8. Mała zmiana.
Mnóstwo konsekwencji
Obudziłam się
wcześniej niż inni. Miałam taki zamiar.
Wyszłam
niepostrzeżona. Nikt nie widział, gdy wróciłam, nikt nie widział, że wyszłam.
Mogłabym nie wrócić i nikt by o tym nie wiedział. W zasadzie prawie nie spałam.
Ostrożnie
opuściłam komnaty Gryffindoru. Do śniadania były jeszcze dwie godziny. Miałam
wystarczająco dużo czasu, żeby załatwić to, co chciałam. Byłam zdeterminowana i
nikt nie mógł mnie zatrzymać. Nikt i nic.
W zamku było
przerażająco cicho, choć nie bardziej niż, gdy w środku nocy przemierzałam
korytarze, aby dostać się do łóżka. Byłam wykończona, ale nie na tyle, żeby nie
wstać po czterech godzinach i nie spełnić swojego marzenia.
Przy bramie do
wieży Dumbledora dałam znać, że chcę z nim porozmawiać. Nie zdziwiłam się, gdy
brama się uchyliła. Byłam pewna, że już nie spał.
Weszłam szybko
po schodach i odkryłam, że już na mnie czekał, siedząc za biurkiem.
- Jest bardzo
wcześnie, Claudio.- tylko na osobności mówił do mnie po imieniu.- Sprawa, z
jaką do mnie przychodzić musi być bardzo ważna.- powiedział spoglądając na mnie
znad różnych papierów na blacie.
-
Rzeczywiście.- przyznałam mu rację.- Jest to coś, z czym nie miałam odwagi
przyjść nigdy wcześniej.
- Nie bałaś
się spotkać z Sama- Wiesz- Kim, a boisz się powiedzieć o czymś mnie?- przybrał
zdziwioną minę.
- Już nie.-
byłam skoncentrowana.
- Więc o co
chodzi?- wstał, wyszedł zza swojego biurka i stanął naprzeciwko mnie.
- Obiecałam
sobie, że w tym ostatnim, siódmym roku nie będę niczego żałować, że zrobię
wszystko, żeby wspominać ten czas jak najwspanialej.
- Więc cóż mogę
dla ciebie zrobić, Claudio?- spojrzał na mnie zmartwiony.
- Chciałabym
przenieść się do Slytherinu, profesorze.- wydusiłam z siebie w końcu coś, co
ukrywałam od sześciu lat.
Spoglądał na
mnie z uśmiechem.
- Zaskoczyłam
pana, profesorze?- zapytałam się.
- Nie, moja
droga, zastanawiałem się tylko, kiedy zamierzasz do mnie z tym przyjść. Od
początku wiedziałem, że nie jesteś zadowolona z wyboru Tiary. Dlaczego nie
przyszłaś wcześniej?- spytał, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Bo myślałam,
że nie można się przenieść.- odpowiedziałam ze spuszczonym wzrokiem.
- To, że nigdy
tego nie robiono, nie znaczy, że nie można tego zrobić.
Podszedł do
szafy i wyciągnął wieszak.
- Jeśli
naprawdę chcesz, to nie widzę problemu. Zielony podkreśli kolor twoich oczu.-
uśmiechnął się i padał mi szatę Slytherinu. Wzięłam ją w swoje ręce jak
najbardziej upragniony prezent.- Tylko co na to twoi przyjaciele?
- Głęboko
wierzę w to, że zrozumieją.- odpowiedziałam szczerze.- Jeśli jednak tak by się
nie stało, znaczyłoby to, że nigdy nie byli moimi przyjaciółmi.
- Na pewno
masz rację.- skinął głową.
Zdjęłam z
siebie szatę Gryffindoru i nałożyłam tą Slytherinu. Gdy zimny materiał dotknął
moich ramiom, poczułam, że postąpiłam dobrze.
- Czekała tu
na ciebie przez sześć lat.- widziałam, że się wzruszył.- Co cię ostatecznie
przekonało?
- Chyba… Można
powiedzieć, że profesor Snape.- wyznałam zaskoczona ze swojego wniosku. On
tylko kiwnął głową.
- Twoje rzeczy
zostaną przeniesione do południa. Ręczę za to.
- Bardzo
dziękuję, profesorze. Nawet nie wie pan, ile to dla mnie znaczy.- otarłam łzę z
policzka.
- Od teraz
jesteś pełnoprawnym „Ślizgonem”, zmienia się twój opiekun. Nie masz wstępu do
pokoju wspólnego Gryffindoru.- mówił.- I powiem to tylko raz i tylko tobie.
Mimo iż sam byłem w Gryffindorze, cieszę się, że walczysz o swoje i, szczerze,
pasujesz do Slytherinu.
- Jeszcze raz
dziękuję.- uśmiechnęłam się.- Do zobaczenia na śniadaniu.
Skinął głową,
a ja wyszłam z jego biura. Ostatni raz weszłam do swojej komnaty i zabrałam
książki. Następnego ranka miałam się już obudzić w innym łóżku, z innymi
osobami dookoła.
Gdy po wyjściu
z biblioteki stanęłam przed drzwiami do Wielkiej Sali byłam strasznie
zdenerwowana. Chyba brakowało już tylko mnie. Prawdą jest, że się zaczytałam…
Otworzyłam
drzwi i wzrok większości osiadł na mnie, na „spóźnialskiej”. Z początku nikt
nic nie zauważył. Moi przyjaciele siedzieli i patrzyli się, kiedy zamierzałam
usiąść obok nich. Wielki szum rozbrzmiał, gdy minęłam stół Gryffindoru i
wszyscy wreszcie dojrzeli, że mam na sobie szaty Slytherinu. Skinęłam głową do
stołu nauczycielskiego. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall odpowiedzieli
tym samym, niemal jednocześnie. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco,
naprawdę ją lubiłam. W zamian dostałam lekkie potrząśniecie głową, co znaczyło
tyle samo, co „nic się nie stało”.
Idąc dalej
uśmiechnęłam się do profesora Snape’a. Odpowiedział zimnym wzrokiem, nic
nowego. Czułam na sobie oczy całej szkoły.
Przy stole „Ślizgonów”
odnalazłam platynową głowę mojego przyjaciela, który zgodnie ze słowami
Dumbledora wrócił już do Hogwartu. Ich stół nie zauważył ciszy na Sali.
Rozmawiali w najlepsze. Nie zauważyli mnie.
Zaszłam Drako
od tyłu i lekko puknęłam w ramię. Odwrócił się chcąc się wydrzeć: „Czego?!”.
Gdy jego rozmowa została przerwana, a on spojrzał się na mnie zdziwiony, co ja
tam robię, cały stół spojrzał na mnie. Cisza jak makiem zasiał na całej Sali.
- Mogę usiąść
obok ciebie?- zapytałam, a on, ciągle w szoku przesunął się bez słowa.
Usiadłam.
- Mam na imię
Claudia Madelstone.- powiedziałam do całego stołu, ale przez tą ciszę słyszał
mnie nawet Hufflepuff.- Od dzisiaj należę do Slytherinu. Skąd jestem? Z
Gryffindoru. Jaka jestem? Piękna, zjawiskowa, interesująca, sprytna i ambitna.
Jestem czystej krwi, żeby nie było niedomówień.- kontynuowałam.- Dlaczego
zdecydowałam się przenieść?- wtedy wszyscy zauważyli, że mam na sobie ich
szaty.- Bo tu pasuję bardziej.- zakończyłam przedstawianie siebie.- Mógłbyś mi
podać mleko?- zapytałam chłopaka naprzeciwko.
Drżącymi
rękami podał mi dzbanek.
Doskonale
wiedziałam, co powiedzieć, żeby mnie zaakceptowali.
Rozejrzałam
się zdziwionym wzrokiem po całej sali.
- No co?-
udałam głupią.- Smacznego!
Wszyscy powoli
zaczęli wracać do swoich rozmów.
Zarzuciłam
swoimi włosami do tyłu, żeby jeszcze bardziej ich oczarować.
Spojrzałam na
profesora Snape i uśmiechnęłam się triumfalnie i z podziękowaniem. Odpowiedział
mi mrocznym spojrzeniem, jednym uniesionym kącikiem ust, co (o na matkę Merlina!!!)
oznaczało lekki uśmiech i kręceniem głową, jakby wołał o pomstę do nieba.
Wszyscy przy
stole Slytherinu powrócili do wcześniejszych zajęć, tylko Drako patrzył się na
mnie onieśmielony. Chyba pierwszy raz komukolwiek udało się wprowadzić w taki
stan.
Dałam mu
lekkiego kuksańca w bok i uśmiechnęłam się. Obudził się.
- Jesteś
niesamowita.- szepnął mi do ucha i pocałował w policzek, a potem lekko w usta.
- Powiedz mi
coś, czego nie wiem.- odpowiedziałam równie cicho i śmiejąc się trochę
głośniej.
Poznałam chłopaków,
siedzących naprzeciwko Drako, czyli jego tak zwanych przyjaciół, jeśli taki
termin w ogóle istniał w języku Ślizgonów. Niski, brązowowłosy i chudy nazywał
się Nicolas Random, a siedzący po jego lewej wysoki, czarnowłosy i trochę
tęższy, Mike Hilmon. Byli nawet mili. Przynajmniej starali się być. Po mojej
drugiej, prawej stronie siedziała grupka czterech dziewczyn, z którymi również
zdążyłam się zapoznać.
Wszystkie były
szczupłe. Bliźnieczki- Octavia i Olivia Jerkins, pierwsza niebieskooka, druga zielonooka,
brązowowłosa i również brązowooka Patricia Sommers i czarnowłosa, szarooka
Lettice Thomson, która wydał mi się znajoma. Wszystkie cztery były pewne
siebie, ale nie było wśród nich kogoś, kto by je poprowadził. Przekonały się do
mnie po mojej wypowiedzi na temat siebie. Powiedzmy sobie szczerze, mogłam być
nareszcie prawdziwą sobą i nie udawać wciąż skromnej, niewinnej dziewczynki.
Wypowiedź, w której określiłam siebie w samych superlatywach gwarantowała mi
udany start w nowej grupie. Byłam tego świadoma i pewna.
Po śniadaniu
od razu udaliśmy się na eliksiry. Wreszcie siedziałam z Drako. Moi gryfońscy
przyjaciele spoglądali na mnie. Czuli się oszukani i zdradzeni. Jedynie Malcolm
zdołał się lekko uśmiechnąć.
- Koniec
rozmów o dzisiejszej zaskakującej zmianie w naszych szeregach!- wszedł Snape i
rzucił książką o biurko. Huk sprawił, że wszyscy się zamknęli.- Dzisiaj robicie
Eliksir Postarzający. Nie dość przydatny, jak niektórzy napisali w
wypracowaniu,- spojrzał na Veronicę przymrużonymi oczami.- ale wymagany przez
podstawę programową, tak więc ruszcie tyłki po składniki!- krzyknął. Każdy z
pary wstał, aby podejść so szafy. U nas to był Drako. Zawsze był dżentelmenem.
Wszyscy
wrócili na miejsca i przewrócili książki na odpowiednie strony.
- Większość
wypracowań to koszmar.- zaczął, a gdy zobaczył, że nikt nic nie robi wściekł
się jeszcze bardziej.- Możecie robić i słuchać, Merlina!!!- wrzasnął.
Spojrzałam na niego zdziwiona, że nikt oprócz mnie jeszcze nie zaczął.- Dużo
jedynek.- kontynuował.- Są też inne oceny. Jedna osoba dostał piątkę.-
wszystkie w oczy spoczęła na mnie, mieszającej eliksir, niezdającej sobie
sprawy z tego, że patrzą.- Gratulacje dla pana Dura.
Malcolm
podniósł głowę, nie mogąc uwierzyć, że dostał tak wysoką ocenę.
- Panno
Madelstone.- odezwał się, a ja spojrzałam się na niego.- Proszę o pozostanie po
lekcji.- skinęłam głową.- Zostało wam 55 minut i chcę zobaczyć gotowe
eliksiry.- usiadł za swoim biurkiem, a wszyscy wzięli się do pracy.
- Ile wlać
wody?- zapytał Drako.
- Dokładnie 250
ml. Nie mniej nie więcej. To dość specyficzny eliksir.- wytłumaczyłam.- Mały
błąd będzie oznaczać katastrofę.- dopowiedziałam.
- Wierzę ci.-
zapewnił mnie i odmierzył wyznaczoną przeze mnie ilość wody.
Nie odzywał
się.
- Jak bardzo
cię zdziwiłam?- szepnęłam do niego.
- Nawet nie
masz pojęcia…- uśmiechnął się.
Odpowiedziałam
tym samym i do gotującej się wody dodałam odpowiednią ilość żółci pancernika.
Ostatecznie
eliksir był gotowy w pół godziny. Wyłączyłam kociołek, nabrałam płynu do fiolki
i razem z Drako usiedliśmy na stołkach, aby odetchnąć.
- Wiedziałaś,
jak zrobić na nich wrażenie.- pochwalił mnie i dotknął zielonego koloru na moje
szacie.- Pasuje ci.- uśmiechnął się.
- Nareszcie…-
odetchnęłam.
- Madelstone,
Malfoy!- rozbrzmiał głos Snape’a.- Co jest tematem waszej zażyłej rozmowy?
-
Przepraszamy, sir.- powiedziałam skruszonym głosem.- Nasz eliksir jest już
gotowy.
- Zdziwiłbym
się, gdyby było inaczej.- wstał.- Jednak nie jest to odpowiedź na moje pytanie.
Mam odjąć punkty twojemu Domowi?- zapytał sam za bardzo nie wiedząc, co mówi.
Wszyscy
spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Bardzo
przepraszam, to się nie powtórzy.- ratowałam go próbując odciągnąć uwagę od
jego słów na siebie, więc również wstałam- Nasze zachowanie rzeczywiście było
na miejscu. Rozmawialiśmy o transmutacji, profesorze. Jest to istotnie nie czas
na rozmowę na ten temat. Proszę mi wybaczyć.
- Siadaj.-
wydusił w końcu z siebie. Doskonale wiedział, co właśnie dla niego zrobiłam.
Zajął swoje poprzednie miejsce.
Resztę lekcji
siedzieliśmy w ciszy zerkając na siebie z Drako co jakiś czas.
Nareszcie
dobiegł koniec i Snape zaczął chodzić po klasie z listą nazwisk. Bez słowa
zerkał na fiolkę, czasem ją wąchał, przewracał oczami i nie mówiąc o ocenie,
szedł dalej. Bez żadnego komentarza. Gdy skończył „obchód” zajął swoje miejsce
na podeście i oparł się o biurko.
- Nie każcie
mi komentować tego, co właśnie zobaczyłem. Wyjdźcie.- powiedział spokojnie,
chociaż resztkami cierpliwości trzymał się kantów biurka.- Listy z ocenami
pojawią się na drzwiach w przeciągu godziny. Wyjdźcie i to jak najszybciej!!!-
ostrzegł ich krzykiem.
Wszyscy
opuścili salę wybiegając.
- Powodzenia.-
poczułam rękę Drako na ramieniu.- Poczekam przed drzwiami. Nie znasz planu
lekcji.- szepnął i też wyszedł, zamykając drzwi.
Podeszłam pod
podest, a on zszedł do mnie.
- Wnioskując z
tego, jakie zamieszanie umie pani wywołać w sześć godzin, chyba będę musiał
odprowadzać panią po praktykach prosto do komnaty.- spojrzałem na nią.
Zaśmiała się
cicho. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Proszę mówić
do mnie po imieniu, profesorze.- ponowiła swoją prośbę. Skinąłem lekko głową.
- A więc
jesteś teraz w moim Domu.- patrzyłem w jej oczy.
- Wydawał się
pan być zaskoczonym podczas śniadania.- uśmiechnęła się.
- Profesor
Dumbledore nie zdążył mnie powiadomić przed śniadaniem.- wytłumaczyłem, znów
nie wiedząc, po co.- Nikomu nigdy nie udało się uciszyć całej Wielkiej Sali
tylko wchodząc do środka.- rzuciłem.
Chciałem jej
pogratulować, powiedzieć, że zrobiła na mnie wrażenie, ale nie wprost.
- Dziękuję,
Mistrzu. Wystarczyło mieć na sobie szatę w odpowiednim kolorze.
- Tutaj nie
jestem twoim Mistrzem.- zwróciłem jej uwagę, ale zadowalał mnie tytuł, jakim
się do mnie zwracała. Pełen szacunku.
- Prawie
odebrał pan dzisiaj punkty swojemu Domowi.- zauważyła i wróciła do niechcianego
przeze mnie tematu.
- Dziękuję.-
wyrwało mi się odruchowo. Chyba nigdy wcześniej nie użyłem tego słowa, a teraz
podziękowałem właściwie za nic.
„Za nic…”. Ale
tak naprawdę, to byłem jej wdzięczny za to, że przejęła pałeczkę i skupiła
uwagę na sobie, zanim ktoś dokładnie przeanalizował moje słowa.
- Bardzo dobre
wypracowanie.- zmieniłem temat.- Jest ono właściwym powodem twojej obecności
tutaj.- wróciłem na podest i wyszperałem je z czerwonej teczki.- Będę musiał
się przyzwyczaić do tego, żeby wkładać cię do zielonej…- powiedziałem niby do
siebie, a jednak na głos.- Bardzo mi się podobało.- wróciłem do niej. Nie
wspomniałem oczywiście o tym, że przed śniadanie przeczytałem je ze zdumieniem
jeszcze raz, ani o tym, że było tak doskonałe, że uczeń nie powinien umieć tak
pisać.- Dostałaś szóstkę. Mogłabyś powiedzieć mi skąd czerpałaś wiedzę?
Zaczęła
wymieniać książki o tak dobrze znanych mi tytułach. Musiała je wszystkie
przeczytać, nie było innego wyjścia, a wymieniła ich blisko 20. Pamiętam, że
też z nich korzystałem, o czym, oczywiście, również nie wspomniałem.
- Proszę
powiesić listy na drzwiach.- dałem jej listy ocen z wypracowań i dzisiejszego
ćwiczenia. Odruchowo zaczęła szukać swojego nazwiska.- Ty i pan Malfoy
dostaliście piątki.- powiedziałem zanim siebie znalazła.- Na następnej liście
będziesz już we właściwym Domu.- obiecałem, nie wiedząc, dlaczego to robię.
Uśmiechnęła
się i spojrzała na mnie. Zarumieniła się, gdy nasze oczy się spotkały.
- Hasło do
pokoju wspólnego Slytherinu to: „Róża bez kolców”.- powiedziałem i
automatycznie dotarł do mnie jej słodki zapach. Wziąłem głęboki oddech.-
Dzisiaj wyjątkowo spotkamy się o wpół do szóstej. Mamy dużo do zrobienia.- nie
wiem, dlaczego powiedziałem „my”, ale, że nie było to najbardziej zaskakującą
mnie rzeczą w minionych kilku godzinach, nie zwróciłem na to większej uwagi.-
Do pokoju wspólnego przychodzę codziennie o piątej, tak więc później udamy się
od razu do laboratorium.- kiwnęła głową.- Jesteś wolna.- rzuciłem i wróciłem za
biurko.
Stała jeszcze
chwilę na dole, po czym zrobiła krok w kierunku drzwi i zawróciła z prędkością
światła. Myślała nad czymś intensywnie. Chyba się wahała…
Spojrzałem na
nią zaskoczony.
- Gdyby nie
pan, nigdy nie odważyłabym się tego zrobić.- powiedziała i weszła na podest.
Odnalazła moje oczy i sprawiła, że w nich utonąłem.- Zawdzięczam panu tak
wiele.
- Może za
wiele…?- zapytałem.
- Może.-
kiwnęła głową.- Ale jeszcze raz chcę panu podziękować, profesorze.- zrobiła
mały krok do przodu i stała już tylko jakieś dwadzieścia centymetrów przede
mną. Czułem jej woń, czułem jej oddech.- Dziękuję, profesorze.- szepnęła.
Patrzyła jeszcze przez chwilę w moje oczy, po czym odwróciła się i wyszła z sali
bez żadnego innego słowa.
- Co ta dziewczyna z tobą wyprawia,
Severusie…?- zapytałem samego siebie, ale nie znalazłem odpowiedzi. Szczerze
wątpiłem w istnienie jakiejś racjonalnej.
Wywiesiłam listy
na drzwiach. Wzdrygnęłam się, gdy zobaczyłam swoje nazwisko na liście
Gryffindoru.
Szybko jeszcze
sprawdziłam oceny moich przyjaciół.
Edward trója,
Florence czwórka, Malcolm piątka (musiał być cholernie dumny) i Veronica
jedynka.
- Znowu się wścieknie.- pomyślałam, ale po
chwili przestałam się tym przejmować. Chodziło jej o Edwarda, a teraz nasze
kontakty definitywnie miały się ograniczyć.
Z siebie też
byłam okropnie dumna. Szósteczka z eliksirów… Czy ktoś tego wcześniej
kiedykolwiek dokonał…?
Bynajmniej nie
u Snape’a.
Podeszłam do
Drako, który stał oparty o ścianę.
- Znów wszyscy
zawalili ćwiczenia.- powiedziałam od niechcenia.- Oprócz nas, oczywiście.-
dodałam szybko.
- Będziesz
musiała mnie długo przygotowywać do tych owutemów…- westchnął.
- Nie martw
się.- położyłam rękę na jego ramieniu.
Zauważyłam, że
obok nas stoją te dziewczyny ze śniadania.
Podeszły do
nas.
- Masz z nim
dobre układy?- zapytała wścibsko Olivia.
- Zależy o
kogo pytasz.- odpowiedziałam. Po minie Lettice widziałam, że według niej była
to jedyna poprawna odpowiedź.
- Ze Snape’m,
a z kim innym?- Octavia dołączyła do siostry.
- A
chciałybyście, żebym miała?- uniosłam brew i wtedy poczułam silne szarpnięcie
załamię.
Odwróciłam
się, pociągnięta tą siłą i poczułam piekący ból na policzku. Moja głowa
bezwiednie odwróciła się w stronę Drako, który rozmawiał z Mike’iem. Oboje
szybko spojrzeli na to, co się dzieje.
Złapałam się
za piekące miejsce i podniosłam głowę.
- Ty
zdziro!!!- Veronica wykrzyczała mi w twarz.
Lettice
stanęła przede mną z założonymi rękami na piersiach. Obok niej wyrósł Mike.
Zmierzyli ją
wzrokiem.
- Masz coś do
Claudii?!- krzyknęła czarnowłosa i sprawiła, że Veronica mimowolnie zrobiła
krok do tyłu.
Mike spojrzał
na nią z góry. Odwaga całkowicie wyparowała z mojej przyjaciółki.
Zauważyłam, że
po korytarzu biegną już Edward, Malcolm i Florence. Zapewne chcieli zatrzymać
ją zanim zrobi coś głupiego. Nie zdążyli.
Florence
chciała do mnie podejść, ale drogę zastąpiła jej Patricia ze świdrującym
wzrokiem i rękoma pretensjonalnie ułożonymi na biodrach.
Po moim
policzku popłynęła parząca łza.
W tym momencie
z sali wyszedł Snape. Na pewno usłyszał krzyki.
Najpierw
spojrzał na mnie, na mój czerwony od uderzenia policzek i łzę wyciśniętą przez
ból. Zerknął na rozwścieczoną Veronicę, na próbującego odciągnąć ją ode mnie
Malcolma, na zawiedzionego zachowaniem Veroniki Edwarda i na grupkę Ślizgonów
chowających mnie za sobą.
Drako objął
mnie w pasie i przytulił.
Analiza
Snape’a była krótka i właściwa.
- 50 punktów
od Gryffindoru, panno Holmes!- krzyknął.- Ile warty jest ból panny Madelstone,
panie Malfoy?- zapytał.
- Nie. Ma.
Takiej. Liczby.- powiedział przez zaciśnięte zęby, hamując swoją wściekłość.
- Miesiąc
szlabanu z Filchem!- powiedział z przymrużonymi oczami.- Do odpracowania po Wymianie.–
dodał.
Veronica
patrzyła na mnie z nienawiścią.
Malcolm
pociągnął ją za ramię.
- Nienawidzę
cię, Claudia!!!- wrzasnęła patrząc w moje oczy, po czym odwróciła się i
wybiegła.
Reszta moich
byłych przyjaciół spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem i również odeszła.
Snape patrzył
na mnie ciągle. Czyżby wyglądał na trochę zmartwionego?!
- Dziękuję.-
powiedziałam do wszystkich na około mnie. Skinęłam głową do profesora, a ten
odszedł niczym kłąb czerni.
- Resztę
lekcji mamy dzisiaj z Ravenclaw.- szepnął mi do ucha Drako.
Bliźniczki
uśmiechnęły się.
- Naprawdę
musiałaś przypaść mu do gustu.- powiedziały jednocześnie i się zaśmiały.
Lettice wzięła
w dłoń mój podbródek i spojrzała na czerwony policzek.
- Zabieram cię
do łazienki.- nie chciała słyszeć o sprzeciwie.
Zerknęłam
przezornie na Drako. Nie wiedziałam, czy mogę im ufać, czy nie zabiją mnie w
tej łazience. On przymknął i otworzył sugestywnie powieki. Jemu ufałam na
pewno.
Lettice wzięła
mnie pod rękę i zaczęła iść, trzy pozostałe dreptały za nami, a na Hallu
Głównym skręciły w inną stronę. Zostałyśmy same.
Weszłyśmy na
pierwsze piętro do Łazienki Jęczącej Marty.
Podeszła do
kranu, namoczyła wacik zimną wodą i przycisnęła go do piekącego miejsca, kojąc
je niemiłosiernie.
- W naszym
pokoju jest jedno łóżko wolne. Prawdopodobnie umiejscowią cię u nas.- zaczęła
rozmowę.
Nie
odpowiedziałam. Wytarła mi mokre miejsce.
- Daj mi swój
puder.- powiedziała.- Mamy inne karnacje.- wytłumaczyła.
Sięgnęłam do
torby i podałam jej rzecz, o którą „prosiła”.
- Nie bądź
słaba!- spojrzała mi w oczy.- Nie myśl o tej idiotce!- doskonale odgadła moje
myśli.
Poczułam,
jakbym znała ją od lat.
- Czy my się skąś
nie znamy?- zapytałam.
Uśmiechnęła
się. Chyba jej ulżyło.
- Dwa lata
byłyśmy razem w przedszkolu, w Londynie.- przypomniała mi.- Oderwałam głowę
twojej lalce.- wspomniała.- Później siedziałyśmy razem w pociągu do Hogwartu.
Przyjaźniłyśmy się kiedyś.
- A potem
nasze drogi się rozeszły…- westchnęłam.- Mile jest odnaleźć przyjaciółkę z
dawnych lat.- wyciągnęłam ręce, żeby ją przytulić, od razu przycisnęła się do
mnie. Poczułam bijące od niej ciepło i szczerość. Prawdziwe przeciwieństwo
Slytherinu. Czyżby Tiara nas ze sobą pomyliła…?
Rozsmarowała
mi puder na policzku i wyrównała z resztą twarzy.
- Teraz mamy
Zaklęcia.- szarpnęła mnie w kierunku drzwi i spojrzała na mnie jeszcze raz
zanim wyszłyśmy.- Nie mów dziewczynom, że się znamy.- poprosiła.
Byłam trochę
rozczarowana, ale skinęłam głową i zgodziłam się tego nie robić.
Później
skierowaliśmy się na Zaklęcia, na trzecie piętro, do klasy pana Flitwicka.
Weszłyśmy
spóźnione.
Profesor
Flitwick spojrzał na mnie zdziwiony.
- Panno
Madelstone, myślałem, że Gryffindor ma teraz Wróżbiarstwo z profesor
Trealawney…- powiedział i sprawdził w grafiku.
Wszyscy się
zaśmieli. Poszukałam w pamięci i stwierdziłam iż rzeczywiście nie było go na
śniadaniu.
Uśmiechnęłam
się.
- Ma pan w
zupełności rację, ale od dziś należę do Slytherinu, profesorze.
Przyjrzał się
uważnie mojej szacie.
- Cóż, w
rzeczy samej.- kiwnął głową. Ponowny śmiech przeszedł po sali.- Usiądź,
proszę.- wskazał mi jedyne wolne miejsce obok Krukona.
Usiadłam
szybko w przedostatniej ławce obok miodowowłosej dziewczyny o zielonych oczach.
- Jestem
Mariogold Johnson. – szepnęła.
- A ja…-
zaczęłam.
- Wiem.-
przerwała mi.- Na śniadaniu każdy słyszał.- uśmiechnęła się.
Marigold była
kolejną miłą, pracowitą i wspaniałą osobą, której nie poznałabym, gdybym się
nie przeniosła. Byłam zadowolona ze swojego wyboru, mimo iż ciągle czułam ból
lewego policzka.
Snape się za
mną wstawił… Od Drako słyszałam, że nie bronił swoich wychowanków, kazał im
samym rozwiązywać swoje problemy, a tu proszę. Odebrał jej punkty i dał
szlaban!
- Dzisiaj
przeanalizujemy parę nowych zaklęć.- zaczął Flitwick.- 10 punktów dla Domu,
którego przedstawiciel wytłumaczy ich znaczenie. Zaklęcie Fideliusa,
Mobiliocorpus i Depulso.
Moja ręka
automatycznie poszła do góry, gdy tylko usłyszałam te trzy zaklęcia. Na mojej
twarzy pojawił się uśmieszek, gdy nikt inny się nie zgłosił. Profesor Flitwick
ruchem ręki zachęcił mnie wypowiedzi.
Wstałam,
wszyscy skierowali swoje spojrzenia na mnie.
- Zaklęcie Fideliusa służy do zdeponowania
tajemnicy u Strażnika Tajemnic.- kiwnął głową przytakująco.- Z pomocą Mobiliocorpus możemy przesunąć osobę lub
przedmiot. Sposób samego przeniesienia można porównać do lewitacji. Jeśli
chodzi o Depulso… To zaklęcie
sprawia, że możemy odsunąć od siebie konkretny przedmiot.
- Doskonale!-
Flitwick klasnął w dłonie.- 10 punktów dla Slytherinu, panno Madelstone.
Chciałaby pani zaprezentować Mobiliocorpus
i Depulso?- zapytał. Poczułam się
dumna.
- Oczywiście.-
odpowiedziałam i podeszłam do niego, na środek klasy.- Depulso!- szepnęłam i
wycelowałam różdżką w dwie pierwsze, puste ławki, które momentalnie się od
siebie odsunęły. Uśmiechnęłam się.- Ktoś na ochotnika do drugiego zaklęcia?-
zapytałam rozglądając się po klasie.
Drako jak
zawsze mnie nie zawiódł i zanim ktokolwiek zdążył chociaż podnieść rękę, on już
szedł w moją stronę, uśmiechając się od uch do ucha.
- Ufam ci.-
szepnął, gdy stawał obok mnie.
Profesor
Flitwick obserwował zaciekawiony.
-
Mobiliocorpus!- wskazałam różdżką na Drako, a on natychmiast uniósł się nad ziemię.
Z całej sali
pobrzmiewały ochy i achy, gdy przenosiłam Drako dwa metry nad ziemią na sam
koniec klasy. Robiłam to powoli, niech się napatrzą, a co! Opuściłam go
delikatnie na ziemię i gdy wszyscy zobaczyli, że już bezpiecznie wylądował i
wraca na miejsce, rozbrzmiały brawa. Nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechnęłam
się triumfalnie, napawając się dumą.
-
Niesłychane…- Flitwick pokręcił niedowierzając głową.- Z jaką gracją go
postawiłaś, jak ostrożnie…- nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.- Dziękuję,
panno Madelstone. Proszę usiąść. Piątka za dzisiejsze ćwiczenia. Ależ to miłe
uczucie poznać tak uzdolnioną uczennicę… Proszę pozostać po lekcji.- poprosił.
Kiwnęłam głową
na znak, że na pewno to uczynię, a on kontynuował lekcje.
Powiedział w
trochę szerszym zakresie o Zaklęciu Fideliusa. Dowiedziałam się paru naprawdę
ciekawych rzeczy. Później przystąpiliśmy do ćwiczeń pozostałych dwóch zaklęć. Cóż,
oberwało mi się trochę, gdy Marigold unosiła mnie nad ziemię. W pewnym momencie
dosięgałam już sufitu, gdy nagle zaczęłam spadać. Gdybym nie wrzasnęła na całą
salę Aresto Momentum, pewnie
skończyło by się to dla mnie wizytą w Skrzydle Szpitalnym. Na szczęście
zaklęcie zadziałało i zatrzymało na dosłownie sekundę, dwadzieścia centymetrów
nad ziemią. Znów cała klasa podziwiała mnie i moją szybką reakcję. W oczach profesora Flitwicka pojawiła
się łza szczęścia, którą niepostrzeżenie zamknął w probówce. Był naprawdę
emocjonalnym czarodziejem.
Lekcja
dobiegła końca. Marigold w końcu nauczyła się Mobiliocorpus, a Flitwick zapowiedział, że na następnej lekcji
będzie z tego zaliczenie. Wszyscy opuścili salę. Zdążyłam się jeszcze tylko
zapytać Marigold, jaka jest nasza następna lekcja, bo wiedziałam, że resztę
dnia mamy z Ravenclaw. Okazało się, że Opiekę Nad Magicznymi Zwierzętami z
Hagridem. Ucieszyłam się na myśl o świeżym powietrzu.
Podeszłam do
biurka profesora.
- Jak daleko
zaszłaś w książce?- zapytał.
- Skończyłam
ją, profesorze.- odpowiedziałam.
Uśmiechnął.
- I umiesz
rzucić każde z zaklęć?- spojrzał na mnie.
- Tak mi się
wydaje.
- Zdajesz
Zaklęcia na owutemach?
- Oczywiście.
- Jak mógł mnie w ogóle o coś takiego
pytać?! A po co bym przerabiała całą książkę?!- wrzeszczały moje myśli.
- Z czym
wiążesz swoją przyszłość?- szukał czegoś w swoich papierach.
- Z
eliksirami, profesorze.- powiedziałam szczerze.
- A to
szkoda…- widocznie go zasmuciłam.- Wielka szkoda… Ale nie będę namawiać cię do
zmiany planów.- obiecał. Wyjął w końcu jakąś kartkę, właściwie ogłoszenie.-
Cóż, skoro jesteś w Slytherinie… Mogłabyś przekazać to profesorowi Snape’owi?
Dostałem to dzisiaj rano i nie mam czasu go poszukać. Myślę, że może cię to
zainteresować.- spojrzał mi w oczy.- W każdym bądź razie, przekaż to
Severusowi.
- Oczywiście,
profesorze. Do widzenia.
- Do
widzenia.- odpowiedział i usiadł za biurkiem, a ja wyszłam z sali.
Skierowałam
się od razu do podziemi. Doskonale wiedziałam, gdzie znaleźć opiekuna mojego
domu.
Uchyliłam lekko
drzwi do Sali Eliksirów.
Zobaczyłam
mnóstwo pochylonych głów nad kociołkami. Piąty rok Hufflepuff i Gryffindoru
miał podwójne eliksiry. Snape siedział za biurkiem, pochylony sprawdzał
wypracowania. Twarz miał spokojną, lekko naburmuszoną, ale prawie niezauważalnie.
Jego oczy zmęczone już czytaniem były przymrużone.
Weszłam po
cichu do środka.
- Profesorze?-
chciałam, żeby zwrócił na mnie uwagę.
- Tak, panno
Madelstone?- byłam zaskoczona, że rozpoznał mnie po głosie.
Uczniowie
zerknęli na mnie obojętnie.
-
Profesorze,…- zaczęłam.
- Słucham,
panno Madelstone. Proszę podejść.- uniósł głowę znad kartek i spojrzał na mnie.
Ruszyłam się i
zawędrowałam aż na jego podest. Paru uczniów mnie obserwowało.
- Na co się
gapicie?!- krzyknął patrząc na niepracujących piątoroczniaków. Przeniósł wzrok
na mnie i wstał.
Nasze
spojrzenia się spotkały. Jeden ułamek sekundy wystarczył, żebym pływała w
bezdennej otchłani jego czarnych oczy. Takich pięknych, takich unikalnych,
takich głębokich… Rozmarzyłam się.
Z zamyślenia
wyrwał mnie jego zniecierpliwiony głos.
- O co chodzi?
Mrugnęłam parę
razy.
- Proszę.-
padałam mu kartkę.- Od profesora Flitwicka.- dodałam.
Z tego
wszystkiego zapomniałam spojrzeć, czego dotyczyło ogłoszenie.
Snape rzucił
okiem.
- I co mam z
tym niby zrobić?- zapytał.
- Nie mam
pojęcia. Ja tylko przekazuję.- odpowiedziałam.
Wziął ode mnie
kartkę i przeczytał szybko, o co chodzi.
- Przeczytała
to pani chociaż?- patrzył na mnie.
- Nie.-
odparłam szczerze trochę zawstydzona i przytłoczona jego cudnym zapachem.
- Profesor
Flitwick sugeruje mi, że mam panią wystawić w Turnieju Trójmagicznym w tym
roku.
Zarumieniłam
się. To marzenie każdego ucznia.
Wskazał mi
adnotację pisaną pismem Flitwicka.
Severusie, myślę, że panna Madelstone będzie
godnie reprezentować twój Dom. Jestem pewien, iż w Eliksirach jest nie gorsza
niż w Zaklęciach. Według mnie, byłaby ona twoim najlepszym wyborem.
- Filius
Myślał,
patrząc na mnie.
- Przerobiłaś
już książkę z Zaklęć, prawda?- zapytał, ale znał odpowiedź.
- Skończyłam w
sierpniu.- odpowiedziałam.
Pomyślał
chwilę. Mówił ściszonym głosem.
- A jak stoisz
z Transmutacją?- patrzył na mnie uważnie.
- W tamtym
roku miałam najwyższą ocenę. Zostały mi jeszcze dwa rozdziały do końca.
- A Obrona
Przed Czarną Magią?
Uśmiechnęłam
się.
- Chyba nie myśli
pan, że uczęszczałabym na TE spotkania bez potrzebnej wiedzy w tym zakresie.-
powiedziałam szeptem.
- W takim
razie szykuj się na Turniej Trójmagiczny.- powiedział i wrócił na swoje miejsce
za biurkiem.
Patrzyłam
zdębiała. Nie myśląc podeszłam do niego i pochyliłam się nad nim. Jego woń
doprowadzał mnie do szaleństwa. Jego twarzy był tylko trzydzieści centymetrów
od mojej.
- A co z
losowaniem? Zawsze jest losowanie…- odezwała się sprawiedliwa część mojej
duszy.
Odwrócił swoją
twarz do mojej. Bezwiednie rozchyliłam wargi, gdy jego oczy znów napotkały
moje.
- W tym roku
losowania nie będzie.- odpowiedział jak najbardziej spokojnie.- Reprezentuje
pani Slytherin. Czy nie o tym zawsze pani marzyła?- przechylił głowę w lewą
stronę.
Uczniowie nas
obserwowali.
- Istotnie tak
jest.- rzekłam.
- Więc jest
jeszcze coś, z czym ma pani problem, panno Madelstone?
- Nie.-
szepnęłam.
Wyprostowałam
się i ciągle zaskoczona jego decyzją i szybkim rozwojem wydarzeń wyszłam z jego
sali, wciąż odurzona cytrusami i miętą…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz