poniedziałek, 22 października 2012

Pokonani - 8. Mała zmiana. Mnóstwo konsekwencji.


8. Mała zmiana. Mnóstwo konsekwencji


Obudziłam się wcześniej niż inni. Miałam taki zamiar.
Wyszłam niepostrzeżona. Nikt nie widział, gdy wróciłam, nikt nie widział, że wyszłam. Mogłabym nie wrócić i nikt by o tym nie wiedział. W zasadzie prawie nie spałam.
Ostrożnie opuściłam komnaty Gryffindoru. Do śniadania były jeszcze dwie godziny. Miałam wystarczająco dużo czasu, żeby załatwić to, co chciałam. Byłam zdeterminowana i nikt nie mógł mnie zatrzymać. Nikt i nic.
W zamku było przerażająco cicho, choć nie bardziej niż, gdy w środku nocy przemierzałam korytarze, aby dostać się do łóżka. Byłam wykończona, ale nie na tyle, żeby nie wstać po czterech godzinach i nie spełnić swojego marzenia.
Przy bramie do wieży Dumbledora dałam znać, że chcę z nim porozmawiać. Nie zdziwiłam się, gdy brama się uchyliła. Byłam pewna, że już nie spał.
Weszłam szybko po schodach i odkryłam, że już na mnie czekał, siedząc za biurkiem.
- Jest bardzo wcześnie, Claudio.- tylko na osobności mówił do mnie po imieniu.- Sprawa, z jaką do mnie przychodzić musi być bardzo ważna.- powiedział spoglądając na mnie znad różnych papierów na blacie.
- Rzeczywiście.- przyznałam mu rację.- Jest to coś, z czym nie miałam odwagi przyjść nigdy wcześniej.
- Nie bałaś się spotkać z Sama- Wiesz- Kim, a boisz się powiedzieć o czymś mnie?- przybrał zdziwioną minę.
- Już nie.- byłam skoncentrowana.
- Więc o co chodzi?- wstał, wyszedł zza swojego biurka i stanął naprzeciwko mnie.
- Obiecałam sobie, że w tym ostatnim, siódmym roku nie będę niczego żałować, że zrobię wszystko, żeby wspominać ten czas jak najwspanialej.
- Więc cóż mogę dla ciebie zrobić, Claudio?- spojrzał na mnie zmartwiony.
- Chciałabym przenieść się do Slytherinu, profesorze.- wydusiłam z siebie w końcu coś, co ukrywałam od sześciu lat.
Spoglądał na mnie z uśmiechem.
- Zaskoczyłam pana, profesorze?- zapytałam się.
- Nie, moja droga, zastanawiałem się tylko, kiedy zamierzasz do mnie z tym przyjść. Od początku wiedziałem, że nie jesteś zadowolona z wyboru Tiary. Dlaczego nie przyszłaś wcześniej?- spytał, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Bo myślałam, że nie można się przenieść.- odpowiedziałam ze spuszczonym wzrokiem.
- To, że nigdy tego nie robiono, nie znaczy, że nie można tego zrobić.
Podszedł do szafy i wyciągnął wieszak.
- Jeśli naprawdę chcesz, to nie widzę problemu. Zielony podkreśli kolor twoich oczu.- uśmiechnął się i padał mi szatę Slytherinu. Wzięłam ją w swoje ręce jak najbardziej upragniony prezent.- Tylko co na to twoi przyjaciele?
- Głęboko wierzę w to, że zrozumieją.- odpowiedziałam szczerze.- Jeśli jednak tak by się nie stało, znaczyłoby to, że nigdy nie byli moimi przyjaciółmi.
- Na pewno masz rację.- skinął głową.
Zdjęłam z siebie szatę Gryffindoru i nałożyłam tą Slytherinu. Gdy zimny materiał dotknął moich ramiom, poczułam, że postąpiłam dobrze.
- Czekała tu na ciebie przez sześć lat.- widziałam, że się wzruszył.- Co cię ostatecznie przekonało?
- Chyba… Można powiedzieć, że profesor Snape.- wyznałam zaskoczona ze swojego wniosku. On tylko kiwnął głową.
- Twoje rzeczy zostaną przeniesione do południa. Ręczę za to.
- Bardzo dziękuję, profesorze. Nawet nie wie pan, ile to dla mnie znaczy.- otarłam łzę z policzka.
- Od teraz jesteś pełnoprawnym „Ślizgonem”, zmienia się twój opiekun. Nie masz wstępu do pokoju wspólnego Gryffindoru.- mówił.- I powiem to tylko raz i tylko tobie. Mimo iż sam byłem w Gryffindorze, cieszę się, że walczysz o swoje i, szczerze, pasujesz do Slytherinu.
- Jeszcze raz dziękuję.- uśmiechnęłam się.- Do zobaczenia na śniadaniu.
Skinął głową, a ja wyszłam z jego biura. Ostatni raz weszłam do swojej komnaty i zabrałam książki. Następnego ranka miałam się już obudzić w innym łóżku, z innymi osobami dookoła.


Gdy po wyjściu z biblioteki stanęłam przed drzwiami do Wielkiej Sali byłam strasznie zdenerwowana. Chyba brakowało już tylko mnie. Prawdą jest, że się zaczytałam…
Otworzyłam drzwi i wzrok większości osiadł na mnie, na „spóźnialskiej”. Z początku nikt nic nie zauważył. Moi przyjaciele siedzieli i patrzyli się, kiedy zamierzałam usiąść obok nich. Wielki szum rozbrzmiał, gdy minęłam stół Gryffindoru i wszyscy wreszcie dojrzeli, że mam na sobie szaty Slytherinu. Skinęłam głową do stołu nauczycielskiego. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall odpowiedzieli tym samym, niemal jednocześnie. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, naprawdę ją lubiłam. W zamian dostałam lekkie potrząśniecie głową, co znaczyło tyle samo, co „nic się nie stało”.
Idąc dalej uśmiechnęłam się do profesora Snape’a. Odpowiedział zimnym wzrokiem, nic nowego. Czułam na sobie oczy całej szkoły.
Przy stole „Ślizgonów” odnalazłam platynową głowę mojego przyjaciela, który zgodnie ze słowami Dumbledora wrócił już do Hogwartu. Ich stół nie zauważył ciszy na Sali. Rozmawiali w najlepsze. Nie zauważyli mnie.
Zaszłam Drako od tyłu i lekko puknęłam w ramię. Odwrócił się chcąc się wydrzeć: „Czego?!”. Gdy jego rozmowa została przerwana, a on spojrzał się na mnie zdziwiony, co ja tam robię, cały stół spojrzał na mnie. Cisza jak makiem zasiał na całej Sali.
- Mogę usiąść obok ciebie?- zapytałam, a on, ciągle w szoku przesunął się bez słowa.
Usiadłam.
- Mam na imię Claudia Madelstone.- powiedziałam do całego stołu, ale przez tą ciszę słyszał mnie nawet Hufflepuff.- Od dzisiaj należę do Slytherinu. Skąd jestem? Z Gryffindoru. Jaka jestem? Piękna, zjawiskowa, interesująca, sprytna i ambitna. Jestem czystej krwi, żeby nie było niedomówień.- kontynuowałam.- Dlaczego zdecydowałam się przenieść?- wtedy wszyscy zauważyli, że mam na sobie ich szaty.- Bo tu pasuję bardziej.- zakończyłam przedstawianie siebie.- Mógłbyś mi podać mleko?- zapytałam chłopaka naprzeciwko.
Drżącymi rękami podał mi dzbanek.
Doskonale wiedziałam, co powiedzieć, żeby mnie zaakceptowali.
Rozejrzałam się zdziwionym wzrokiem po całej sali.
- No co?- udałam głupią.- Smacznego!
Wszyscy powoli zaczęli wracać do swoich rozmów.
Zarzuciłam swoimi włosami do tyłu, żeby jeszcze bardziej ich oczarować.
Spojrzałam na profesora Snape i uśmiechnęłam się triumfalnie i z podziękowaniem. Odpowiedział mi mrocznym spojrzeniem, jednym uniesionym kącikiem ust, co (o na matkę Merlina!!!) oznaczało lekki uśmiech i kręceniem głową, jakby wołał o pomstę do nieba.
Wszyscy przy stole Slytherinu powrócili do wcześniejszych zajęć, tylko Drako patrzył się na mnie onieśmielony. Chyba pierwszy raz komukolwiek udało się wprowadzić w taki stan.
Dałam mu lekkiego kuksańca w bok i uśmiechnęłam się. Obudził się.
- Jesteś niesamowita.- szepnął mi do ucha i pocałował w policzek, a potem lekko w usta.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.- odpowiedziałam równie cicho i śmiejąc się trochę głośniej.
Poznałam chłopaków, siedzących naprzeciwko Drako, czyli jego tak zwanych przyjaciół, jeśli taki termin w ogóle istniał w języku Ślizgonów. Niski, brązowowłosy i chudy nazywał się Nicolas Random, a siedzący po jego lewej wysoki, czarnowłosy i trochę tęższy, Mike Hilmon. Byli nawet mili. Przynajmniej starali się być. Po mojej drugiej, prawej stronie siedziała grupka czterech dziewczyn, z którymi również zdążyłam się zapoznać.
Wszystkie były szczupłe. Bliźnieczki- Octavia i Olivia Jerkins, pierwsza niebieskooka, druga zielonooka, brązowowłosa i również brązowooka Patricia Sommers i czarnowłosa, szarooka Lettice Thomson, która wydał mi się znajoma. Wszystkie cztery były pewne siebie, ale nie było wśród nich kogoś, kto by je poprowadził. Przekonały się do mnie po mojej wypowiedzi na temat siebie. Powiedzmy sobie szczerze, mogłam być nareszcie prawdziwą sobą i nie udawać wciąż skromnej, niewinnej dziewczynki. Wypowiedź, w której określiłam siebie w samych superlatywach gwarantowała mi udany start w nowej grupie. Byłam tego świadoma i pewna.
Po śniadaniu od razu udaliśmy się na eliksiry. Wreszcie siedziałam z Drako. Moi gryfońscy przyjaciele spoglądali na mnie. Czuli się oszukani i zdradzeni. Jedynie Malcolm zdołał się lekko uśmiechnąć.
- Koniec rozmów o dzisiejszej zaskakującej zmianie w naszych szeregach!- wszedł Snape i rzucił książką o biurko. Huk sprawił, że wszyscy się zamknęli.- Dzisiaj robicie Eliksir Postarzający. Nie dość przydatny, jak niektórzy napisali w wypracowaniu,- spojrzał na Veronicę przymrużonymi oczami.- ale wymagany przez podstawę programową, tak więc ruszcie tyłki po składniki!- krzyknął. Każdy z pary wstał, aby podejść so szafy. U nas to był Drako. Zawsze był dżentelmenem.
Wszyscy wrócili na miejsca i przewrócili książki na odpowiednie strony.
- Większość wypracowań to koszmar.- zaczął, a gdy zobaczył, że nikt nic nie robi wściekł się jeszcze bardziej.- Możecie robić i słuchać, Merlina!!!- wrzasnął. Spojrzałam na niego zdziwiona, że nikt oprócz mnie jeszcze nie zaczął.- Dużo jedynek.- kontynuował.- Są też inne oceny. Jedna osoba dostał piątkę.- wszystkie w oczy spoczęła na mnie, mieszającej eliksir, niezdającej sobie sprawy z tego, że patrzą.- Gratulacje dla pana Dura.
Malcolm podniósł głowę, nie mogąc uwierzyć, że dostał tak wysoką ocenę.
- Panno Madelstone.- odezwał się, a ja spojrzałam się na niego.- Proszę o pozostanie po lekcji.- skinęłam głową.- Zostało wam 55 minut i chcę zobaczyć gotowe eliksiry.- usiadł za swoim biurkiem, a wszyscy wzięli się do pracy.
- Ile wlać wody?- zapytał Drako.
- Dokładnie 250 ml. Nie mniej nie więcej. To dość specyficzny eliksir.- wytłumaczyłam.- Mały błąd będzie oznaczać katastrofę.- dopowiedziałam.
- Wierzę ci.- zapewnił mnie i odmierzył wyznaczoną przeze mnie ilość wody.
Nie odzywał się.
- Jak bardzo cię zdziwiłam?- szepnęłam do niego.
- Nawet nie masz pojęcia…- uśmiechnął się.
Odpowiedziałam tym samym i do gotującej się wody dodałam odpowiednią ilość żółci pancernika.
Ostatecznie eliksir był gotowy w pół godziny. Wyłączyłam kociołek, nabrałam płynu do fiolki i razem z Drako usiedliśmy na stołkach, aby odetchnąć.
- Wiedziałaś, jak zrobić na nich wrażenie.- pochwalił mnie i dotknął zielonego koloru na moje szacie.- Pasuje ci.- uśmiechnął się.
- Nareszcie…- odetchnęłam.
- Madelstone, Malfoy!- rozbrzmiał głos Snape’a.- Co jest tematem waszej zażyłej rozmowy?
- Przepraszamy, sir.- powiedziałam skruszonym głosem.- Nasz eliksir jest już gotowy.
- Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.- wstał.- Jednak nie jest to odpowiedź na moje pytanie. Mam odjąć punkty twojemu Domowi?- zapytał sam za bardzo nie wiedząc, co mówi.
Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Bardzo przepraszam, to się nie powtórzy.- ratowałam go próbując odciągnąć uwagę od jego słów na siebie, więc również wstałam- Nasze zachowanie rzeczywiście było na miejscu. Rozmawialiśmy o transmutacji, profesorze. Jest to istotnie nie czas na rozmowę na ten temat. Proszę mi wybaczyć.
- Siadaj.- wydusił w końcu z siebie. Doskonale wiedział, co właśnie dla niego zrobiłam. Zajął swoje poprzednie miejsce.
Resztę lekcji siedzieliśmy w ciszy zerkając na siebie z Drako co jakiś czas.
Nareszcie dobiegł koniec i Snape zaczął chodzić po klasie z listą nazwisk. Bez słowa zerkał na fiolkę, czasem ją wąchał, przewracał oczami i nie mówiąc o ocenie, szedł dalej. Bez żadnego komentarza. Gdy skończył „obchód” zajął swoje miejsce na podeście i oparł się o biurko.
- Nie każcie mi komentować tego, co właśnie zobaczyłem. Wyjdźcie.- powiedział spokojnie, chociaż resztkami cierpliwości trzymał się kantów biurka.- Listy z ocenami pojawią się na drzwiach w przeciągu godziny. Wyjdźcie i to jak najszybciej!!!- ostrzegł ich krzykiem.
Wszyscy opuścili salę wybiegając.
- Powodzenia.- poczułam rękę Drako na ramieniu.- Poczekam przed drzwiami. Nie znasz planu lekcji.- szepnął i też wyszedł, zamykając drzwi.
Podeszłam pod podest, a on zszedł do mnie.


- Wnioskując z tego, jakie zamieszanie umie pani wywołać w sześć godzin, chyba będę musiał odprowadzać panią po praktykach prosto do komnaty.- spojrzałem na nią.
Zaśmiała się cicho. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Proszę mówić do mnie po imieniu, profesorze.- ponowiła swoją prośbę. Skinąłem lekko głową.
- A więc jesteś teraz w moim Domu.- patrzyłem w jej oczy.
- Wydawał się pan być zaskoczonym podczas śniadania.- uśmiechnęła się.
- Profesor Dumbledore nie zdążył mnie powiadomić przed śniadaniem.- wytłumaczyłem, znów nie wiedząc, po co.- Nikomu nigdy nie udało się uciszyć całej Wielkiej Sali tylko wchodząc do środka.- rzuciłem.
Chciałem jej pogratulować, powiedzieć, że zrobiła na mnie wrażenie, ale nie wprost.
- Dziękuję, Mistrzu. Wystarczyło mieć na sobie szatę w odpowiednim kolorze.
- Tutaj nie jestem twoim Mistrzem.- zwróciłem jej uwagę, ale zadowalał mnie tytuł, jakim się do mnie zwracała. Pełen szacunku.
- Prawie odebrał pan dzisiaj punkty swojemu Domowi.- zauważyła i wróciła do niechcianego przeze mnie tematu.
- Dziękuję.- wyrwało mi się odruchowo. Chyba nigdy wcześniej nie użyłem tego słowa, a teraz podziękowałem właściwie za nic.
„Za nic…”. Ale tak naprawdę, to byłem jej wdzięczny za to, że przejęła pałeczkę i skupiła uwagę na sobie, zanim ktoś dokładnie przeanalizował moje słowa.
- Bardzo dobre wypracowanie.- zmieniłem temat.- Jest ono właściwym powodem twojej obecności tutaj.- wróciłem na podest i wyszperałem je z czerwonej teczki.- Będę musiał się przyzwyczaić do tego, żeby wkładać cię do zielonej…- powiedziałem niby do siebie, a jednak na głos.- Bardzo mi się podobało.- wróciłem do niej. Nie wspomniałem oczywiście o tym, że przed śniadanie przeczytałem je ze zdumieniem jeszcze raz, ani o tym, że było tak doskonałe, że uczeń nie powinien umieć tak pisać.- Dostałaś szóstkę. Mogłabyś powiedzieć mi skąd czerpałaś wiedzę?
Zaczęła wymieniać książki o tak dobrze znanych mi tytułach. Musiała je wszystkie przeczytać, nie było innego wyjścia, a wymieniła ich blisko 20. Pamiętam, że też z nich korzystałem, o czym, oczywiście, również nie wspomniałem.
- Proszę powiesić listy na drzwiach.- dałem jej listy ocen z wypracowań i dzisiejszego ćwiczenia. Odruchowo zaczęła szukać swojego nazwiska.- Ty i pan Malfoy dostaliście piątki.- powiedziałem zanim siebie znalazła.- Na następnej liście będziesz już we właściwym Domu.- obiecałem, nie wiedząc, dlaczego to robię.
Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie. Zarumieniła się, gdy nasze oczy się spotkały.
- Hasło do pokoju wspólnego Slytherinu to: „Róża bez kolców”.- powiedziałem i automatycznie dotarł do mnie jej słodki zapach. Wziąłem głęboki oddech.- Dzisiaj wyjątkowo spotkamy się o wpół do szóstej. Mamy dużo do zrobienia.- nie wiem, dlaczego powiedziałem „my”, ale, że nie było to najbardziej zaskakującą mnie rzeczą w minionych kilku godzinach, nie zwróciłem na to większej uwagi.- Do pokoju wspólnego przychodzę codziennie o piątej, tak więc później udamy się od razu do laboratorium.- kiwnęła głową.- Jesteś wolna.- rzuciłem i wróciłem za biurko.
Stała jeszcze chwilę na dole, po czym zrobiła krok w kierunku drzwi i zawróciła z prędkością światła. Myślała nad czymś intensywnie. Chyba się wahała…
Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Gdyby nie pan, nigdy nie odważyłabym się tego zrobić.- powiedziała i weszła na podest. Odnalazła moje oczy i sprawiła, że w nich utonąłem.- Zawdzięczam panu tak wiele.
- Może za wiele…?- zapytałem.
- Może.- kiwnęła głową.- Ale jeszcze raz chcę panu podziękować, profesorze.- zrobiła mały krok do przodu i stała już tylko jakieś dwadzieścia centymetrów przede mną. Czułem jej woń, czułem jej oddech.- Dziękuję, profesorze.- szepnęła. Patrzyła jeszcze przez chwilę w moje oczy, po czym odwróciła się i wyszła z sali bez żadnego innego słowa.

- Co ta dziewczyna z tobą wyprawia, Severusie…?- zapytałem samego siebie, ale nie znalazłem odpowiedzi. Szczerze wątpiłem w istnienie jakiejś racjonalnej.


Wywiesiłam listy na drzwiach. Wzdrygnęłam się, gdy zobaczyłam swoje nazwisko na liście Gryffindoru.
Szybko jeszcze sprawdziłam oceny moich przyjaciół.
Edward trója, Florence czwórka, Malcolm piątka (musiał być cholernie dumny) i Veronica jedynka.

- Znowu się wścieknie.- pomyślałam, ale po chwili przestałam się tym przejmować. Chodziło jej o Edwarda, a teraz nasze kontakty definitywnie miały się ograniczyć.

Z siebie też byłam okropnie dumna. Szósteczka z eliksirów… Czy ktoś tego wcześniej kiedykolwiek dokonał…?
Bynajmniej nie u Snape’a.
Podeszłam do Drako, który stał oparty o ścianę.
- Znów wszyscy zawalili ćwiczenia.- powiedziałam od niechcenia.- Oprócz nas, oczywiście.- dodałam szybko.
- Będziesz musiała mnie długo przygotowywać do tych owutemów…- westchnął.
- Nie martw się.- położyłam rękę na jego ramieniu.
Zauważyłam, że obok nas stoją te dziewczyny ze śniadania.
Podeszły do nas.
- Masz z nim dobre układy?- zapytała wścibsko Olivia.
- Zależy o kogo pytasz.- odpowiedziałam. Po minie Lettice widziałam, że według niej była to jedyna poprawna odpowiedź.
- Ze Snape’m, a z kim innym?- Octavia dołączyła do siostry.
- A chciałybyście, żebym miała?- uniosłam brew i wtedy poczułam silne szarpnięcie załamię.
Odwróciłam się, pociągnięta tą siłą i poczułam piekący ból na policzku. Moja głowa bezwiednie odwróciła się w stronę Drako, który rozmawiał z Mike’iem. Oboje szybko spojrzeli na to, co się dzieje.
Złapałam się za piekące miejsce i podniosłam głowę.
- Ty zdziro!!!- Veronica wykrzyczała mi w twarz.
Lettice stanęła przede mną z założonymi rękami na piersiach. Obok niej wyrósł Mike.
Zmierzyli ją wzrokiem.
- Masz coś do Claudii?!- krzyknęła czarnowłosa i sprawiła, że Veronica mimowolnie zrobiła krok do tyłu.
Mike spojrzał na nią z góry. Odwaga całkowicie wyparowała z mojej przyjaciółki.
Zauważyłam, że po korytarzu biegną już Edward, Malcolm i Florence. Zapewne chcieli zatrzymać ją zanim zrobi coś głupiego. Nie zdążyli.
Florence chciała do mnie podejść, ale drogę zastąpiła jej Patricia ze świdrującym wzrokiem i rękoma pretensjonalnie ułożonymi na biodrach.
Po moim policzku popłynęła parząca łza.
W tym momencie z sali wyszedł Snape. Na pewno usłyszał krzyki.
Najpierw spojrzał na mnie, na mój czerwony od uderzenia policzek i łzę wyciśniętą przez ból. Zerknął na rozwścieczoną Veronicę, na próbującego odciągnąć ją ode mnie Malcolma, na zawiedzionego zachowaniem Veroniki Edwarda i na grupkę Ślizgonów chowających mnie za sobą.
Drako objął mnie w pasie i przytulił.
Analiza Snape’a była krótka i właściwa.
- 50 punktów od Gryffindoru, panno Holmes!- krzyknął.- Ile warty jest ból panny Madelstone, panie Malfoy?- zapytał.
- Nie. Ma. Takiej. Liczby.- powiedział przez zaciśnięte zęby, hamując swoją wściekłość.
- Miesiąc szlabanu z Filchem!- powiedział z przymrużonymi oczami.- Do odpracowania po Wymianie.– dodał.
Veronica patrzyła na mnie z nienawiścią.
Malcolm pociągnął ją za ramię.
- Nienawidzę cię, Claudia!!!- wrzasnęła patrząc w moje oczy, po czym odwróciła się i wybiegła.
Reszta moich byłych przyjaciół spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem i również odeszła.
Snape patrzył na mnie ciągle. Czyżby wyglądał na trochę zmartwionego?!
- Dziękuję.- powiedziałam do wszystkich na około mnie. Skinęłam głową do profesora, a ten odszedł niczym kłąb czerni.
- Resztę lekcji mamy dzisiaj z Ravenclaw.- szepnął mi do ucha Drako.
Bliźniczki uśmiechnęły się.
- Naprawdę musiałaś przypaść mu do gustu.- powiedziały jednocześnie i się zaśmiały.
Lettice wzięła w dłoń mój podbródek i spojrzała na czerwony policzek.
- Zabieram cię do łazienki.- nie chciała słyszeć o sprzeciwie.
Zerknęłam przezornie na Drako. Nie wiedziałam, czy mogę im ufać, czy nie zabiją mnie w tej łazience. On przymknął i otworzył sugestywnie powieki. Jemu ufałam na pewno.
Lettice wzięła mnie pod rękę i zaczęła iść, trzy pozostałe dreptały za nami, a na Hallu Głównym skręciły w inną stronę. Zostałyśmy same.
Weszłyśmy na pierwsze piętro do Łazienki Jęczącej Marty.
Podeszła do kranu, namoczyła wacik zimną wodą i przycisnęła go do piekącego miejsca, kojąc je niemiłosiernie.
- W naszym pokoju jest jedno łóżko wolne. Prawdopodobnie umiejscowią cię u nas.- zaczęła rozmowę.
Nie odpowiedziałam. Wytarła mi mokre miejsce.
- Daj mi swój puder.- powiedziała.- Mamy inne karnacje.- wytłumaczyła.
Sięgnęłam do torby i podałam jej rzecz, o którą „prosiła”.
- Nie bądź słaba!- spojrzała mi w oczy.- Nie myśl o tej idiotce!- doskonale odgadła moje myśli.
Poczułam, jakbym znała ją od lat.
- Czy my się skąś nie znamy?- zapytałam.
Uśmiechnęła się. Chyba jej ulżyło.
- Dwa lata byłyśmy razem w przedszkolu, w Londynie.- przypomniała mi.- Oderwałam głowę twojej lalce.- wspomniała.- Później siedziałyśmy razem w pociągu do Hogwartu. Przyjaźniłyśmy się kiedyś.
- A potem nasze drogi się rozeszły…- westchnęłam.- Mile jest odnaleźć przyjaciółkę z dawnych lat.- wyciągnęłam ręce, żeby ją przytulić, od razu przycisnęła się do mnie. Poczułam bijące od niej ciepło i szczerość. Prawdziwe przeciwieństwo Slytherinu. Czyżby Tiara nas ze sobą pomyliła…?
Rozsmarowała mi puder na policzku i wyrównała z resztą twarzy.
- Teraz mamy Zaklęcia.- szarpnęła mnie w kierunku drzwi i spojrzała na mnie jeszcze raz zanim wyszłyśmy.- Nie mów dziewczynom, że się znamy.- poprosiła.
Byłam trochę rozczarowana, ale skinęłam głową i zgodziłam się tego nie robić.
Później skierowaliśmy się na Zaklęcia, na trzecie piętro, do klasy pana Flitwicka.
Weszłyśmy spóźnione.
Profesor Flitwick spojrzał na mnie zdziwiony.
- Panno Madelstone, myślałem, że Gryffindor ma teraz Wróżbiarstwo z profesor Trealawney…- powiedział i sprawdził w grafiku.
Wszyscy się zaśmieli. Poszukałam w pamięci i stwierdziłam iż rzeczywiście nie było go na śniadaniu.
Uśmiechnęłam się.
- Ma pan w zupełności rację, ale od dziś należę do Slytherinu, profesorze.
Przyjrzał się uważnie mojej szacie.
- Cóż, w rzeczy samej.- kiwnął głową. Ponowny śmiech przeszedł po sali.- Usiądź, proszę.- wskazał mi jedyne wolne miejsce obok Krukona.
Usiadłam szybko w przedostatniej ławce obok miodowowłosej dziewczyny o zielonych oczach.
- Jestem Mariogold Johnson. – szepnęła.
- A ja…- zaczęłam.
- Wiem.- przerwała mi.- Na śniadaniu każdy słyszał.- uśmiechnęła się.
Marigold była kolejną miłą, pracowitą i wspaniałą osobą, której nie poznałabym, gdybym się nie przeniosła. Byłam zadowolona ze swojego wyboru, mimo iż ciągle czułam ból lewego policzka.
Snape się za mną wstawił… Od Drako słyszałam, że nie bronił swoich wychowanków, kazał im samym rozwiązywać swoje problemy, a tu proszę. Odebrał jej punkty i dał szlaban!
- Dzisiaj przeanalizujemy parę nowych zaklęć.- zaczął Flitwick.- 10 punktów dla Domu, którego przedstawiciel wytłumaczy ich znaczenie. Zaklęcie Fideliusa, Mobiliocorpus i Depulso.
Moja ręka automatycznie poszła do góry, gdy tylko usłyszałam te trzy zaklęcia. Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek, gdy nikt inny się nie zgłosił. Profesor Flitwick ruchem ręki zachęcił mnie wypowiedzi.
Wstałam, wszyscy skierowali swoje spojrzenia na mnie.
- Zaklęcie Fideliusa służy do zdeponowania tajemnicy u Strażnika Tajemnic.- kiwnął głową przytakująco.- Z pomocą Mobiliocorpus możemy przesunąć osobę lub przedmiot. Sposób samego przeniesienia można porównać do lewitacji. Jeśli chodzi o Depulso… To zaklęcie sprawia, że możemy odsunąć od siebie konkretny przedmiot.
- Doskonale!- Flitwick klasnął w dłonie.- 10 punktów dla Slytherinu, panno Madelstone. Chciałaby pani zaprezentować Mobiliocorpus i Depulso?- zapytał. Poczułam się dumna.
- Oczywiście.- odpowiedziałam i podeszłam do niego, na środek klasy.- Depulso!- szepnęłam i wycelowałam różdżką w dwie pierwsze, puste ławki, które momentalnie się od siebie odsunęły. Uśmiechnęłam się.- Ktoś na ochotnika do drugiego zaklęcia?- zapytałam rozglądając się po klasie.
Drako jak zawsze mnie nie zawiódł i zanim ktokolwiek zdążył chociaż podnieść rękę, on już szedł w moją stronę, uśmiechając się od uch do ucha.
- Ufam ci.- szepnął, gdy stawał obok mnie.
Profesor Flitwick obserwował zaciekawiony.
- Mobiliocorpus!- wskazałam różdżką na Drako, a on natychmiast uniósł się nad ziemię.
Z całej sali pobrzmiewały ochy i achy, gdy przenosiłam Drako dwa metry nad ziemią na sam koniec klasy. Robiłam to powoli, niech się napatrzą, a co! Opuściłam go delikatnie na ziemię i gdy wszyscy zobaczyli, że już bezpiecznie wylądował i wraca na miejsce, rozbrzmiały brawa. Nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechnęłam się triumfalnie, napawając się dumą.
- Niesłychane…- Flitwick pokręcił niedowierzając głową.- Z jaką gracją go postawiłaś, jak ostrożnie…- nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.- Dziękuję, panno Madelstone. Proszę usiąść. Piątka za dzisiejsze ćwiczenia. Ależ to miłe uczucie poznać tak uzdolnioną uczennicę… Proszę pozostać po lekcji.- poprosił.
Kiwnęłam głową na znak, że na pewno to uczynię, a on kontynuował lekcje.
Powiedział w trochę szerszym zakresie o Zaklęciu Fideliusa. Dowiedziałam się paru naprawdę ciekawych rzeczy. Później przystąpiliśmy do ćwiczeń pozostałych dwóch zaklęć. Cóż, oberwało mi się trochę, gdy Marigold unosiła mnie nad ziemię. W pewnym momencie dosięgałam już sufitu, gdy nagle zaczęłam spadać. Gdybym nie wrzasnęła na całą salę Aresto Momentum, pewnie skończyło by się to dla mnie wizytą w Skrzydle Szpitalnym. Na szczęście zaklęcie zadziałało i zatrzymało na dosłownie sekundę, dwadzieścia centymetrów nad ziemią. Znów cała klasa podziwiała mnie i moją szybką reakcję. W oczach profesora Flitwicka pojawiła się łza szczęścia, którą niepostrzeżenie zamknął w probówce. Był naprawdę emocjonalnym czarodziejem.
Lekcja dobiegła końca. Marigold w końcu nauczyła się Mobiliocorpus, a Flitwick zapowiedział, że na następnej lekcji będzie z tego zaliczenie. Wszyscy opuścili salę. Zdążyłam się jeszcze tylko zapytać Marigold, jaka jest nasza następna lekcja, bo wiedziałam, że resztę dnia mamy z Ravenclaw. Okazało się, że Opiekę Nad Magicznymi Zwierzętami z Hagridem. Ucieszyłam się na myśl o świeżym powietrzu.
Podeszłam do biurka profesora.
- Jak daleko zaszłaś w książce?- zapytał.
- Skończyłam ją, profesorze.- odpowiedziałam.
Uśmiechnął.
- I umiesz rzucić każde z zaklęć?- spojrzał na mnie.
- Tak mi się wydaje.
- Zdajesz Zaklęcia na owutemach?
- Oczywiście.

- Jak mógł mnie w ogóle o coś takiego pytać?! A po co bym przerabiała całą książkę?!- wrzeszczały moje myśli.

- Z czym wiążesz swoją przyszłość?- szukał czegoś w swoich papierach.
- Z eliksirami, profesorze.- powiedziałam szczerze.
- A to szkoda…- widocznie go zasmuciłam.- Wielka szkoda… Ale nie będę namawiać cię do zmiany planów.- obiecał. Wyjął w końcu jakąś kartkę, właściwie ogłoszenie.- Cóż, skoro jesteś w Slytherinie… Mogłabyś przekazać to profesorowi Snape’owi? Dostałem to dzisiaj rano i nie mam czasu go poszukać. Myślę, że może cię to zainteresować.- spojrzał mi w oczy.- W każdym bądź razie, przekaż to Severusowi.
- Oczywiście, profesorze. Do widzenia.
- Do widzenia.- odpowiedział i usiadł za biurkiem, a ja wyszłam z sali.
Skierowałam się od razu do podziemi. Doskonale wiedziałam, gdzie znaleźć opiekuna mojego domu.
Uchyliłam lekko drzwi do Sali Eliksirów.
Zobaczyłam mnóstwo pochylonych głów nad kociołkami. Piąty rok Hufflepuff i Gryffindoru miał podwójne eliksiry. Snape siedział za biurkiem, pochylony sprawdzał wypracowania. Twarz miał spokojną, lekko naburmuszoną, ale prawie niezauważalnie. Jego oczy zmęczone już czytaniem były przymrużone.
Weszłam po cichu do środka.
- Profesorze?- chciałam, żeby zwrócił na mnie uwagę.
- Tak, panno Madelstone?- byłam zaskoczona, że rozpoznał mnie po głosie.
Uczniowie zerknęli na mnie obojętnie.
- Profesorze,…- zaczęłam.
- Słucham, panno Madelstone. Proszę podejść.- uniósł głowę znad kartek i spojrzał na mnie.
Ruszyłam się i zawędrowałam aż na jego podest. Paru uczniów mnie obserwowało.
- Na co się gapicie?!- krzyknął patrząc na niepracujących piątoroczniaków. Przeniósł wzrok na mnie i wstał.
Nasze spojrzenia się spotkały. Jeden ułamek sekundy wystarczył, żebym pływała w bezdennej otchłani jego czarnych oczy. Takich pięknych, takich unikalnych, takich głębokich… Rozmarzyłam się.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego zniecierpliwiony głos.
- O co chodzi?
Mrugnęłam parę razy.
- Proszę.- padałam mu kartkę.- Od profesora Flitwicka.- dodałam.
Z tego wszystkiego zapomniałam spojrzeć, czego dotyczyło ogłoszenie.
Snape rzucił okiem.
- I co mam z tym niby zrobić?- zapytał.
- Nie mam pojęcia. Ja tylko przekazuję.- odpowiedziałam.
Wziął ode mnie kartkę i przeczytał szybko, o co chodzi.
- Przeczytała to pani chociaż?- patrzył na mnie.
- Nie.- odparłam szczerze trochę zawstydzona i przytłoczona jego cudnym zapachem.
- Profesor Flitwick sugeruje mi, że mam panią wystawić w Turnieju Trójmagicznym w tym roku.
Zarumieniłam się. To marzenie każdego ucznia.
Wskazał mi adnotację pisaną pismem Flitwicka.

Severusie, myślę, że panna Madelstone będzie godnie reprezentować twój Dom. Jestem pewien, iż w Eliksirach jest nie gorsza niż w Zaklęciach. Według mnie, byłaby ona twoim najlepszym wyborem.

- Filius

Myślał, patrząc na mnie.
- Przerobiłaś już książkę z Zaklęć, prawda?- zapytał, ale znał odpowiedź.
- Skończyłam w sierpniu.- odpowiedziałam.
Pomyślał chwilę. Mówił ściszonym głosem.
- A jak stoisz z Transmutacją?- patrzył na mnie uważnie.
- W tamtym roku miałam najwyższą ocenę. Zostały mi jeszcze dwa rozdziały do końca.
- A Obrona Przed Czarną Magią?
Uśmiechnęłam się.
- Chyba nie myśli pan, że uczęszczałabym na TE spotkania bez potrzebnej wiedzy w tym zakresie.- powiedziałam szeptem.
- W takim razie szykuj się na Turniej Trójmagiczny.- powiedział i wrócił na swoje miejsce za biurkiem.
Patrzyłam zdębiała. Nie myśląc podeszłam do niego i pochyliłam się nad nim. Jego woń doprowadzał mnie do szaleństwa. Jego twarzy był tylko trzydzieści centymetrów od mojej.
- A co z losowaniem? Zawsze jest losowanie…- odezwała się sprawiedliwa część mojej duszy.
Odwrócił swoją twarz do mojej. Bezwiednie rozchyliłam wargi, gdy jego oczy znów napotkały moje.
- W tym roku losowania nie będzie.- odpowiedział jak najbardziej spokojnie.- Reprezentuje pani Slytherin. Czy nie o tym zawsze pani marzyła?- przechylił głowę w lewą stronę.
Uczniowie nas obserwowali.
- Istotnie tak jest.- rzekłam.
- Więc jest jeszcze coś, z czym ma pani problem, panno Madelstone?
- Nie.- szepnęłam.
Wyprostowałam się i ciągle zaskoczona jego decyzją i szybkim rozwojem wydarzeń wyszłam z jego sali, wciąż odurzona cytrusami i miętą…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz