydzona na brodatego starca.
- Jakieś nowe wieści?- zapytał długobrody.
- Claudia przejdzie jutro Inicjację.- zaczął Severus.- Lucjusz ma za zadanie ściągnąć młodego Malfoy’a i Zabiniego. Wracając do twojego poprzedniego pytania, to nie znam osoby, która torturowałaby delikatniej od panny Ringroyal, Albusie. – oznajmił i poczułam jak się zawstydzam.- On coś szykuje. Wyjaśnimy ci wszystko, gdy dowiemy się więcej.
- A wiadomo chociaż, z czym jest to związane?- dopytywał się.
- Nie.- odpowiedział krótko czarnowłosy ku mojemu zdziwieniu, którego jednak nie okazałam.
Dyrektor, jakby dla pewności, że jeszcze nic nie wiadomo, spojrzał na mnie. Jednak nie odnalazł we mnie żadnej oznaki niepewności, czy drgnięcia, oznajmiającego, że mam coś do powiedzenia.
- Cóż, w takim razie postaram się ułatwić przepustkę dla Draco i Blais’a. Claudio, życzę ci powodzenia na jutrzejszej Inicjacji.- podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.- Jestem pewien, że dasz sobie radę i On cię nie opanuje. Zależy mu na tobie. Nikt nigdy nie został zrekrutowany tak szybko.
Wszedł do kominka i bez pożegnania zniknął w zielonych płomieniach.
Przez chwilę milczeliśmy. Byłam pewna, że Severus domyślał się, o czym myślę i, o co chcę go zapytać.
Zablokował kominek i jego czarne oczy przeszyły mnie wyczekującym spojrzeniem.
- Dlaczego nie powiedziałeś mu o Departamencie Tajemnic?- zapytałam w końcu.
- Nie mam zwyczaju mówić o czymś, co nie jest pewne. Wszystko może jeszcze ulec zmianie.- wytłumaczył.- Po za tym, nie mamy pojęcia, czego Czarny Pan szuka.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Miał rację. Po co przedwcześnie denerwować dyrektora? Dowie się w swoim czasie. To nasza prywatna rozgrywka.
Zerknęłam na zegar. Dochodziła pierwsza.
Przytulona do niego, zaczęłam palcem delikatnie zataczać kółka na jego torsie.
Zaśmiał się mrocznie. Podniosłam zdziwiona wzrok.
Uniósł zaciekawiony prawą brew.
- Czyżbyś czegoś chciała?- zapytał wiele sugerującym głosem.
Uśmiechnęłam się niewinnie. Zadziwiające, jak dobrze znał ludzkie zachowania i jak doskonale je interpretował.
- Mogę zostać na noc, profesorze?- wyszeptałam, patrząc się mu w oczy.
Uśmiechnął się i zmrużył lekko oczy.
- Cóż, panno Ringroyal, myślę, że jestem odpowiedzialny za uchronienie pani przed głębokim basenem w Łazience Prefektów po tak traumatycznym przeżyciu, jak spotkanie z Czarnym Panem, nie uważa pani?- przytulił mnie do siebie mocniej.
- Myślę, że pan, profesorze, zawsze ma rację.- mruknęłam cicho i podniosłam się, by go pocałować.
Wydawał się być zadowolony z rozwoju sytuacji, bo od razu objął mnie i pogłębił pocałunek, ale oderwał mnie nagle od siebie i spojrzał mi w oczy.
Jednym ruchem zdjął ze mnie sukienkę i wstając wziął na ręce.
Ułożył mnie na łóżku, rozebrał się i położył obok mnie. Oboje pozostawaliśmy w bieliźnie.
Pochylił się nade mną i pocałował głęboko, tańcząc z moim językiem zachłannie. Ponownie przerwał pocałunek. Odgarnął mi włosy z twarzy i przyjrzał mi się wzrokiem, jakiego nigdy jeszcze u niego nie widziałam i nie miałam pojęcia, co wyrażał.
- Jesteś piękna…-  wyszeptał przeraźliwie szczerym głosem.- Nie kochajmy się dzisiaj…- zaproponował delikatnie. Położył się  i rozłożył ręce.- Chodź do mnie.- powiedział, a ja od razu przyłożyłam głowę do jego piersi, kładąc się na lewym boku. Jedną nogę miałam pomiędzy jego. Prawą rękę wczepiłam w jego miękkie włosy, a lewą wplotłam w jego dłoń.- Nie chcę, żebyś pomyślała, że zależy mi tylko na seksie, Claudio.- wyznał i pocałował mnie w czubek głowy.
- Przecież to wiem, Severusie.- odszepnęłam.- Nie pokochałabym złego człowieka.
- I niby ja jestem dobrym człowiekiem?- jego klatka piersiowa zadrżała w cichym pomruku śmiechu.
- Cóż, to znaczy, na ogół oboje jesteśmy źli. Inaczej Czarny Pan by nam nie zaufał. Ale w naszym byciu złym nadal możemy być dobrzy.- wyjaśniłam.
Wydawał się nie być usatysfakcjonowany moją odpowiedzią, więc zaczęłam z innej strony.
- Czy zabijanie sprawia ci przyjemność?- zapytałam wprost.
- Jak kiedy.- odmruknął.
- Sprecyzuj.
- Na ogół nie lubię tego robić. Jednak zabicie tego mężczyzny, który cię dusił sprawiło, że poczułem się cudownie.- pogładził moją szyję.- O ile wiem, co to znaczy czuć się cudownie.- dodał szybko.
Podniosłam głowę.
- A jak się czujesz podczas orgazmu?- zapytałam.



Była taka świadoma każdego swojego słowa. To nie była już dziewczyna. Ona była pewną siebie i swoich czynów kobietą. Uśmiechała się wyzywająco, gdy wypowiadała pytanie. Patrzyła mi w oczy i nie umiałem wykryć żadnej oznaki zawstydzenia z jej strony.
- Czuję spełnienie.- odpowiedziałem trochę na okrętkę i byłem pewien że nie zostawi tak tego tematu. Czasem zdecydowanie za dużo przy niej gadam…
- Jak wskazuje definicja, Severusie.- zauważyła.- Jednak pytałam, jak się czujesz, a nie co czujesz. A to zdecydowanie różnica.- drążyła.
- Czuję się usatysfakcjonowany, trochę winny, szczególnie dzisiaj w kantorku i…- zaciąłem się.- I… czuję się… cudownie…- jęknąłem, gdy zorientowałem się, że ona udowodniła swoją rację i przestała być panią prokurator, przesłuchującą oskarżonego.
Wtuliła się we mnie z powrotem.
Nie umiałem nie powiedzieć tych słów. Wiedziałem, że może już nigdy nie będę miał takiej odwagi.
- Jesteś dla mnie cholernie ważna…- wyszeptałem, gdy jej oddech się uspokoił i myślałem, że usnęła.
W niespodziewanej odpowiedzi otrzymałem ledwo zrozumiałe i zaspane:
- Ty dla mnie też…


· tormento - łać. tormentum; tł.- udręka, cierpienie.
¨ Art. Abolitio Doloris – łać.; tł. dosłowne – Sztuka Znoszenia Bólu.