17. Jak narkotyk.
Nie umiałam nic wyczytać z jego wyrazu twarzy. Nie
wiedziałam, skąd zebrało się we mnie nagle tyle złości, ale musiałam wykrzyczeć
wreszcie to wszystko, co trzymałam w sobie od pewnego czasu. Bardzo bolesnego
czasu.
- Naprawdę jest pan aż tak ślepy?!- krzyknęłam.- I
tak nieczuły na ludzkie odruchy?!!!- mój krzyk mieszał się z rozpaczą. Przecież
po czymś takim nie mogło być już między nami normalnie.- I głuchy!!!- dodałam-
Po co mówiłabym panu o sobie, po co dawałabym dostęp do myśli, dlaczego nie
poszłam zaskarżyć, że półroczny szlaban jest niezgodny z przepisami?!!!-
zaniosłam się płaczem, opadłam bezwładnie na kolana i ukryłam twarz w dłoniach.
Z pomiędzy palców ciekły mi łzy.
Stałem, wbity w podłogę, nie rozumiejąc, co się
dzieje wokół mnie. Nigdy nie przerażała mnie żadna sytuacja. Stawianie czoła
śmierci i bólowi było jak najbardziej do zaakceptowania w porównaniu z płaczem
kobiety, do której…
CHOLERA, NIE!!!
Jej łzy po raz pierwszy sprawiły, że nie miałem
pojęcia, co zrobić. Stałem tam. Widziałem ją. I wiedziałem, co czuję.
Krzyczała na mnie. Mówiła o czymś, co już dawno
zaprzątało moje myśli. Analizowałem swoje zachowanie. Czy ja…? Niemożliwe,
żebym… Nie…
Łzy… Łzy uciekające z najpiękniejszej i
najinteligentniejszej pary oczy, jaką kiedykolwiek widziałem. Z oczu mojej
uczennicy, mojej praktykantki. Z oczu kobiety, która mnie kochała.
Usłyszałam cichy szelest, lekki powiew wiatru i po
chwili ciepło jego ciała, klęczącego kilka centymetrów ode mnie.
- Claudia.- wyszeptał i złapał moje nadgarstki,
żeby odsłonić moją zapłakaną i zaczerwienioną twarz.- Claudia.- szepnął jeszcze
ciszej, jeśli było to w ogóle możliwe i uniósł mój podbródek, bym spojrzała mu
w oczy. I spojrzałam.
Odsunął delikatnie zwilżone moimi łzami kosmyki
włosów z mojej twarz i mi się przyjrzał. Wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy u
niego nie widziałam. Kciukiem otarł wszystkie mokre i słone punkty z mojej
twarzy, po czym delikatnie go oblizał. Cały czas patrzył głęboko w moje oczy.
Lekko, jak piórkiem przesunął palcem po moich wilgotnych, miękkich i
rozchylonych wargach. Wyciągnął rękę, przejechał nią po moich włosach i
następnie ją w nie wczepił, ujmując leciutko moją głowę.
To, co robił było tak niesamowicie przyjemne. W
końcu poczułam, że jestem na swoim miejscu w życiu. Że moje miejsce jest przy
nim.
Drugą rękę umieścił na moich plecach i podciągnął mnie
trochę do góry. Zbliżył powoli swoją twarz i ucałował moje czoło, po czym się
odsunął, by ponownie spojrzeć mi w oczy.
Czułam, jak bardzo go pragnę. Chciałam, żeby był
tylko mój.
Tylko. Mój.
Wyciągnęłam swoją rozgrzaną dłoń i dotknęłam jego
policzka. Jego skóra była jeszcze nienaruszona przez wiek i tak delikatna, jak
sobie wyobrażałam. Jego zapach cytrusów doprowadzał mnie do szaleństwa.
Przysunął nieśmiało swoją twarz. W chwili, gdy
jego gorące wargi dotknęły moich, zamknęłam oczy, aby rozkoszować się chwilą.
Poruszyłam się lekko, aby zachęcić go do dalszych działam, na co on przystał i
zaczął mnie całować. Górną i dolną wargę na przemian. Gdy tylko polizał moją dolną
wargę, zatopiłam jedną swoją rękę w jego czarnych, lekko tłustych włosach, co
mi absolutnie nie przeszkadzało, wręcz wyglądał tak dla mnie jeszcze bardziej
atrakcyjnie, a druga powędrowała na jego kark i przyciągnęłam go do siebie
mocno, uchylając usta, aby go do siebie wpuścić.
Jego język był gorący i przyjemnie śliski. Od razu
rozpoczął taniec z moim, delikatnie łaskocząc podniebienie.
Przysunął mnie do siebie bliżej. Każdą częścią
swojego, dotykałam jego twardego ciała. Długo nie myśląc zaczęłam głaskać jego
ramiona, ciągle przysuwając go jeszcze bliżej. Z chęcią oddawałam pocałunek.
Pierwszy raz całowałam z pasją, namiętnością i jednoczesną delikatnością. Było
w tym coś tak niesamowitego. I tak magicznego… Takiego… zakazanego.
Wcisnęłam swoje dłonie między siebie a niego i zaczęłam
powoli rozpinać jego surdut. Ilość guzików przeszła samą siebie. Pod surdutem,
który opadł w końcu na ziemię, rozpięty z małą pomocą Snape’a, znajdowała się
idealnie dopasowana, czarna koszula. Jednak, gdy zaczęłam rozpinać i te guziki,
złapał moje ręce, powstrzymując mnie i odsunął się ode mnie.
Oboje zaczerpnęliśmy powietrza i próbowaliśmy
uspokoić oddechy po tym niezmiernie długim i jeszcze przyjemniejszym pocałunku.
Spojrzał na mnie uważnie.
- Nie chcesz tego.- wyszeptał, zapewniając mnie
jednocześnie.
- Chcę.- odpowiedziałam szybko.
Podniósł się z klęczek i otworzył drzwi.
- Idź do siebie, zanim stanie się coś, czego
będziesz żałować.- powiedział.
Słyszałam w jego głosie prośbę o to, żebym
wyszłam, choć ewidentnie widziałam, że mówił mi to z bólem i niechęcią.
- Proszę, wyjdź.- powtórzył.
Rozdygotana podniosłam się z podłogi i niewiele
myśląc skierowałam się do drzwi. Przeszłam przez próg. Obserwował mnie,
czekając aż opuszczę pomieszczenie przez drzwi w laboratorium. Dotknęłam klamki
i zamarłam.
Odwróciłam się nagle w jego kierunku, mając na
twarzy tylko przyjemność wymalowaną jego pocałunkami.
- Nie, Severusie.- pierwszy raz powiedziałam do
niego po imieniu.- Nie ma cholernej możliwości, żebym wyszła!- krzyknęłam.
W paru krokach znalazłam się przy nim i
pocałowałam, zarzucając mu ręce na szyję. Wydawał się być równie zaskoczony,
zmartwiony, co i zadowolony z tego obrotu sytuacji. Przycisnął mnie mocno do
siebie, a ja powróciłam do wcześniej przerwanej czynności rozpinania jego
koszuli. Wreszcie wyciągnęłam jej poły z jego spodni i ściągnęłam, rzucając na
ziemię. Dotknęłam jego nagiej skóry i przeszedł mnie dreszcz, gdy uświadomiłam
sobie, jak bardzo jest gorący i rozpalony. A mnie było ciągle zimno. Wcisnęłam
się w niego jeszcze bardziej.
Przestał mnie całować i spojrzał w moje oczy. Była
w nich płynna, czarna namiętność. I czułość, jakiej nigdy nie myślałam u niego
zobaczyć.
- Na pewno tego chcesz?- zapytał, dotykając mojej
szaty i jednym zręcznym ruchem, zrzucając ją ze mnie, dając mi jednocześnie do
zrozumienia, o co pyta.
- Tak.- odpowiedziałam szczerze, patrząc mu w
oczy.
- Nie napoiłaś się Amortencją, ani niczym innym?-
przyglądał się mi uważnie.
- Nie.- pokręciłam głową.
- I nie zostałaś potraktowana Imperisem?- doskonale
wiedział, że nie. Zachowywała bym się inaczej. A po za tym, nawet jeśli ktoś by
go na mnie rzucił, to bym na to pytanie nie odpowiedziała.
- Przecież wiesz, że nie.- odszepnęłam
niecierpliwie, czując wyraźne konsekwencje braku jego ust na swoich.
- Myślę, że…
- Nie myśl, Severusie…- wyszeptałam, patrząc
głęboko w jego oczy i zakrywając jego usta kilkoma palcami.
Pocałowałam jego szyję, kreśląc drogę w dół ku
jego klatce piersiowej.
Wydawał się zatracać w moich pocałunkach, jednak
doświadczenie i życie oraz zawód wykształciły w nim pokłady samokontroli.
- Claudio…- podciągnął mnie delikatnie do góry i
znów spojrzał w moje oczy. Jego oddech był wyraźnie przyspieszony.- Byłem
kiedyś w twoich myślach…- przyznał.- Jesteś dziewicą…- wyszeptał najspokojniej
jak potrafił w takich okolicznościach.
Spojrzałam na niego trochę zdziwiona i zbita z
tropu. Odsunęłam się delikatnie.
- To źle…?- wyszeptałam, jeśli to możliwe, jeszcze
ciszej niż on.
- Nie, nie…- oboje czuliśmy się niezręcznie.- To
bardzo dobrze, tylko… nie powinienem być osobą, która odbierze ci niewinność.
Jestem twoim profesorem.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Nie odbierze mi jej osoba, która jest moim
profesorem, tylko osoba, którą kocham, Severusie.- dotknęłam delikatnie jego
policzka.- Znasz się na magii. Przecież nie kłamię. Napis na tamtym sercu nie
MI miał udowodnić mojego uczucia ciebie, tylko sprawić, żebyś TY w nie uwierzył.-
oblizałam wargi.- Trzymałam moją niewinność tylko dla ciebie.- wyszeptałam mu
do ucha.
Warknął szaleńczo, słysząc moje wyznanie i zaczął
znów mnie całować, trzymając w szczelnych objęciach. Od razu pogłębił
pocałunek, a ja tylko czekałam, aż poczuję jego język, proszący o pozwolenie na
wejście. Dostał je parę sekund później.
Ściągnął mój sweter i przyssał się do mojej szyi,
rozpinając jednocześnie moją czarną koszulę. Zakręciło mi się w głowie i ugięły
się pode mną kolana, gdy poczułam jego język na swojej szyi. Przytrzymał mnie
mocno, wyraźnie zadowolony z reakcji mojego ciała na jego ruchy.
Buty zdjęłam w międzyczasie, on także, a już
chwilę później zostałam pozbawiona również spodni.
Nakierował mnie w stronę łóżka, gdzie lekko mnie
pchnął na atłasową pościel, błyszczącą się srebrzyście. Położyłam się, podpierając
się na łokciach i obserwując, jak mój Severus pozbawia się dolnej części
garderoby i wciąga się na łóżko w samych bokserkach.
Nie czułam wstydu. Według mnie pasowaliśmy do
siebie idealnie. Jego dłonie były idealnej wielkości, by złapać mocno moje
biodra, a moje nogi wystarczająco długie, by owinęły się wokół jego pasa, gdy
wciągnął mnie na swoje kolana.
Wziął między palce kosmyk moich włosów i
przejechał po całej ich długości, a następnie zanurzył głowę w całej ich garści
i zaciągnął głęboko.
- Pachniesz tymi wspaniałymi różami…- szepnął.
- A ty tymi nieprzyzwoitymi cytrusami…-
odwzajemniłam komplement, który był całkowita prawdą.
Zaśmiał się cicho.
- A już miałem zmienić płyn pod prysznic.-
uśmiechnął się.
- Ani mi się waż!- wpiłam się w jego wargi, a potem
równie szybko przeniosłam je na jego umięśniony brzuch.
Miał wspaniałe i imponujące mięśnie brzucha,
wyrzeźbione idealnie- układały się w sześć małych wybrzuszeń. Był elektryzujący
w dotyku.
Poderwał moją głowę do góry.
- Nie podoba ci się…?- spuściłam wzrok, czując się
odrzucona, smutna i zmartwiona.
- Podoba jak cholera!- zaśmiał się szczerze, co
sprawiło, że spojrzałam na niego.
- Więc, dlaczego…- zaczęłam, ale niedane było mi
skończyć, bo mój Severus mi przerwał.
- Dzisiaj, to ja tobie będę dogadzać…- pocałował
mnie głęboko.
Jednym z powodów, dla którego nie kłóciłam się z
nim było moje wyobrażenie o tym, jak będzie mi „dogadzać”, co zdecydowanie
sprawiało, że rozpływałam się jak czekolada. Było zdecydowanie zbyt…
podniecające, by mogło być przyzwoitym. Jednak jeszcze większe emocje wywołał
we mnie wyraz „dzisiaj”, który oznaczał ni mniej ni więcej, że będą kolejne
razy. A to już całkowicie sprawiło, że moja samokontrola poszła spać, a ja
poddałam się boskim i nieziemsko sprawnym wargom i porażająco ruchliwemu
językowi Severusa.
Położył mnie, usunął resztki garderoby i
przystąpił do całkowicie nie niewinnych pieszczot.
W pewnym momencie, trudno określić, w którym
dokładnie, gdyż mój umysł całkowicie zamroczony był rozkoszą i błaganiem o
spełnienie, staliśmy się jednością.
Z czułością przyglądał się mojej twarzy
wyginającej się w bólu. Czekał na moje przyzwolenie na dalsze działanie. Już po
chwili kochaliśmy się dalej, a ja z każdą chwilą odczuwałam więcej przyjemności
niż bólu, który w pewnym momencie całkowicie poszedł w niepamięć. Doszliśmy
jednocześnie, co tylko sprawiało, że ta chwila była bardziej wyjątkowa.
- Ooohhh! Severusie! Tak!- krzyknęłam i opadłam
wyczerpana z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Severus był cichym kochankiem. Tylko mruknął w
chwili spełnienia i ułożył się obok mnie, na boku. Tak, żeby na mnie patrzeć.
Poczułam nagłą pustkę, którą nie wiedziałam, jak
wypełnić.
- Przytul mnie, proszę…- szepnęłam, a on długo się
nie zastanawiając, odpowiedział.
- Chodź tu do mnie.- ułożył się na plecach i
rozłożył ręce.
Pocałowałam go lekko i położyłam głowę na jego
torsie. Jedna z moich nóg idealnie przylegała do jego boku, a drugą lekko
podkurczyła i umiejscowiłam na jego udzie. Objął mnie mocno, przyciskając do
siebie, a drugą dłonią głaskał moją głowę w geście jeszcze większej czułości.
- Kocham cię, Severusie…- szepnęłam ledwo co
słysząc swój głos.
Rozpłynęłam się pod jego dotykiem i bliskością. I
chwilę później znajdowałam się już w objęciach Morfeusza.
Nigdy nie uważałem siebie za złego człowieka. Nie
byłem, oczywiście, chodzącym ideałem, ale kilka szlabanów, czy zgryźliwych uwag
wydawały mi się niczym w porównaniu do poczynań wszystkich przestępców tego
świata.
Owszem, zabijałem. Czy tylko na polecenie Czarnego
Pana? Raczej nie przypominam sobie, żebym zrobił to kiedykolwiek z własnej
woli. Wydawało mi się to jednak mniejszym złem. Usprawiedliwiałem się, że robię
to dla Zakonu i tak dalej… Po to tylko, żeby go pokonać i inne takie…
Jednak miałem sprawdzony sposób, by sprawdzić, czy
postąpiłem źle, czy dobrze. Żadnej magii, po prostu ludzkie odruchy.
Zawsze, gdy robiłem „źle”, oczywiście w imię
wyższego dobra, gdy wracałem do kwater, musiałem wypić chociaż jedną
szklaneczkę. Ich ilość zależała „źlewości” danego czynu. Moim miernikiem złych
uczynków była whisky. Nie pamiętałem, żeby zdarzył mi się chociaż jeden wieczór
bez niej.
Na moim nagim torsie leżała osiemnastoletnia
dziewczyna, która mnie prawdziwie kochała. Nawet, gdybym nie wierzył w jej
słowa, a czyny uznał za podstęp, nie mogłem ignorować naszyjnika- starego
naszyjnika, który niegdyś pokazał Minerwie, że kocha Albusa.
Była to najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu
widziałem. Najinteligentniejsza uczennica całego Hogwartu, odkąd zacząłem
uczyć. Wtulała się we mnie, swojego profesora i mistrza, który odebrał jej
niewinność. To wszystko wydawało mi się złe i nieodpowiednie. W końcu, byłem
nawet pewien, że złamaliśmy nie jeden z przepisów.
Jednak tamtej nocy ani razu nie pomyślałem o
whisky. Teraz moim narkotykiem była Ona. Poczułem się usatysfakcjonowany i
piekielnie winny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz