środa, 23 października 2013

Pokonani - 22. Inicjacja cz. II

Dla Ani  :*

22. Inicjacja cz. II


Dotarliśmy do Malfoy Manor po kolejnej półgodzinnej przejażdżce.
Moje oczy były jeszcze podpuchnięte po słonych łzach.
Blaise zaparkował w garażu i oboje opuściliśmy pojazd.
- Co to ma znaczyć?- Usłyszeliśmy głos, która nas sparaliżował.
Odwróciliśmy się w stronę głosu. Lucjusz Malfoy stał z niewyraźną miną, która parę minut temu musiała wyrażać wielką konsternację spowodowaną zniknięciem samochodu. Teraz jednak był wściekły i patrzył na bruneta surowym wzrokiem.
- Wujku, nie złość się - zaczął słodko chłopak z przepraszającym wyrazem twarzy.- To wszystko wina Draco - pożalił się, nie mogąc ukryć rozpierającego go śmiechu.
Pan Malfoy uśmiechnął się i zmrużył oczy w rozbawieniu.
- Cóż za puchońska lojalność prze ciebie przemawia - zadrwił.- Masz szczęście, że jesteś moim ulubionym chrześniakiem, Blaise.- Puścił oczko i pogroził palcem.
- Jedynym…- zachichotał chłopak i ciągnąc mnie za rękę wyprowadził z garaży, kierując się w  stronę wejścia do twierdzy.
Szedł dumny z wygranej, a ja patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
On i Draco od dawna trzymali się razem. Z początku, gdy obserwowałam Draco na pierwszym i drugim roku nie spędzali wiele czasu razem. Na posiłkach siedzieli oddzielnie i z tego, co wiedziałam łączyło ich tylko wspólne z czwórką innych chłopaków dormitorium. (Tak, obserwowałam Draco. Przecież to właśnie on był najbardziej intrygującą, oprócz profesora Snape’a, osobą w Hogwardzie. Najbardziej podobną do mnie.) Wszystko zmieniło się pod koniec drugiego roku, w czerwcu.
Spacerowałam wtedy po granicy błoni z Zakazanym Lasem. Pamiętam, że umówiłam się tamtego dnia z siostrą nad jeziorem. Szłam wtedy na to spotkanie. Mijałam ogromne krzaki na skraju jeziora, gdy zobaczyłam ich razem. Rozmawiających szeptem i najwyraźniej nie chcących być znalezionymi.
Pochodziłam z arystokratycznego rodu tak jak oni, więc, chociaż nie tego samego dnia a parę miesięcy później, domyśliłam się, co się święci. Ich przyjaźń zaczęła się wtedy, gdy oboje zostali wezwani na Rekrutację do Armii Voldemorta.
Nasza rodzina nie była związana ze służeniem Czarnemu Panowi, ale zobowiązywało mnie milczenie z tego względu, że nasze pochodzenie było czystej krwi arystokracji. Takie rody zawsze pomagały sobie nawzajem i trzymały się razem. Oto, dlaczego nie mogłam powiedzieć o niczym Dumbledore’owi. Po za tym, jak mogłabym donieść na Ślizgonów? Na Dom, w którym pragnęła się znaleźć, od kiedy do naszego domu przyszedł list, zawierający informacje o moim pierwszym roku.
Tamtego dnia moja siostra- Dalbor- oznajmiła mi, że jako pełnoletnia Krukonka zamierza wstąpić do Zakonu Feniksa. W swoich myślach usłyszałam swój głos śmiejący się do rozpuku. Co ona by zrobiła, gdyby tylko wiedziała, że jej jedyna, młodsza siostra marzy o byciu jednym ze Ślizgonów, z którymi ta głównie będzie walczyć, gdy wybuchnie wojna. Tak, wojna wisiała na włosku już od przynajmniej ośmiu lat…
Dalbor opuściła mury Hogwartu tego samego lata. Minęło jej siedem lat. Teraz mijało moje. Została Aurorem od zadań specjalnych. Nie spotykałyśmy się często. Ostatni raz widziałam ją… Na pogrzebie babci. Tak, to na pewno było na pogrzebie. Na początku czwartego roku…
Ona łapała Śmierciożerców, a ja tego wieczora miałam się stać jednym z nich.
Kiedy ostatni raz ją widziałam? Na pogrzebie babci. Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam? Właśnie wtedy nad jeziorem, pod koniec drugiego roku.
- Claudia…- Blaise dotknął lekko mojego ramienia.- Coś się stało?- Mogłam wykryć szczerą troskę w jego pytaniu.
Zaśmiałam się cicho, ukrywając wspomnienia do czarnej skrzynki, stojącej w przechowalni niepotrzebnych rzeczy, gdzieś w rzadko uruchamianej przeze mnie części mózgu.
- Chyba zrozumiesz, jeśli powiem, że się trochę boję - odpowiedziałam nie do końca szczerze na jego pytanie.
Uśmiechnął się lekko.
- I raczej nie poprawię ci humoru, mówiąc, że JEST się czego obawiać…
Weszliśmy do środka, a następnie do mniejszego z salonów, w którym poprzedniego dnia torturowałam Severusa.
Przy stole na miejscu swojego ojca siedział Draco, spoglądający na nas spod przymrużonych oczu. Oczu trochę smutnych, trochę wściekłych i odrobinę zamyślonych.
Usiadłam tam, gdzie dnia poprzedniego, a Blaise na miejscu Severusa. Uśmiechnęłam się odrobinę na myśl o nim. O tym, że będzie przy mnie, gdy to piekło mnie pochłonie w całości. W całości, bo po części już to zrobiło.
Blondyn bez słowa podsunął mi jakąś starą księgę i kazał przeczytać pierwsze zdanie.
Powiodłam wzrokiem po dwóch linijkach tekstu i od razu domyśliłam się, że jest to przysięga, której muszę się nauczyć.
Spojrzałam na Dracona. Był skupiony i na pewno niezachwycony całą sytuacją. Poczułam ukłucie w sercu, gdy przypomniałam sobie, że będę musiała zranić go tak mocno…
- Musisz się tego nauczyć - powiedział szarooki.
- Domyśliłam si .- odpowiedziałam i skarciłam siebie jednocześnie w duchu za tak ostry ton.
Blaise spojrzał na mnie znacząco.
- Będziemy przysięgać na nasze życie, Claudio. Na pewno nie zmienisz zdania?- zapytał brunet.- Musimy wiedzieć z Draco, na czym stoimy…- powiedział perswazyjnie.
Od razu wiedziałam, o co chodzi Zabiniemu. Musiałam mu powiedzieć. Musiał mieć wybór. Musiał wiedzieć… na czym stoi. Jego ziemię już za chwilę miałam zmienić w cienki lód.
Przymknęłam oczy, by przekonać siebie ostatecznie, że warto zranić najlepszego przyjaciela. Zobaczyłam twarz Severusa i wiedziałam, że tak.
- Draco, ja…- zaczęłam i zdecydowanie stwierdziłam, że nie wiem jak mu to wszystko wytłumaczyć.
Poczułam pocieszycielską dłoń Blaisa na swoim ramieniu i badawcze spojrzenie Draco na swoim ciele.
- Co się stało?- zapytał. Ohh… Była taki słodki, gdy się troszczył…
Wyraz jego twarzy miał za chwilę ulec nagłej zmianie.
Stwierdziłam, że najlepiej będzie prosto z mostu.
- Draco, ja zakochałam się w kimś…- wyznałam.- I ja go kocham…- wyszeptałam i spuściłam wzrok.
Poczułam nagłą ścianę odgradzającą mnie od blondyna, jakbyśmy spoglądali na siebie z dwóch końców ogromnej komnaty, a nie przez półmetrowy stół.
Jego oczy były puste. Wyraz twarzy nieprzenikniony. To był inny Draco. Zraniony Draco. Niebezpieczny Draco.
Podniosłam nieśmiało wzrok, aby napotkać jego, wlepiony we mnie.
- Kto to?- zapytał jedynie.
- Nie mogę powiedzieć…- wyszeptałam, wiedząc, że tym doprowadzę go do szewskiej pasji, jednak nie mając wyboru.
Jego oczy stały się ciemniejsze.
- Będę twoim świadkiem - rzekł.- Ale po dzisiejszym wieczorze, nie chcę cię już nigdy widzieć na oczy.- wywarczał przez zaciśnięte zęby i wyszedł z salonu trzaskając drzwiami tak głośno, że wszystkie meble się zatrzęsły.
Wlepiłam wzrok w podłogę. Blaise dotknął pocieszycielsko mojego ramienia.
Z moich oczu pociekły łzy, które kapiąc robiły ciemne plamy na moich jeansach.
- Idź do Draco, Blaise…- wychlipałam, choć nie chciałam zostać teraz sama.- Jeśli zostaniesz, ciebie też znienawidzi. Jemu jesteś bardziej potrzebny…- wyszeptałam.
Brunet podniósł się z krzesła i skierował do wyjścia.
- Dobrze postąpiłaś - pocieszył mnie jeszcze i zniknął za drzwiami.
A ja pogrążyłam się w rozpaczy. Litrach łez, które jako jedyne pozostały mi po najlepszym przyjacielu, jakiego można mieć. To wszystko w imię czegoś wyższego… W imię jednostronnej, nieszczęśliwej miłości, która nigdy nie będzie spełnioną…

* * *

Co chwila rozbrzmiewały trzaski świadczące o aportacji. Z komnaty było też widać błyski, ale w łazience, w której się znajdowałam nie było okien.
Ręka trzęsła mi się ze zdenerwowania, przez co czynność malowania kresek czarną kredką do oczu powtarzałam jakieś trzy razy. Czarna szminka dopełniała tylko moją bladą od podkładu twarz (tak, podkład jest zdecydowanie lepszą wymówką mojej bladości niż strach) i na czarno umalowane oczy. Nie wiedziałam, czy Narcyza Malfoy wiedziała już o tym, że wbiłam nóż w serce jej jedynego syna, czy nie, ale było to miłe z jej strony, że użyczyła mi łazienkę i kosmetyki na przygotowania przed Rytuałem Przysięgi. Przyniosła mi też czarną sukienkę, szpilki i szatę Śmierciożercy, które przygotował dla mnie jej mąż.
Przeczesałam jeszcze dwa razy szczotką swoje długie, rozpuszczone włosy i starannie ułożyłam grzywkę.
W podbrzuszu czułam zdenerwowanie i adrenalinę. Moje serce biło szybciej niż podczas zwykłych spotkań z Voldemortem i o niczym tak nie marzyłam, ja o silnych ramionach Severusa. Ale to… W każdym bądź razie nie teraz.
Byłam gotowa, choć ociągałam się jak tylko mogłam.
Popatrzyłam na swoje prawe przedramię i pogładziłam lekko palcem, wiodąc go po widocznej wyraźnie żyle. Ostatnie chwile, gdy nic go nie szpeci. Ostatnie sekundy, gdy nie jestem oficjalnie zła.
Wsunęłam buty na nogi i po raz ostatni przejrzałam się w dużym kryształowym lustrze. Wyglądałam idealnie. Wygładziłam ciągnącą się po ziemi czarną szatę z wyhaftowanym srebrnym wężem na prawej piersi. Założyłam obszerny kaptur na głowę, a jego cień sprawił, że moja twarz stała się całkowicie niewidoczna.
Nox.- zgasiłam światło w łazience i wsunęłam różdżkę do kieszeni.
Opuściłam łazienkę, a następnie prywatną komnatę Pani Malfoy i skierowałam się korytarzem w dół wyjścia. Cały dom był pusty. Cisza przerażała. Słyszałam tylko stukot swoich obcasów.
Wyszłam na dwór, gdzie było ciemno jak zwykle. Byłam przekonana, że w tej bezgwiezdnej nocy i czarnej pelerynie byłam w stanie pozostać niezauważoną.
Przeszłam na tyły domu, ciągnąc za sobie materiał. Na pewno było cholernie zimno, a ja nie miałam na sobie niczego ciepłego, ale nie odczuwałam tego, było mi wręcz gorąco z emocji.
Grupa około pięćdziesięciu, zakapturzonych osób tworzyła okrąg, przerwany w jednym miejscu tak, abym mogła swobodnie wejść do środka. Gdy tylko ich minęłam, okrąg się zamknął. Nie mogłam nikogo rozpoznać - mieli na twarzach srebrne maski.
Na środku stało pięciu mężczyzn. Również zakapturzonych, ale bez masek. Czworokąt tworzyli Severus, Lucjusz Malfoy, Draco i Blaise. Na szczycie, dopełniając figurę do pięciokąta stał Lord Voldemort.
Stanęłam w wyznaczonym miejscu po środku kwadratu, nie podnosząc wzroku na Czarnego Pana.
Każdy z czterech moich Świadków trzymał coś w dłoni, jednak ich długie rękawy uniemożliwiały mi przyjrzenie się przedmiotom.
Księżyc był w swoim najwyższym punkcie i świecił dokładnie nade mną. Była już północ.
Uklęknęłam przodem do Lorda i pochyliłam głowę jeszcze niżej.
Poczułam, jak serce nie daje rady bić tak szybko, jak adrenalina je napędzała.
- Dzisiejszej nocy dołączy do nas młoda dziewczyna, uczennica Hogwartu, Ślizgonka, najwybitniejsza uczennica epoki – Claudia Luna Dmitriana Madelstone – Ringroyal - zaczął czerwonooki.- Nie będziemy tracić czasu. Panna Ringroyal jest również nominowana do Wewnętrznego Kręgu. Claudio, co przysięgasz? - zwrócił się bezpośrednio do mnie.
- Przysięgam wierność i lojalność na śmierć i życie - wypowiedziałam pewnym głosem słowa przysięgi.
- Wierność przysięgasz na Blaisa Zabiniego - oznajmił, a Blaise podał mi złotą maskę, którą od razu nałożyłam.- Lojalność na Severusa Snape’a - Sev podał mi czarną różdżkę, inkrustowaną białym złotem i zażądał, abym oddała mu swoją.- Gotowość na śmierć na Dracona Malfoy’a. - Draco podał mi sztylet, którym zgodnie z instrukcją przecięłam sobie prawą dłoń.- I na Lucjusza Malfoy’a świadomość kary za dezercję.- Długowłosy blondyn podał mi materiałowy woreczek z solą, którą posypałam sobie ranę. Ból był jeszcze gorszy niż przy przecinaniu.- Jeśli złamiesz jakąkolwiek z przyrzeczonych rzeczy, osoba, na którą to przysięgałaś zapłaci życiem - wytłumaczył.- Daj mi swoją rękę.
Wyciągnęłam prawą, poranioną i opuchniętą dłoń.
Przystawił mi czubek różdżki do przedramienia i po wypowiedzeniu odpowiedniej inkantacji pojawił się na nim piekący tatuaż, przedstawiający węża.
- Powstań, Śmierciożerczyni i wypróbuj nową moc.- powiedział Czarny Pan.
Wstałam z kolan, podniosłam głowę dumnie do góry i uniosłam pięknie zdobioną różdżkę w kierunku nieba.
Morsmorde!!!- wrzasnęłam. Z mojej różdżki posypały się białe iskry, a piorun, który wystrzelił naznaczył na niebie wizerunek węża, identycznego, co na tatuażu.
Zniknął po kilkunastu sekundach i wtedy wszyscy Śmierciożercy zgromadzeni w okręgu pozdejmowali maski. Ja również to uczyniłam, a gdy ponownie spojrzałam przed siebie, Lorda już nie było. Draco ulotnił się równie szybko. Blaise zdążył jedynie skinąć głową na znak, że dobrze wypadłam i poszedł szukać przyjaciela.
Całe towarzystwo się rozproszyło i w ogrodzi zostałam tylko ja, Severus i Lucjusz Malfoy.
- Gratulacje, Claudio. Jesteś teraz jedną z nas. To chyba odpowiedni moment, żebyś zaczęła zwracać się do mnie po imieniu.- Uśmiechnął się blondyn, jednak widząc moją niezdecydowaną minę dodał. - Jesteś pełnoletnia, jesteśmy kolegami pofachu i należysz do Wewnętrznego Kręgu, więc należy ci się taki sam szacunek, co mnie i Severusowi. Naprawdę, proszę mów mi Lucjusz.
Uśmiechnęłam się lekko zawstydzona, ale wiedział, że już się zgodziłam.
- Dobrze, Lucjuszu.- powiedziałam niepewnie.
- Zapraszam do środka.- Lucjusz wskazał na dom.- Teraz odbędzie się spotkanie Wewnętrznego Kręgu - poinformował ojciec Draco.
Westchnęłam cicho i nie czekając na nikogo skierowałam się w stronę wejścia. Oni szli milcząc parę metrów za mną. Niecałe dwie minuty później otworzyłam drzwi mniejszego z salonów i wkroczyliśmy do niego, zajmując swoje miejsca przy całkowicie zapełnionym już stole.
Czerwonooki od razu przeniósł wzrok na Severusa.
- To na czym wczoraj skończyliśmy, Severusie? - zapytał z lekką drwiną.- Na tym, że panna Ringroyal nie jest Śmierciożerczynią? Otóż już jest i należy do Wewnętrznego Kręgu - obwieścił znany fakt.- Augustusie, wszystkie materiały, jakie przygotowałeś po spotkaniu przekażesz Claudii i Severusowi. Panna Ringroyal przejmuje dowództwo nad całą akcją, Severus będzie wszystko nadzorował. Zaplanujcie wszystko, dokładny cel poznacie tuż przed rozpoczęciem akcji - poinstruował nas.- Rookwood, jeszcze jedno. - Zmienił ton głosu na ostry. - Radziłbym ci postarać się i przekonać mnie na kolejnym zebraniu, że jednak jesteś jeszcze coś wart. Przegoniła cię osiemnastolatka! - zakpił, a ja poczułam się dumna z posiadanej wiedzy. Oczywiście, było to tylko chwilowe, gdyż przypomniałam sobie, że pochwała wyszła z ust mordercy i zła prosto z piekieł.
Rookwood obruszył się i posłał mi mordercze spojrzenie, na co odpowiedziałam ociekającym jadem i wyższością uśmiechem.
- Claudia zajmie się również twoim synem, Golthic. - Czarny Pan zwrócił się do, prawdopodobnie, ojca Davida.- Jesteś odpowiedzialna za niego i jego Zadania, o którym może z Tobą mówić. - Teraz mówił bezpośrednio do mnie.- Wyślę mu jeszcze list. Rozumiem, że w tym środowisku nie można ufać nikomu oprócz własnej różdżki.- kontynuował. - Inicjację Davida Golthica wyznaczam na Nowy Rok. Wtedy obydwoje zajmiecie się resztą Ślizgonów z szóstego roku. - Przeniósł wzrok na wszystkich. - Pytania?
Uniósł zdziwiony brew, gdy ktoś rzeczywiście miał pytanie - Bella Lestrange.
- Mój Panie, - zaczęła pokornie - co do terminu wybuchu wojny…
Nie dane jej było skończyć, od razu jej przerwał.
- Tylko głupiec może jeszcze powiedzieć, że nie ma wojny, Bello. Wojna trwa i doprawdy nie uważam za priorytet ogłaszanie jej publicznie. Jedynie ci idioci, mugole, zdają się nie wiedzieć, co się święci. Nie muszą. Wojna trwa i tylko zbliżamy się do ostatecznej bitwy. Inne pytania? - Brak reakcji. - Nie? W takim razie, koniec posiedzenia - powiedział i na nic nie czekając po prostu wstał i wyszedł.
Siedziałam sztywno, pamiętając, że tak naprawdę nie mam pojęcia, jak postępować na takich zebraniach. Czekałam na Severusa.
Większości Śmierciożerców nie trudziła się wstawaniem z krzesła i od razu aportowała się do swoich domów.
Po tym, gdy Rookwood rzucił mi i Snape’owi grubą teczkę i posłał pełne nienawiści spojrzenie, zniknął i została tylko nasz trójka.
Lucjusz przeszywał mnie wzrokiem, spoglądając co chwila na Severusa.
- To nie jest moja sprawa, Claudio - zaczął w końcu po chwili ciszy blondyn.- Na pewno miałaś dobry powód żeby zerwać z Draco - Ani ja ani mój sąsiad nie drgnęliśmy – nie mogliśmy. - Pamiętaj, że to nic nie zmienia i nadal chronimy swoje życie nawzajem.
- To, że nie jesteśmy razem, nie znaczy, że chciałabym go zabić!- Wzburzyłam się.- Za kogo ty mnie masz?!- Spojrzałam na niego z pogardą.- Zawsze go kochałam, ale raczej jak brata i przyjaciela - dodałam spokojniej.
- W porządku. - Zacisnął usta w wąską linię.
- Do zobaczenia, Lucjuszu - powiedziałam i wstałam nie bacząc na Seva. Miałam już dość przebywania w tym domu jak na jeden dzień, dlatego chwyciłam teczkę i wyszłam z pokoju.
Skierowałam się do wyjścia, gdzie poczekałam na profesora, bo przecież byłam pewna, że pójdzie za mną.

Bez słowa wplotłam palce w jego i aportowałam nas na błonia Hogwartu tuz przed bramę. Resztę zabezpieczeń pokonał Snape i po chwili aportował ponownie do swoich kater. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej była tak zmęczona.

1 komentarz:

  1. Wspaniałe, dziękuję i czekam na więcej! Więcej Severusa <3 uwielbiam Draco, ale lepiej, że nie jest już oszukiwany :c Następny rozdział proszę, Dominiko <3

    OdpowiedzUsuń