11. Jedyna zasada
Dojście do
bramy Hogwartu zajęło nam tylko chwilę. Cały czas czułem, jak się denerwuje. W
ciszy słyszałem bicie jej serca.
Gdy doszliśmy
już na miejsce i przeszliśmy na drugą stronę, zaczynało właśnie padać.
Spojrzałem na
nią. Jej czarny płaszczyk szybko przemakał. Na nogach miała baleriny, bo
wcześniej już kazałem założyć coś wygodnego, podejrzewałem, co się święci.
Odgarnąłem ze
swojej twarzy mokre włosy, żeby ją lepiej widzieć. Skrzyżowała z zimna ręce na
piersiach.
- Aportuję
się. Poczekasz piętnaście minut…- zamyśliłem się. Zrobiło mi się jej żal, gdy
popatrzyłem na nią, przemokniętą do suchej nitki.- Chociaż, może pięć
wystarczy… Później też się aportujesz do rezydencji Malfoy’ów!- krzyczałem, bo
ulewa nie pozwalał jej mnie usłyszeć. Już chciałem odejść, ale przypomniałem
sobie o czymś. Złapałem ją za ramię i spojrzałem prosto w oczy. Cała jej twarz
była mokra, długie włosy porozdzielane na pasma.- Tylko jedna zasada!!!-
kiwnęła głową.- Każdy z nas umiera za SWOJE błędy! Ja nie umieram za ciebie, ty
nie umierasz za mnie!!! Rozumiesz?!
Znów tylko
kiwnięcie głową. Dzięki legilimencji poczułem jej uczucia. Bała się i czuła, że
jest sama. Żebyśmy oboje mogli przeżyć, musiała być utwierdzona w tym
przekonaniu.
- Powodzenia, Claudio…- pomyślałem, ale nie
pozwoliłem jej dotrzeć do tych myśli.
Odsunąłem się
parę kroków i aportowałem się daleko od Hogwartu.
Lucjusz już
czekał przy fontannie w ogrodzie. Wiedział, kto przybędzie zaraz po mnie.
Ziemia była
grzędka. Za każdym ruchem zatapiałam się głębiej. Z mojego lekkiego makijażu
już nic nie zostało. Sukienka i płaszcz opadały ciężko, zlepione w jedność.
- Mógłby chociaż raz być dżentelmenem i
puścić mnie pierwszą!- krzyknęłam w myślach.- Ale nie!!! Bo przecież on też
sobie zmoczy szaty! Lepiej niech zostanie ta dziewczyna, która mnie tak wkurza
ostatnimi czasy…!- przybrałam w myślach jego barwę głosu.
- Jakbyś mnie
wysłał na Wymianę, draniu, to nikt z nas by dzisiaj nie zmókł!!!- krzyknęłam w
las, udając, że może mnie usłyszeć.
Wreszcie zerknęłam
na zegarek i z ulgą stwierdziłam, że minęło nawet siedem minut. Byłam
szczęśliwa, ale i też przerażona jak nigdy. I to wszystko przez te dziwne
podejrzenia Snape’a, którymi się ze mną nie raczył podzielić.
- Sadysta!!!- wyzwałam go w myślach.
Aportowałam
się. Byłam pewna, że we właściwe miejsce, sądząc po tym, co zobaczyłam.
OGROMNY dwór
państwa Malfoy, czyli tymczasowa kryjówka Voldemorta. Zapierający dech w
piersiach, na pewno. Z początku stałam i przyglądałam się z przekrzywioną głową,
próbując objąć ten dom wzrokiem w całości, co ostatecznie uznałam za
niewykonalne i zaczęłam się zbliżać żwirową drogą do centrum ogrodu, gdzie stał
ten niewiarygodnie wielki budynek. Miał dwa piętra i przynajmniej sześć
trzypiętrowych wież. Wyglądał na zbudowany z granitu lub marmuru, ale w
ciemności i w tej ulewie, która wcale się nie uspokajała nawet w tej części
Wielkiej Brytanii, trudno było cokolwiek stwierdzić na pewno, jeżeli chodzi o
budulec.
- Lumos!-
szepnęłam, aby oświecić sobie dokładniej drogę do drzwi frontowych.
Na całej
posesji panowała cisza.
Zastukałam
kołatką trzy razy.
- Nox.-
zgasiłam różdżkę, gdy drzwi zaczęły powoli się otwierać.
Stanął w nich
mężczyzna wysoki, prosty, sztywny. Jego długie, platynowe włosy rozkładały się
po obu ramionach. Gdy przekrzywił głowę, zaszczycając całe moje ciało dokładną
analizą, zauważyłam, że jego twarz wygląda na stosunkowo młodą, ale zmęczoną,
jednak jego oczy błyszczały płynną stalą. Lucjusz Malfoy. Ojciec Drakona.
- Zaprasza,
panno Madelstone.- odrzekł i uchylił drzwi szerzej, aby mnie wpuścić.
Gdy byłam w
środku, zauważyłam, że panował tam półmrok.
Wysuszyłam się
jednym zaklęciem, a drugim oczyściła w błota, po czym pan Malfoy zabrał ode
mnie płaszcz.
Gdy wieszał go
za pomocą swojej laski na haczyk, dokładniej mogłam się mu przyjrzeć i
zastanowić, czy zadać to pytanie. Ostatecznie zdecydowałam się to zrobić.
- Panie
Malfoy.- zwróciłam na siebie jego uwagę, szeptem. Przybliżył się i wyczekiwał
na to, co powiem.- Czy Drako też tu jest?- wydusiłam ze siebie w końcu,
onieśmielona jego bliskością i cudownym zapachem jego, z pewnością drogiej,
wody kolońskiej.
Cóż… Oto stała
przede mną głowa najbogatszej rodziny czarodziejów na świecie. Czysto krwistej
rodziny. Ojciec mojego chłopaka.
- Nie dostał
zaproszenia z powodu Wymiany.- odpowiedział spokojnie.
- Ach…-
potwierdziłam, że dostałam wiadomość i za nim udałam się do jednego z salonów,
gdzie gromadzili się już wszyscy.
- Czemu ja zawsze jestem ostatnia, do
cholery?!!!- zapytałam się w myślach.
- Tracisz zimną krew…- wyśmiał mnie inny
głos w mojej głowie.
Odruchowo
podniosłam głowę, aby poszukać Snape’a.
- Stoję przy kominku, w innym pokoju, nie
szukaj mnie, panno Madelstone.- powiedział.
- Pan też by tracił, gdyby…- urwałam, gdy
poczułam bliskość innego ciała za swoim.
Poczułam lekkie zaniepokojenie ze strony
Snape’a.
Odwróciłam się
najspokojniej, jak mogłam. Kto za mną stał? A jakże! Nikt inny, tylko
Voldemort!!! Ja i moje szczęście.
- To On.- wysłałam wiadomość, żeby przestał
się zastanawiać, co się dzieje, chociaż sama nie wiedziałam, po co i zerwałam
połączenie.
- Dobry
wieczór, Panie.- uśmiechnęłam się lekko.
Zaśmiał się
złowieszczo.
- Ślizgońska
zieleń?- skomentował kolor mojej sukienki.
- Tydzień temu
nareszcie zamieszkałam w Domu, który uznaję za dom.- odrzekłam uprzejmie.
- I ten głupi
starzec nie robił problemów?- trochę zwątpił.
- Nikt go nie
pytał o zdanie.- oczy rozbłysły mi wymuszonym samozadowoleniem.
Była to
zdecydowanie odpowiedź, którą był w stanie zaakceptować.
- Chodź,
Claudio.- powiedział tym swoim wysokim głosikiem.- Musisz kogoś poznać. Nie od
podstaw.- uśmiechnął się niebezpiecznie. Zdawało mi się, że Snape nauczył się
tego uśmiechy właśnie od Niego.- Od innej strony…- zaśmiał się tajemniczo.
Wyszliśmy z
tego salonu i podążyliśmy do drugiego, jeszcze większego, chociaż ten pierwszy
był większy od pokojów wspólnych Slytherinu i Gryffindoru razem wziętych.
Gdy
przekroczyliśmy próg, rozmowy innych nie ucichły.
- Severusie…-
zapiał Płaskonosy do osoby odwróconej tyłem do wejścia, przodem do kominka.
Osoba ta rozmawiała z Lucjuszem Malfoy’em.
Gdy Snape się
odwrócił, wciągnęłam gwałtownie powietrze, udając zaskoczoną. Oczy otworzyłam
tak szeroko, żeby wyglądały na zdziwione, trochę panikujące i odrobinę
zawstydzone. Nie powiem, łatwa to sztuka nie była. Snape był opanowany, jak
zawsze. Jego uczucia były w nim zamknięte przez cały czas, więc podejrzane by
było, gdyby je pokazał. Natomiast jego oczy mówiły wszystko. Udawane
zaskoczenie, rozbawienie, zaciekawienie i ironia. Malfoy z zainteresowaniem
patrzył na odgrywaną scenkę. Wydawał się wiedzieć o wszystkim.
- Poznajesz
swoją uczennicę, prawda?- pytał rozbawiony moją reakcją na mojego profesora.
- Claudia
Madelstone.- Snape przełknął ślinę.- Świeża przekąska Nagini, Panie?- zapytał
bezuczuciowo, mierząc mnie wzrokiem.
- Kuszące…-
odparł Czarny Pan. Zadrgałam ze strachu przed byciem pożartą przez węża.-
Jednak jest to mój nowy nabytek. Partnerka twoje chrześniaka, Drakona. Nowy
szpieg w Hogwardzie.
- Nie
wiedziałem.- odparł znudzonym głosem.
- W takim razie
dokonałem właściwego wyboru. Znaczy to tyle, że Claudia dobrze się maskuje, jak
Drako, w każdym razie.- dodał patrząc na Malfoy’a.- Martwi mnie, że jednak ty,
Severusie, nie wykryłeś obecności szpiega.- zrobił pauzę i zmienił temat.-
Podobno tydzień temu przeniosła się do twojego Domu.
- To prawda.-
oczy mu rozbłysły, ale tylko ja mogłam zobaczyć i zinterpretować ten błysk-
zadowolenie, że odchodzi od tematu jego przydatności.
- Doprawdy
żałuj, Lucjuszu, że nie ma dzisiaj z nami Drakona. Szykuje się świetna zabawa.
Świetna zabawa…
Wyczułam niebezpieczeństwo Nie bez powodu, jak się okazało.
- Jestem
pewien, że doceniłby zaproszenie. Niefortunnie się złożyło, że dziś zaczęła się
Wymiana. Jej uczniowie są pilnowani 24 godziny na dobę. Nie mógłby wyjść ze szkoły,
nie wzbudzając podejrzeń, na czym nam nie zależy. Upewnię się, że dołączy do
nas następnym razem.- obiecał Malfoy.
- Wdrąż we
wszystko swoją uczennicę, Severusie. Należą się jej wyjaśnienia i objaśnienia.-
dodał jeszcze Voldemort i odszedł w kierunku mniejszego salonu.
Odczekałam
chwilę, uważnie wpatrując się w mojego profesora i co jakiś czas zerkając na
Malfoy’a.
Spojrzałam na
kryształowe żyrandole, palący się i skrzący kominek oraz wielowieczne meble i
komplet wypoczynkowy.
- Wystrój jest
doprawdy imponujący, panie Malfoy.- powiedziałam szczerze do blondyna.
Snape
prychnął.
- Nie
rozumiem, jak możesz oglądać meble w takiej sytuacji.- skomentował, kręcąc
głową z niedowierzaniem.
- Próbuję
nawiązać rozmowę, profesorze. Jeżeli chce pan zacząć te tajemnicze „wyjaśnianie
i objaśnianie”, proszę bardzo.- odpowiedziałam pogodnie na jego zaczepkę.
Lucjusz Malfoy
zaśmiał się cicho na to, jak szybko zagasiłam jego przyjaciela.
- To bardzo
miłe z pani strony, panno Madelstone. Ten dom był przekazywany z pokolenia na
pokolenie. Jest bardzo cenny.- Malfoy był zdecydowanie tym milszym z tej
dziwnej dwójki przyjaciół.
Mój Mistrz
Eliksirów westchnął.
- Koniec tego
dobrego!- warknął i wyprowadził mnie na zadaszony balkon. Ojciec Drakona
podążył za nami i przymknął lekko drzwi.- Nasza wczorajsza rozmowa.- rzucił
hasło.- Pamiętasz?- świdrował mnie wzrokiem.
- Zaklęci
Niewybaczalne i klątwy.- powiedziałam automatycznie, zerkając nerwowo na
naszego towarzysza.
- Jestem
wtajemniczony, panno Madelstone.- powiedział, wyraźnie czując, że mam
wątpliwości.
- Proszę mi
mówić Claudia, panie Malfoy.
- Jak sobie
życzysz, Claudio.- uśmiechnął się, spoglądając na przyjaciela.
Snape
potrząsnął mnie za ramiona, co wybudziło mnie z transu magnetycznych oczu ojca
mojego chłopaka.
- Claudia!-
krzyknął mi prosto w twarz.
- No co?!-
odpowiedziałam zanim dokładnie to wszystko przemyślałam.
Lucjusz Malfoy
zaczął się głośno śmiać.
- Dziesięć…!-
zaczął mój profesor.- Madelstone, przypomnij mi, że mam ci odjąć punkty.-
opanował się. Właściciel domu wciąż śmiał się głośno i zgryźliwie.- Pamiętasz
coś jeszcze z wczoraj?
Naprawdę się
przejmował. Musiałam wziąć się w garść.
- Wszystko,
profesorze.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Tak, jak
podejrzewałem, Czarny Pan zaplanował na dzisiaj rzeź.- czułam krew odpływającą
z moich nóg.- Dzisiejszej nocy będziesz musiała udowodnić, że umiesz zabijać.
Zakręciło mi
się w głowie i osunęłam się na podłogę. W ostatniej chwili Snape złapał moje
ramiona, nie pozwalając mi upaść lecz usiąść.
- Mam dosyć
łapania cię.- ostrzegł mnie.- Następnym razem nawet się nie obejrzę.- patrzył
na mnie z góry. Oboje patrzyli, ale to Malfoy wyciągnął rękę i pomógł mi
wstać.- Plan jest dość prosty. Każdy zabierze jeden dom dla siebie. Od
przypadku zależy, ile osób będzie w środku. Nie zabijasz ich od razu. Najpierw
musisz ich torturować.- patrzyłam uważnie w jego oczy, pragnące przekazać mi
jak najwięcej w jak najmniejszym odstępie czasu.- Najważniejsze, żeby
krzyczeli. To nie musi trwać długo, wystarczy, jak to zrobisz. Nikt nie będzie
się obserwował. Żeby sprawdzić, czy zabiłaś, sprawdzą ostatnie zaklęcia
wypuszczone z twojej różdżki, więc nie stawiaj się, gdy będą chcieli ci ją
zabrać.- przełknął ślinę i kontynuował dawanie porad. Zastanawiałam się, jak ja
to wszystko zapamiętam.- Hamuj swoje myśli, nie daj się podejść emocjom, bo On
wszystko usłyszy, przejrzy cię na wylot i wtedy cała nasza trójka i Drako nie
żyje, rozumiesz?!- krzyknął. Kiwnęłam głową.- Nie wierzę, że nasze życie zależy
od niej!!!- powiedział wściekły do przyjaciela.
Zagrzmiało.
- Zaczynamy.-
w drzwiach na balkon pojawiła się i zniknęła równie szybko głowa Bellatrix,
przykazująca pojedynczą informację.
Malfoy wyszedł
pierwsze, za nim ja i Snape.
Wszyscy zgromadzili
się w mniejszym salonie.
- Severusie,
wybrałeś miejsce?- Voldemort spojrzał w kierunku naszej trójki.
- Afftoll.-
odpowiedział Snape.- Zamieszkała głównie przez szlamy.
Na to ostatnie
słowo Lucjusz Malfoy wyraźnie się wzdrygnął.
- Wspaniale!-
wykrzyknął zadowolony.- Aportujemy się!
Nie zdążyłam
nawet dobyć różdżki, bo ręka Snape’a złapała po raz pierwszy moją, drżącą dłoń
i aportował nas oboje.
Tam, gdzie się
znaleźliśmy było ciemno i nie padało, za to grzmiało i błyskało niesamowicie
mocno.
Snape
pociągnął mnie za jeden z budynków. Każdy ze Śmierciożerców poszedł w swoją
stronę.
Pchnął mnie na
ścianę i stanął niesamowicie blisko. Patrzył mi w oczy. Oczekiwał mojego
uważnego słuchania.
- To jest mój
dom.- wskazał na ten, o który się opierałam.- A tamten twój.- pokazał na
budynek, stojący 10 metrów dalej. Śpieszył się, żeby nie pominąć żadnego
szczegółu.- Najpierw klątwy, później tortury, na końcu śmierć.- kiwałam
zdenerwowana głową, bojąc się tego, co ma zamiar się wydarzyć.- Pamiętaj o
naszej jedynej zasadzie.- odsunął się, jakby chciał już przygotować się do
walki, ale nagle jego bliskość powróciła. Myślał o czymś intensywnie.-
Claudia.- szepnął i delikatnie wziął mnie pod brodę swoją różdżką. Podszedł tak
blisko, że stykaliśmy się piersiami.- Nie daj się zabić.- poprosił szczerze i z
troską patrząc w moje oczy.
Nie zdążyłam
odpowiedzieć, bo rozbrzmiał potwornie przerażony krzyk młodej kobiety. Snape
zniknął mi z oczu. Uznałam, że to był właśnie sygnał do walki.
Sięgnęłam po
różdżkę. W „moim” domu zapaliło się światło.
Właśnie miałam
zamiar zabić parę osób.
- Po tym wszystkim skończysz w
psychiatryku.- parsknęłam w myślach.
Wkroczyłam do
domu. Nie byli zaskoczeni. Byli gotowi by walczyć.
-
Oh, zamknij się, szlamo!!!- wrzasnąłem. Ich krzyki sprawiały, że miałem ochotę
jeszcze bardziej im dołożyć.
Stałem
po środku pokoju. Dookoła mnie leżało pięć osób. Typowa rodzina. Rodzice, jakaś
babcia i dwójka dzieci. To matka była szlamą. I to tak słabą, że nie umiała
poprawnie rzucić większości z zaklęć. To było, w zasadzie, powodem, dla którego
cała piątka leżała na ziemi.
Cisza.
-
Sectumsempra!- wycelowałem w dwójkę dzieciaków.
Można
było usłyszeć tylko głośne piski.
-
Nie, błagam, nie!!!- krzyczała matka i uczepiła się mojej nogi.
Odepchnąłem
ją.
-
Patrz, głupia szlamo!!!- krzyknąłem.- Patrz, co się dzieje, gdy jest się
szlamą!!! Crucjo!- wycelowałem w jej matkę
Stara
jęknęła, wygięła się w łuk i padła w krzykach.
-
Reducto!- przerwałem tortury babki, wcelowując w sufit i sprawiając, że beton
zwalił się na ojca.
Szlamie
kazałem patrzeć, jak zawsze. Płakała, pytała, co może mi dać, żebym przestał.
Nie było takiej opcji. Trzeba to było zakończyć.
Wtedy,
kątem oka zauważyłem zielone światło w sąsiednim domu. Claudia zabiła.
Zauważyłem ją przy oknie, całą we łzach. Patrzyła na mnie, łapiąc oddech.
Odwróciłem
wzrok.
-
Avada Kedavra!!!- wrzasnąłem i wycelowałem w ojca, a potem powtórzyłem to samo
z babką.
-
Zabij mnie, zabij, tylko oszczędź dzieci!!!- błagała.
Odepchnąłem
ją jeszcze dalej.
Zerknąłem
na Claudię. Wpatrywała się w zielone światełka błyskające z mojej różdżki.
Uśmiechnąłem się słabo.
-
Wingardium Lewiosa.- szepnąłem i usunąłem gruzy. Byłem już zmęczony grą w
„zabij- nie zabij”.
-
Avada Kedavra.- znów wycelowałem mordercze zaklęcie. Tym razem w dwójkę dzieci.
Wiedziałem, ze były za słabe, i że jedno Niewybaczalne zabije ich oboje
jednocześnie.
Miałem
zamiar jeszcze trochę przytrzymać tą szlamę, ale wtedy moja podświadomość
namówiła mnie do ponownego spojrzenia przez okno.
Claudia
była przyciśnięta do ściany, ktoś ją dusił. Jej usta szeptały zaklęcia i
celowały różdżką na oślep.
Szybko
podniosłem tą szlamowatą matkę do góry, rzuciłem najszybszą w swoim życiu
Avadę, a jej opadające na ziemię ciało obserwowałem już z domu obok, po
szybkiej aportacji.
Facet
duszący moją uczennicę mocno się zdziwił, gdy jakaś inna, moja, ręka odciągnęła
go z całej siły.
Poczułem
większą złość, niż kiedykolwiek.
- Jak on w ogóle śmiał ją tknąć?!!!-
wrzeszczały moje myśli.
Claudia
złapała się za szyję, próbując złagodzić ból.
-
AVADA KEDAVRA!!!- wydałem z siebie tak gardłowy wrzask, jak nigdy dotąd.
Zabiłem go z chęcią, choć sam się zdziwiłem. Cały czas widziałem przed oczami
przerażenie w jej oczach, gdy powoli zabierał jej dopływ powietrza.
Usłyszałem
jej cichy płacz. Odwróciłem się.
-
Co z pierwszą zasadą?!- załkała i zaśmiała jednocześnie. To było niesamowite…
Nieświadomy
swoich ruchów, odgarnąłem pasmo włosów, opadających jej na twarz.
-
Jak bym to wytłumaczył w szkole?- zapytałem z uniesioną brwią, cofając szybko
rękę, mając nadzieję, że nie zauważyła tego nieprzemyślanego aktu czułości.
-
I tylko dlatego złamał pan swoją pierwszą zasadę?- zdziwiła się.- Dla
Dumbledora? Przecież pan mnie nienawidzi.- wytknęła mi.
Z
placu, w wiosce rozbrzmiał złośliwy i uszczęśliwiony śmiech.
-
Czas już na nas.
Aportowaliśmy
się na plac, skąd dobiegały śmiechy.
Środkiem
kroczył Voldemort, upojony śmiercią i bólem, a za nim pełzła Nagini, nasycona
krwią i ciałem
-
Claudia!- wykrzyknął i skierował się do mojej uczennicy.
Mimowolnie
wzdrygnąłem się, analizując bliskość jego ciała w odniesieniu do niej.
Zabrał
jej różdżkę i rzucił Lucjuszowi.
-
Priori Incantante.- szepnął mój przyjaciel i sprawdził ostatnie zaklęcia
rzucone jej różdżką. Claudia próbowała nie wybuchnąć i zachować równowagę psychiczną.-
Cztery Avady, Panie.- powiedział głośno.- Zdecydowanie najwięcej Crucjatusów i
jeszcze kilka Sectumsempr.- zdał pełne sprawozdanie.
-
Gratulacje.- uśmiechnął się niebezpiecznie i podejrzanie. Już coś knuł.- Skoro
tak sobie upodobałaś Crucjatusa…- wydał udawane westchnienie.
- Nie, nie, nie… Tylko nie to!!!-
wrzeszczałem w myślach.
-
Crucjo!!!- szepnął głosem wysokim i pełnym grozy. Wycelował w Claudię.
Nie
panując nad sobą, odsunąłem się do tyłu.
Na
swoim ramieniu poczułem uścisk Lucjusza. Doskonale mnie znał.
-
Panie…- zacząłem. Wszyscy się na mnie spojrzeli. Nie za bardzo wiedziałem, w co
brnąłem, ale jej krzyki i jęki sprawiły, że nie miałem wyjścia.- Panie, skoro
panna Madelstone tak dobrze się spisała, może powinna odejść stąd bez
niepotrzebnych komplikacji.- skończyłem bezuczuciowo.
Oczy
Claudii rozszerzyły się w zdziwieniu i co raz większym bólu.
-
No, dobrze, Severusie.- przeniósł wzrok na mnie.- Skoro zgłaszasz się na
ochotnika…
- Zabierz ją stąd.- wysłałem szybko do
Lucjusza zanim padłem na ziemię obok niej.
Kolejny
raz zwijałem się z bólu. Krzyknąłem głośno, tylko raz. Tylko raz.
Przyzwyczajony do tego rodzaju tortur, czułem upływ czasu. Nic nie widziałem,
ani nie słyszałem, ale czułem i myślałem.
Po
pewnym czasie znów odzyskałem władzę w nogach i rękach.
Plac
był pusty.
Od
ostatniej salwy crucjatusa musiały minąć co najmniej dwie godziny, zanim się
pozbierałem. Chwiejnym krokiem wstałem na nogi i przeszedłem na małą ławkę.
Pierwsze,
o czym pomyślałem, było, gdzie jest Claudia. Miałem nadzieję, że Lucjusz zdążył
odebrać moją wiadomość.
Aportowałem
się na błonia Hogwartu. Potem bezpośrednio do zamku, aby uniknąć zbędnego
spaceru.
Trzymając
się za plecy, skierowałem się do lochów. Ciemność mi nie przeszkadzała, znałem
drogę na pamięć, chociaż nie widziałem nawet czubka własnego nosa.
Doszedłem
do drzwi do swoich kwater i wtedy zauważyłem parę zielonych oczy, wpatrujących
się we mnie z podłogi.
-
Lumos.- szepnąłem wykończony i przytknąłem różdżkę do twarzy osoby, blokującej
moje drzwi.
To
była ona. Siedziała na zimnej posadzce, opierając się o drzwi moich kwater.
Kolana miał podciągnięte pod brodę, a te z kolei otoczone rękoma. W dłoni
trzymała różdżkę. Cała drżała, a z oczu leciały jej łzy.
Podniosłem
ją jednym ruchem, tajnym zaklęciem otworzyłem drzwi i wprowadziłem do środka.
Ledwo
co stała. Nogi jej się trzęsły. Uginały się pod ciężarem przeminionych chwil.
Wiedziałem, że zaraz upadnie, więc podprowadziłem do fotela, gdzie usiadła.
-
Co z pańską jedyną zasadą?- zapytała tak cicho, że ledwie ją dosłyszałem.
Nie
odpowiedziałam na ponownie zadane pytanie.
Wziąłem
kilka fiolek, wlałem do jednej szklanki ich zawartość i bez słowa podałem jej
te wymieszane z ciepłą wodą płyny.
Wypiła
jednym duszkiem, o nic nie pytając.
Spojrzałem
na nią zmartwiony.
Po
krótkiej chwili jej głowa opadła na jej ramię. Zasnęła po Eliksirze Słodkiego
Snu.
Wziąłem
ją na ręce i przeniosłem do własnego łóżka. Zdjąłem z niej płaszcz, położyłem
na brzuchu i rozpiąłem sukienkę. Wodziłem chwilę wzrokiem po nowych,
czerwonych, świeżych ranach. Sięgnąłem po maść i posmarowałem ją delikatnie
obchodząc się z cięciami, chociaż i tak nie mogła nic poczuć. Wprawiło mnie to
w stan melancholii.
Sukienka
była cała w krwi, więc, gdy skończyłem czynność nasmarowywania, wyczyściłem
zaklęciem jej bardzo dopasowane do jej ciała okrycie, po czy zapiąłem zamek i,
po przekręceniu jej na prawy bok i zdjęciu butów, przykryłem ją puchową kołdrą.
Spała tak słodko.
Zamknąłem
cicho drzwi do sypialni i przeszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, a
potem, po jednej szklance Ognistej wyciągnąłem się na kanapie w małym saloniku.
Zaklęciem rozpaliłem kominek.
Uczennica
właśnie spała w mojej sypialni. Nigdy nie byłem tak blisko z żadnym z moich
uczniów. Nie dość, że widziała moje prywatne laboratorium, to teraz miała
zobaczyć prywatną sypialnię. SYPIALNIĘ!!!
I
chyba pierwszy raz nie pomyślałem, co będzie dalej, gdy oboje się obudzimy. Jak
wytłumaczymy, że nie było jej na noc w jej pokoju… A jak to, że była u mnie,
jeżeli ktoś by zauważył… Nie myślałem o tym.
-
10 punktów od Slytherinu, panno Madelstone.- mruknąłem do siebie, przypominając
sobie, że coś miałem zrobić.
I
po prostu zasnąłem po dużej dawce Eliksiru Wzmacniającego.
dziękuję <3 bardzo mi się podobało. Claudia ma słabość do starszych facetów, co? :p
OdpowiedzUsuńCóż... Inteligentni, przystojni, wredni i myślący, że są centrum wszechświata... Hihi... Poczekaj na to, co będzie dalej. Dopiero się rozkręcamy <3 DZIĘKUJĘ że czytasz!!!
UsuńPrzyjemność po mojej stronie : D Czekam z niecierpliwością na rozdział 13 ;)
Usuń