poniedziałek, 5 listopada 2012

Pokonani - 11. Jedyna zasada.


11. Jedyna zasada


Dojście do bramy Hogwartu zajęło nam tylko chwilę. Cały czas czułem, jak się denerwuje. W ciszy słyszałem bicie jej serca.
Gdy doszliśmy już na miejsce i przeszliśmy na drugą stronę, zaczynało właśnie padać.
Spojrzałem na nią. Jej czarny płaszczyk szybko przemakał. Na nogach miała baleriny, bo wcześniej już kazałem założyć coś wygodnego, podejrzewałem, co się święci.
Odgarnąłem ze swojej twarzy mokre włosy, żeby ją lepiej widzieć. Skrzyżowała z zimna ręce na piersiach.
- Aportuję się. Poczekasz piętnaście minut…- zamyśliłem się. Zrobiło mi się jej żal, gdy popatrzyłem na nią, przemokniętą do suchej nitki.- Chociaż, może pięć wystarczy… Później też się aportujesz do rezydencji Malfoy’ów!- krzyczałem, bo ulewa nie pozwalał jej mnie usłyszeć. Już chciałem odejść, ale przypomniałem sobie o czymś. Złapałem ją za ramię i spojrzałem prosto w oczy. Cała jej twarz była mokra, długie włosy porozdzielane na pasma.- Tylko jedna zasada!!!- kiwnęła głową.- Każdy z nas umiera za SWOJE błędy! Ja nie umieram za ciebie, ty nie umierasz za mnie!!! Rozumiesz?!
Znów tylko kiwnięcie głową. Dzięki legilimencji poczułem jej uczucia. Bała się i czuła, że jest sama. Żebyśmy oboje mogli przeżyć, musiała być utwierdzona w tym przekonaniu.

- Powodzenia, Claudio…- pomyślałem, ale nie pozwoliłem jej dotrzeć do tych myśli.

Odsunąłem się parę kroków i aportowałem się daleko od Hogwartu.
Lucjusz już czekał przy fontannie w ogrodzie. Wiedział, kto przybędzie zaraz po mnie.



Ziemia była grzędka. Za każdym ruchem zatapiałam się głębiej. Z mojego lekkiego makijażu już nic nie zostało. Sukienka i płaszcz opadały ciężko, zlepione w jedność.

- Mógłby chociaż raz być dżentelmenem i puścić mnie pierwszą!- krzyknęłam w myślach.- Ale nie!!! Bo przecież on też sobie zmoczy szaty! Lepiej niech zostanie ta dziewczyna, która mnie tak wkurza ostatnimi czasy…!- przybrałam w myślach jego barwę głosu.

- Jakbyś mnie wysłał na Wymianę, draniu, to nikt z nas by dzisiaj nie zmókł!!!- krzyknęłam w las, udając, że może mnie usłyszeć.
Wreszcie zerknęłam na zegarek i z ulgą stwierdziłam, że minęło nawet siedem minut. Byłam szczęśliwa, ale i też przerażona jak nigdy. I to wszystko przez te dziwne podejrzenia Snape’a, którymi się ze mną nie raczył podzielić.

- Sadysta!!!- wyzwałam go w myślach.

Aportowałam się. Byłam pewna, że we właściwe miejsce, sądząc po tym, co zobaczyłam.
OGROMNY dwór państwa Malfoy, czyli tymczasowa kryjówka Voldemorta. Zapierający dech w piersiach, na pewno. Z początku stałam i przyglądałam się z przekrzywioną głową, próbując objąć ten dom wzrokiem w całości, co ostatecznie uznałam za niewykonalne i zaczęłam się zbliżać żwirową drogą do centrum ogrodu, gdzie stał ten niewiarygodnie wielki budynek. Miał dwa piętra i przynajmniej sześć trzypiętrowych wież. Wyglądał na zbudowany z granitu lub marmuru, ale w ciemności i w tej ulewie, która wcale się nie uspokajała nawet w tej części Wielkiej Brytanii, trudno było cokolwiek stwierdzić na pewno, jeżeli chodzi o budulec.
- Lumos!- szepnęłam, aby oświecić sobie dokładniej drogę do drzwi frontowych.
Na całej posesji panowała cisza.
Zastukałam kołatką trzy razy.
- Nox.- zgasiłam różdżkę, gdy drzwi zaczęły powoli się otwierać.
Stanął w nich mężczyzna wysoki, prosty, sztywny. Jego długie, platynowe włosy rozkładały się po obu ramionach. Gdy przekrzywił głowę, zaszczycając całe moje ciało dokładną analizą, zauważyłam, że jego twarz wygląda na stosunkowo młodą, ale zmęczoną, jednak jego oczy błyszczały płynną stalą. Lucjusz Malfoy. Ojciec Drakona.
- Zaprasza, panno Madelstone.- odrzekł i uchylił drzwi szerzej, aby mnie wpuścić.
Gdy byłam w środku, zauważyłam, że panował tam półmrok.
Wysuszyłam się jednym zaklęciem, a drugim oczyściła w błota, po czym pan Malfoy zabrał ode mnie płaszcz.
Gdy wieszał go za pomocą swojej laski na haczyk, dokładniej mogłam się mu przyjrzeć i zastanowić, czy zadać to pytanie. Ostatecznie zdecydowałam się to zrobić.
- Panie Malfoy.- zwróciłam na siebie jego uwagę, szeptem. Przybliżył się i wyczekiwał na to, co powiem.- Czy Drako też tu jest?- wydusiłam ze siebie w końcu, onieśmielona jego bliskością i cudownym zapachem jego, z pewnością drogiej, wody kolońskiej.
Cóż… Oto stała przede mną głowa najbogatszej rodziny czarodziejów na świecie. Czysto krwistej rodziny. Ojciec mojego chłopaka.
- Nie dostał zaproszenia z powodu Wymiany.- odpowiedział spokojnie.
- Ach…- potwierdziłam, że dostałam wiadomość i za nim udałam się do jednego z salonów, gdzie gromadzili się już wszyscy.

- Czemu ja zawsze jestem ostatnia, do cholery?!!!- zapytałam się w myślach.
- Tracisz zimną krew…- wyśmiał mnie inny głos w mojej głowie.

Odruchowo podniosłam głowę, aby poszukać Snape’a.

- Stoję przy kominku, w innym pokoju, nie szukaj mnie, panno Madelstone.- powiedział.
- Pan też by tracił, gdyby…- urwałam, gdy poczułam bliskość innego ciała za swoim.
Poczułam lekkie zaniepokojenie ze strony Snape’a.

Odwróciłam się najspokojniej, jak mogłam. Kto za mną stał? A jakże! Nikt inny, tylko Voldemort!!! Ja i moje szczęście.

- To On.- wysłałam wiadomość, żeby przestał się zastanawiać, co się dzieje, chociaż sama nie wiedziałam, po co i zerwałam połączenie.

- Dobry wieczór, Panie.- uśmiechnęłam się lekko.
Zaśmiał się złowieszczo.
- Ślizgońska zieleń?- skomentował kolor mojej sukienki.
- Tydzień temu nareszcie zamieszkałam w Domu, który uznaję za dom.- odrzekłam uprzejmie.
- I ten głupi starzec nie robił problemów?- trochę zwątpił.
- Nikt go nie pytał o zdanie.- oczy rozbłysły mi wymuszonym samozadowoleniem.
Była to zdecydowanie odpowiedź, którą był w stanie zaakceptować.
- Chodź, Claudio.- powiedział tym swoim wysokim głosikiem.- Musisz kogoś poznać. Nie od podstaw.- uśmiechnął się niebezpiecznie. Zdawało mi się, że Snape nauczył się tego uśmiechy właśnie od Niego.- Od innej strony…- zaśmiał się tajemniczo.
Wyszliśmy z tego salonu i podążyliśmy do drugiego, jeszcze większego, chociaż ten pierwszy był większy od pokojów wspólnych Slytherinu i Gryffindoru razem wziętych.
Gdy przekroczyliśmy próg, rozmowy innych nie ucichły.
- Severusie…- zapiał Płaskonosy do osoby odwróconej tyłem do wejścia, przodem do kominka. Osoba ta rozmawiała z Lucjuszem Malfoy’em.
Gdy Snape się odwrócił, wciągnęłam gwałtownie powietrze, udając zaskoczoną. Oczy otworzyłam tak szeroko, żeby wyglądały na zdziwione, trochę panikujące i odrobinę zawstydzone. Nie powiem, łatwa to sztuka nie była. Snape był opanowany, jak zawsze. Jego uczucia były w nim zamknięte przez cały czas, więc podejrzane by było, gdyby je pokazał. Natomiast jego oczy mówiły wszystko. Udawane zaskoczenie, rozbawienie, zaciekawienie i ironia. Malfoy z zainteresowaniem patrzył na odgrywaną scenkę. Wydawał się wiedzieć o wszystkim.
- Poznajesz swoją uczennicę, prawda?- pytał rozbawiony moją reakcją na mojego profesora.
- Claudia Madelstone.- Snape przełknął ślinę.- Świeża przekąska Nagini, Panie?- zapytał bezuczuciowo, mierząc mnie wzrokiem.
- Kuszące…- odparł Czarny Pan. Zadrgałam ze strachu przed byciem pożartą przez węża.- Jednak jest to mój nowy nabytek. Partnerka twoje chrześniaka, Drakona. Nowy szpieg w Hogwardzie.
- Nie wiedziałem.- odparł znudzonym głosem.
- W takim razie dokonałem właściwego wyboru. Znaczy to tyle, że Claudia dobrze się maskuje, jak Drako, w każdym razie.- dodał patrząc na Malfoy’a.- Martwi mnie, że jednak ty, Severusie, nie wykryłeś obecności szpiega.- zrobił pauzę i zmienił temat.- Podobno tydzień temu przeniosła się do twojego Domu.
- To prawda.- oczy mu rozbłysły, ale tylko ja mogłam zobaczyć i zinterpretować ten błysk- zadowolenie, że odchodzi od tematu jego przydatności.
- Doprawdy żałuj, Lucjuszu, że nie ma dzisiaj z nami Drakona. Szykuje się świetna zabawa.
Świetna zabawa… Wyczułam niebezpieczeństwo Nie bez powodu, jak się okazało.
- Jestem pewien, że doceniłby zaproszenie. Niefortunnie się złożyło, że dziś zaczęła się Wymiana. Jej uczniowie są pilnowani 24 godziny na dobę. Nie mógłby wyjść ze szkoły, nie wzbudzając podejrzeń, na czym nam nie zależy. Upewnię się, że dołączy do nas następnym razem.- obiecał Malfoy.
- Wdrąż we wszystko swoją uczennicę, Severusie. Należą się jej wyjaśnienia i objaśnienia.- dodał jeszcze Voldemort i odszedł w kierunku mniejszego salonu.
Odczekałam chwilę, uważnie wpatrując się w mojego profesora i co jakiś czas zerkając na Malfoy’a.
Spojrzałam na kryształowe żyrandole, palący się i skrzący kominek oraz wielowieczne meble i komplet wypoczynkowy.
- Wystrój jest doprawdy imponujący, panie Malfoy.- powiedziałam szczerze do blondyna.
Snape prychnął.
- Nie rozumiem, jak możesz oglądać meble w takiej sytuacji.- skomentował, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Próbuję nawiązać rozmowę, profesorze. Jeżeli chce pan zacząć te tajemnicze „wyjaśnianie i objaśnianie”, proszę bardzo.- odpowiedziałam pogodnie na jego zaczepkę.
Lucjusz Malfoy zaśmiał się cicho na to, jak szybko zagasiłam jego przyjaciela.
- To bardzo miłe z pani strony, panno Madelstone. Ten dom był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Jest bardzo cenny.- Malfoy był zdecydowanie tym milszym z tej dziwnej dwójki przyjaciół.
Mój Mistrz Eliksirów westchnął.
- Koniec tego dobrego!- warknął i wyprowadził mnie na zadaszony balkon. Ojciec Drakona podążył za nami i przymknął lekko drzwi.- Nasza wczorajsza rozmowa.- rzucił hasło.- Pamiętasz?- świdrował mnie wzrokiem.
- Zaklęci Niewybaczalne i klątwy.- powiedziałam automatycznie, zerkając nerwowo na naszego towarzysza.
- Jestem wtajemniczony, panno Madelstone.- powiedział, wyraźnie czując, że mam wątpliwości.
- Proszę mi mówić Claudia, panie Malfoy.
- Jak sobie życzysz, Claudio.- uśmiechnął się, spoglądając na przyjaciela.
Snape potrząsnął mnie za ramiona, co wybudziło mnie z transu magnetycznych oczu ojca mojego chłopaka.
- Claudia!- krzyknął mi prosto w twarz.
- No co?!- odpowiedziałam zanim dokładnie to wszystko przemyślałam.
Lucjusz Malfoy zaczął się głośno śmiać.
- Dziesięć…!- zaczął mój profesor.- Madelstone, przypomnij mi, że mam ci odjąć punkty.- opanował się. Właściciel domu wciąż śmiał się głośno i zgryźliwie.- Pamiętasz coś jeszcze z wczoraj?
Naprawdę się przejmował. Musiałam wziąć się w garść.
- Wszystko, profesorze.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Tak, jak podejrzewałem, Czarny Pan zaplanował na dzisiaj rzeź.- czułam krew odpływającą z moich nóg.- Dzisiejszej nocy będziesz musiała udowodnić, że umiesz zabijać.
Zakręciło mi się w głowie i osunęłam się na podłogę. W ostatniej chwili Snape złapał moje ramiona, nie pozwalając mi upaść lecz usiąść.
- Mam dosyć łapania cię.- ostrzegł mnie.- Następnym razem nawet się nie obejrzę.- patrzył na mnie z góry. Oboje patrzyli, ale to Malfoy wyciągnął rękę i pomógł mi wstać.- Plan jest dość prosty. Każdy zabierze jeden dom dla siebie. Od przypadku zależy, ile osób będzie w środku. Nie zabijasz ich od razu. Najpierw musisz ich torturować.- patrzyłam uważnie w jego oczy, pragnące przekazać mi jak najwięcej w jak najmniejszym odstępie czasu.- Najważniejsze, żeby krzyczeli. To nie musi trwać długo, wystarczy, jak to zrobisz. Nikt nie będzie się obserwował. Żeby sprawdzić, czy zabiłaś, sprawdzą ostatnie zaklęcia wypuszczone z twojej różdżki, więc nie stawiaj się, gdy będą chcieli ci ją zabrać.- przełknął ślinę i kontynuował dawanie porad. Zastanawiałam się, jak ja to wszystko zapamiętam.- Hamuj swoje myśli, nie daj się podejść emocjom, bo On wszystko usłyszy, przejrzy cię na wylot i wtedy cała nasza trójka i Drako nie żyje, rozumiesz?!- krzyknął. Kiwnęłam głową.- Nie wierzę, że nasze życie zależy od niej!!!- powiedział wściekły do przyjaciela.
Zagrzmiało.
- Zaczynamy.- w drzwiach na balkon pojawiła się i zniknęła równie szybko głowa Bellatrix, przykazująca pojedynczą informację.
Malfoy wyszedł pierwsze, za nim ja i Snape.
Wszyscy zgromadzili się w mniejszym salonie.
- Severusie, wybrałeś miejsce?- Voldemort spojrzał w kierunku naszej trójki.
- Afftoll.- odpowiedział Snape.- Zamieszkała głównie przez szlamy.
Na to ostatnie słowo Lucjusz Malfoy wyraźnie się wzdrygnął.
- Wspaniale!- wykrzyknął zadowolony.- Aportujemy się!
Nie zdążyłam nawet dobyć różdżki, bo ręka Snape’a złapała po raz pierwszy moją, drżącą dłoń i aportował nas oboje.
Tam, gdzie się znaleźliśmy było ciemno i nie padało, za to grzmiało i błyskało niesamowicie mocno.
Snape pociągnął mnie za jeden z budynków. Każdy ze Śmierciożerców poszedł w swoją stronę.
Pchnął mnie na ścianę i stanął niesamowicie blisko. Patrzył mi w oczy. Oczekiwał mojego uważnego słuchania.
- To jest mój dom.- wskazał na ten, o który się opierałam.- A tamten twój.- pokazał na budynek, stojący 10 metrów dalej. Śpieszył się, żeby nie pominąć żadnego szczegółu.- Najpierw klątwy, później tortury, na końcu śmierć.- kiwałam zdenerwowana głową, bojąc się tego, co ma zamiar się wydarzyć.- Pamiętaj o naszej jedynej zasadzie.- odsunął się, jakby chciał już przygotować się do walki, ale nagle jego bliskość powróciła. Myślał o czymś intensywnie.- Claudia.- szepnął i delikatnie wziął mnie pod brodę swoją różdżką. Podszedł tak blisko, że stykaliśmy się piersiami.- Nie daj się zabić.- poprosił szczerze i z troską patrząc w moje oczy.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo rozbrzmiał potwornie przerażony krzyk młodej kobiety. Snape zniknął mi z oczu. Uznałam, że to był właśnie sygnał do walki.
Sięgnęłam po różdżkę. W „moim” domu zapaliło się światło.
Właśnie miałam zamiar zabić parę osób.

- Po tym wszystkim skończysz w psychiatryku.- parsknęłam w myślach.

Wkroczyłam do domu. Nie byli zaskoczeni. Byli gotowi by walczyć.




- Oh, zamknij się, szlamo!!!- wrzasnąłem. Ich krzyki sprawiały, że miałem ochotę jeszcze bardziej im dołożyć.
Stałem po środku pokoju. Dookoła mnie leżało pięć osób. Typowa rodzina. Rodzice, jakaś babcia i dwójka dzieci. To matka była szlamą. I to tak słabą, że nie umiała poprawnie rzucić większości z zaklęć. To było, w zasadzie, powodem, dla którego cała piątka leżała na ziemi.
Cisza.
- Sectumsempra!- wycelowałem w dwójkę dzieciaków.
Można było usłyszeć tylko głośne piski.
- Nie, błagam, nie!!!- krzyczała matka i uczepiła się mojej nogi.
Odepchnąłem ją.
- Patrz, głupia szlamo!!!- krzyknąłem.- Patrz, co się dzieje, gdy jest się szlamą!!! Crucjo!- wycelowałem w jej matkę
Stara jęknęła, wygięła się w łuk i padła w krzykach.
- Reducto!- przerwałem tortury babki, wcelowując w sufit i sprawiając, że beton zwalił się na ojca.
Szlamie kazałem patrzeć, jak zawsze. Płakała, pytała, co może mi dać, żebym przestał. Nie było takiej opcji. Trzeba to było zakończyć.
Wtedy, kątem oka zauważyłem zielone światło w sąsiednim domu. Claudia zabiła. Zauważyłem ją przy oknie, całą we łzach. Patrzyła na mnie, łapiąc oddech.
Odwróciłem wzrok.
- Avada Kedavra!!!- wrzasnąłem i wycelowałem w ojca, a potem powtórzyłem to samo z babką.
- Zabij mnie, zabij, tylko oszczędź dzieci!!!- błagała.
Odepchnąłem ją jeszcze dalej.
Zerknąłem na Claudię. Wpatrywała się w zielone światełka błyskające z mojej różdżki. Uśmiechnąłem się słabo.
- Wingardium Lewiosa.- szepnąłem i usunąłem gruzy. Byłem już zmęczony grą w „zabij- nie zabij”.
- Avada Kedavra.- znów wycelowałem mordercze zaklęcie. Tym razem w dwójkę dzieci. Wiedziałem, ze były za słabe, i że jedno Niewybaczalne zabije ich oboje jednocześnie.
Miałem zamiar jeszcze trochę przytrzymać tą szlamę, ale wtedy moja podświadomość namówiła mnie do ponownego spojrzenia przez okno.
Claudia była przyciśnięta do ściany, ktoś ją dusił. Jej usta szeptały zaklęcia i celowały różdżką na oślep.
Szybko podniosłem tą szlamowatą matkę do góry, rzuciłem najszybszą w swoim życiu Avadę, a jej opadające na ziemię ciało obserwowałem już z domu obok, po szybkiej aportacji.
Facet duszący moją uczennicę mocno się zdziwił, gdy jakaś inna, moja, ręka odciągnęła go z całej siły.
Poczułem większą złość, niż kiedykolwiek.

- Jak on w ogóle śmiał ją tknąć?!!!- wrzeszczały moje myśli.

Claudia złapała się za szyję, próbując złagodzić ból.
- AVADA KEDAVRA!!!- wydałem z siebie tak gardłowy wrzask, jak nigdy dotąd. Zabiłem go z chęcią, choć sam się zdziwiłem. Cały czas widziałem przed oczami przerażenie w jej oczach, gdy powoli zabierał jej dopływ powietrza.
Usłyszałem jej cichy płacz. Odwróciłem się.
- Co z pierwszą zasadą?!- załkała i zaśmiała jednocześnie. To było niesamowite…
Nieświadomy swoich ruchów, odgarnąłem pasmo włosów, opadających jej na twarz.
- Jak bym to wytłumaczył w szkole?- zapytałem z uniesioną brwią, cofając szybko rękę, mając nadzieję, że nie zauważyła tego nieprzemyślanego aktu czułości.
- I tylko dlatego złamał pan swoją pierwszą zasadę?- zdziwiła się.- Dla Dumbledora? Przecież pan mnie nienawidzi.- wytknęła mi.
Z placu, w wiosce rozbrzmiał złośliwy i uszczęśliwiony śmiech.
- Czas już na nas.
Aportowaliśmy się na plac, skąd dobiegały śmiechy.
Środkiem kroczył Voldemort, upojony śmiercią i bólem, a za nim pełzła Nagini, nasycona krwią i ciałem
- Claudia!- wykrzyknął i skierował się do mojej uczennicy.
Mimowolnie wzdrygnąłem się, analizując bliskość jego ciała w odniesieniu do niej.
Zabrał jej różdżkę i rzucił Lucjuszowi.
- Priori Incantante.- szepnął mój przyjaciel i sprawdził ostatnie zaklęcia rzucone jej różdżką. Claudia próbowała nie wybuchnąć i zachować równowagę psychiczną.- Cztery Avady, Panie.- powiedział głośno.- Zdecydowanie najwięcej Crucjatusów i jeszcze kilka Sectumsempr.- zdał pełne sprawozdanie.
- Gratulacje.- uśmiechnął się niebezpiecznie i podejrzanie. Już coś knuł.- Skoro tak sobie upodobałaś Crucjatusa…- wydał udawane westchnienie.

- Nie, nie, nie… Tylko nie to!!!- wrzeszczałem w myślach.

- Crucjo!!!- szepnął głosem wysokim i pełnym grozy. Wycelował w Claudię.
Nie panując nad sobą, odsunąłem się do tyłu.
Na swoim ramieniu poczułem uścisk Lucjusza. Doskonale mnie znał.
- Panie…- zacząłem. Wszyscy się na mnie spojrzeli. Nie za bardzo wiedziałem, w co brnąłem, ale jej krzyki i jęki sprawiły, że nie miałem wyjścia.- Panie, skoro panna Madelstone tak dobrze się spisała, może powinna odejść stąd bez niepotrzebnych komplikacji.- skończyłem bezuczuciowo.
Oczy Claudii rozszerzyły się w zdziwieniu i co raz większym bólu.
- No, dobrze, Severusie.- przeniósł wzrok na mnie.- Skoro zgłaszasz się na ochotnika…

- Zabierz ją stąd.- wysłałem szybko do Lucjusza zanim padłem na ziemię obok niej.

Kolejny raz zwijałem się z bólu. Krzyknąłem głośno, tylko raz. Tylko raz. Przyzwyczajony do tego rodzaju tortur, czułem upływ czasu. Nic nie widziałem, ani nie słyszałem, ale czułem i myślałem.
Po pewnym czasie znów odzyskałem władzę w nogach i rękach.
Plac był pusty.
Od ostatniej salwy crucjatusa musiały minąć co najmniej dwie godziny, zanim się pozbierałem. Chwiejnym krokiem wstałem na nogi i przeszedłem na małą ławkę.
Pierwsze, o czym pomyślałem, było, gdzie jest Claudia. Miałem nadzieję, że Lucjusz zdążył odebrać moją wiadomość.
Aportowałem się na błonia Hogwartu. Potem bezpośrednio do zamku, aby uniknąć zbędnego spaceru.
Trzymając się za plecy, skierowałem się do lochów. Ciemność mi nie przeszkadzała, znałem drogę na pamięć, chociaż nie widziałem nawet czubka własnego nosa.
Doszedłem do drzwi do swoich kwater i wtedy zauważyłem parę zielonych oczy, wpatrujących się we mnie z podłogi.
- Lumos.- szepnąłem wykończony i przytknąłem różdżkę do twarzy osoby, blokującej moje drzwi.
To była ona. Siedziała na zimnej posadzce, opierając się o drzwi moich kwater. Kolana miał podciągnięte pod brodę, a te z kolei otoczone rękoma. W dłoni trzymała różdżkę. Cała drżała, a z oczu leciały jej łzy.
Podniosłem ją jednym ruchem, tajnym zaklęciem otworzyłem drzwi i wprowadziłem do środka.
Ledwo co stała. Nogi jej się trzęsły. Uginały się pod ciężarem przeminionych chwil. Wiedziałem, że zaraz upadnie, więc podprowadziłem do fotela, gdzie usiadła.
- Co z pańską jedyną zasadą?- zapytała tak cicho, że ledwie ją dosłyszałem.
Nie odpowiedziałam na ponownie zadane pytanie.
Wziąłem kilka fiolek, wlałem do jednej szklanki ich zawartość i bez słowa podałem jej te wymieszane z ciepłą wodą płyny.
Wypiła jednym duszkiem, o nic nie pytając.
Spojrzałem na nią zmartwiony.
Po krótkiej chwili jej głowa opadła na jej ramię. Zasnęła po Eliksirze Słodkiego Snu.
Wziąłem ją na ręce i przeniosłem do własnego łóżka. Zdjąłem z niej płaszcz, położyłem na brzuchu i rozpiąłem sukienkę. Wodziłem chwilę wzrokiem po nowych, czerwonych, świeżych ranach. Sięgnąłem po maść i posmarowałem ją delikatnie obchodząc się z cięciami, chociaż i tak nie mogła nic poczuć. Wprawiło mnie to w stan melancholii.
Sukienka była cała w krwi, więc, gdy skończyłem czynność nasmarowywania, wyczyściłem zaklęciem jej bardzo dopasowane do jej ciała okrycie, po czy zapiąłem zamek i, po przekręceniu jej na prawy bok i zdjęciu butów, przykryłem ją puchową kołdrą. Spała tak słodko.
Zamknąłem cicho drzwi do sypialni i przeszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, a potem, po jednej szklance Ognistej wyciągnąłem się na kanapie w małym saloniku. Zaklęciem rozpaliłem kominek.
Uczennica właśnie spała w mojej sypialni. Nigdy nie byłem tak blisko z żadnym z moich uczniów. Nie dość, że widziała moje prywatne laboratorium, to teraz miała zobaczyć prywatną sypialnię. SYPIALNIĘ!!!
I chyba pierwszy raz nie pomyślałem, co będzie dalej, gdy oboje się obudzimy. Jak wytłumaczymy, że nie było jej na noc w jej pokoju… A jak to, że była u mnie, jeżeli ktoś by zauważył… Nie myślałem o tym.
- 10 punktów od Slytherinu, panno Madelstone.- mruknąłem do siebie, przypominając sobie, że coś miałem zrobić.
I po prostu zasnąłem po dużej dawce Eliksiru Wzmacniającego.

3 komentarze:

  1. dziękuję <3 bardzo mi się podobało. Claudia ma słabość do starszych facetów, co? :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Inteligentni, przystojni, wredni i myślący, że są centrum wszechświata... Hihi... Poczekaj na to, co będzie dalej. Dopiero się rozkręcamy <3 DZIĘKUJĘ że czytasz!!!

      Usuń
    2. Przyjemność po mojej stronie : D Czekam z niecierpliwością na rozdział 13 ;)

      Usuń