poniedziałek, 24 grudnia 2012

Pokonani - 17. Jak narkotyk

Postanowiłam wstawić trochę wcześniej i zrobić mały prezent na święta. Jeśli chodzi o samą treść, jakby to powiedzieć... z początku nie wiedziałam, jak to ubrać w słowa i w sumie nie wiem, jak to się stało, ale rozdział można potraktować jako +16, żeby nie pisać, że dla dorosłych. Aż tak ostro to nie jest... Ale zapraszam do lektury, rozdział krótki, więc szybki do przeczytania. Mam nadzieję, że się spodoba ;)




17. Jak narkotyk.


Nie umiałam nic wyczytać z jego wyrazu twarzy. Nie wiedziałam, skąd zebrało się we mnie nagle tyle złości, ale musiałam wykrzyczeć wreszcie to wszystko, co trzymałam w sobie od pewnego czasu. Bardzo bolesnego czasu.
- Naprawdę jest pan aż tak ślepy?!- krzyknęłam.- I tak nieczuły na ludzkie odruchy?!!!- mój krzyk mieszał się z rozpaczą. Przecież po czymś takim nie mogło być już między nami normalnie.- I głuchy!!!- dodałam- Po co mówiłabym panu o sobie, po co dawałabym dostęp do myśli, dlaczego nie poszłam zaskarżyć, że półroczny szlaban jest niezgodny z przepisami?!!!- zaniosłam się płaczem, opadłam bezwładnie na kolana i ukryłam twarz w dłoniach. Z pomiędzy palców ciekły mi łzy.



Stałem, wbity w podłogę, nie rozumiejąc, co się dzieje wokół mnie. Nigdy nie przerażała mnie żadna sytuacja. Stawianie czoła śmierci i bólowi było jak najbardziej do zaakceptowania w porównaniu z płaczem kobiety, do której…
CHOLERA, NIE!!!
Jej łzy po raz pierwszy sprawiły, że nie miałem pojęcia, co zrobić. Stałem tam. Widziałem ją. I wiedziałem, co czuję.
Krzyczała na mnie. Mówiła o czymś, co już dawno zaprzątało moje myśli. Analizowałem swoje zachowanie. Czy ja…? Niemożliwe, żebym… Nie…
Łzy… Łzy uciekające z najpiękniejszej i najinteligentniejszej pary oczy, jaką kiedykolwiek widziałem. Z oczu mojej uczennicy, mojej praktykantki. Z oczu kobiety, która mnie kochała.




Usłyszałam cichy szelest, lekki powiew wiatru i po chwili ciepło jego ciała, klęczącego kilka centymetrów ode mnie.
- Claudia.- wyszeptał i złapał moje nadgarstki, żeby odsłonić moją zapłakaną i zaczerwienioną twarz.- Claudia.- szepnął jeszcze ciszej, jeśli było to w ogóle możliwe i uniósł mój podbródek, bym spojrzała mu w oczy. I spojrzałam.
Odsunął delikatnie zwilżone moimi łzami kosmyki włosów z mojej twarz i mi się przyjrzał. Wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam. Kciukiem otarł wszystkie mokre i słone punkty z mojej twarzy, po czym delikatnie go oblizał. Cały czas patrzył głęboko w moje oczy. Lekko, jak piórkiem przesunął palcem po moich wilgotnych, miękkich i rozchylonych wargach. Wyciągnął rękę, przejechał nią po moich włosach i następnie ją w nie wczepił, ujmując leciutko moją głowę.
To, co robił było tak niesamowicie przyjemne. W końcu poczułam, że jestem na swoim miejscu w życiu. Że moje miejsce jest przy nim.
Drugą rękę umieścił na moich plecach i podciągnął mnie trochę do góry. Zbliżył powoli swoją twarz i ucałował moje czoło, po czym się odsunął, by ponownie spojrzeć mi w oczy.
Czułam, jak bardzo go pragnę. Chciałam, żeby był tylko mój.
Tylko. Mój.
Wyciągnęłam swoją rozgrzaną dłoń i dotknęłam jego policzka. Jego skóra była jeszcze nienaruszona przez wiek i tak delikatna, jak sobie wyobrażałam. Jego zapach cytrusów doprowadzał mnie do szaleństwa.
Przysunął nieśmiało swoją twarz. W chwili, gdy jego gorące wargi dotknęły moich, zamknęłam oczy, aby rozkoszować się chwilą. Poruszyłam się lekko, aby zachęcić go do dalszych działam, na co on przystał i zaczął mnie całować. Górną i dolną wargę na przemian. Gdy tylko polizał moją dolną wargę, zatopiłam jedną swoją rękę w jego czarnych, lekko tłustych włosach, co mi absolutnie nie przeszkadzało, wręcz wyglądał tak dla mnie jeszcze bardziej atrakcyjnie, a druga powędrowała na jego kark i przyciągnęłam go do siebie mocno, uchylając usta, aby go do siebie wpuścić.
Jego język był gorący i przyjemnie śliski. Od razu rozpoczął taniec z moim, delikatnie łaskocząc podniebienie.
Przysunął mnie do siebie bliżej. Każdą częścią swojego, dotykałam jego twardego ciała. Długo nie myśląc zaczęłam głaskać jego ramiona, ciągle przysuwając go jeszcze bliżej. Z chęcią oddawałam pocałunek. Pierwszy raz całowałam z pasją, namiętnością i jednoczesną delikatnością. Było w tym coś tak niesamowitego. I tak magicznego… Takiego… zakazanego.
Wcisnęłam swoje dłonie między siebie a niego i zaczęłam powoli rozpinać jego surdut. Ilość guzików przeszła samą siebie. Pod surdutem, który opadł w końcu na ziemię, rozpięty z małą pomocą Snape’a, znajdowała się idealnie dopasowana, czarna koszula. Jednak, gdy zaczęłam rozpinać i te guziki, złapał moje ręce, powstrzymując mnie i odsunął się ode mnie.
Oboje zaczerpnęliśmy powietrza i próbowaliśmy uspokoić oddechy po tym niezmiernie długim i jeszcze przyjemniejszym pocałunku.
Spojrzał na mnie uważnie.
- Nie chcesz tego.- wyszeptał, zapewniając mnie jednocześnie.
- Chcę.- odpowiedziałam szybko.
Podniósł się z klęczek i otworzył drzwi.
- Idź do siebie, zanim stanie się coś, czego będziesz żałować.- powiedział.
Słyszałam w jego głosie prośbę o to, żebym wyszłam, choć ewidentnie widziałam, że mówił mi to z bólem i niechęcią.
- Proszę, wyjdź.- powtórzył.
Rozdygotana podniosłam się z podłogi i niewiele myśląc skierowałam się do drzwi. Przeszłam przez próg. Obserwował mnie, czekając aż opuszczę pomieszczenie przez drzwi w laboratorium. Dotknęłam klamki i zamarłam.
Odwróciłam się nagle w jego kierunku, mając na twarzy tylko przyjemność wymalowaną jego pocałunkami.
- Nie, Severusie.- pierwszy raz powiedziałam do niego po imieniu.- Nie ma cholernej możliwości, żebym wyszła!- krzyknęłam.
W paru krokach znalazłam się przy nim i pocałowałam, zarzucając mu ręce na szyję. Wydawał się być równie zaskoczony, zmartwiony, co i zadowolony z tego obrotu sytuacji. Przycisnął mnie mocno do siebie, a ja powróciłam do wcześniej przerwanej czynności rozpinania jego koszuli. Wreszcie wyciągnęłam jej poły z jego spodni i ściągnęłam, rzucając na ziemię. Dotknęłam jego nagiej skóry i przeszedł mnie dreszcz, gdy uświadomiłam sobie, jak bardzo jest gorący i rozpalony. A mnie było ciągle zimno. Wcisnęłam się w niego jeszcze bardziej.
Przestał mnie całować i spojrzał w moje oczy. Była w nich płynna, czarna namiętność. I czułość, jakiej nigdy nie myślałam u niego zobaczyć.
- Na pewno tego chcesz?- zapytał, dotykając mojej szaty i jednym zręcznym ruchem, zrzucając ją ze mnie, dając mi jednocześnie do zrozumienia, o co pyta.
- Tak.- odpowiedziałam szczerze, patrząc mu w oczy.
- Nie napoiłaś się Amortencją, ani niczym innym?- przyglądał się mi uważnie.
- Nie.- pokręciłam głową.
- I nie zostałaś potraktowana Imperisem?- doskonale wiedział, że nie. Zachowywała bym się inaczej. A po za tym, nawet jeśli ktoś by go na mnie rzucił, to bym na to pytanie nie odpowiedziała.
- Przecież wiesz, że nie.- odszepnęłam niecierpliwie, czując wyraźne konsekwencje braku jego ust na swoich.
- Myślę, że…
- Nie myśl, Severusie…- wyszeptałam, patrząc głęboko w jego oczy i zakrywając jego usta kilkoma palcami.
Pocałowałam jego szyję, kreśląc drogę w dół ku jego klatce piersiowej.
Wydawał się zatracać w moich pocałunkach, jednak doświadczenie i życie oraz zawód wykształciły w nim pokłady samokontroli.
- Claudio…- podciągnął mnie delikatnie do góry i znów spojrzał w moje oczy. Jego oddech był wyraźnie przyspieszony.- Byłem kiedyś w twoich myślach…- przyznał.- Jesteś dziewicą…- wyszeptał najspokojniej jak potrafił w takich okolicznościach.
Spojrzałam na niego trochę zdziwiona i zbita z tropu. Odsunęłam się delikatnie.
- To źle…?- wyszeptałam, jeśli to możliwe, jeszcze ciszej niż on.
- Nie, nie…- oboje czuliśmy się niezręcznie.- To bardzo dobrze, tylko… nie powinienem być osobą, która odbierze ci niewinność. Jestem twoim profesorem.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Nie odbierze mi jej osoba, która jest moim profesorem, tylko osoba, którą kocham, Severusie.- dotknęłam delikatnie jego policzka.- Znasz się na magii. Przecież nie kłamię. Napis na tamtym sercu nie MI miał udowodnić mojego uczucia ciebie, tylko sprawić, żebyś TY w nie uwierzył.- oblizałam wargi.- Trzymałam moją niewinność tylko dla ciebie.- wyszeptałam mu do ucha.
Warknął szaleńczo, słysząc moje wyznanie i zaczął znów mnie całować, trzymając w szczelnych objęciach. Od razu pogłębił pocałunek, a ja tylko czekałam, aż poczuję jego język, proszący o pozwolenie na wejście. Dostał je parę sekund później.
Ściągnął mój sweter i przyssał się do mojej szyi, rozpinając jednocześnie moją czarną koszulę. Zakręciło mi się w głowie i ugięły się pode mną kolana, gdy poczułam jego język na swojej szyi. Przytrzymał mnie mocno, wyraźnie zadowolony z reakcji mojego ciała na jego ruchy.
Buty zdjęłam w międzyczasie, on także, a już chwilę później zostałam pozbawiona również spodni.
Nakierował mnie w stronę łóżka, gdzie lekko mnie pchnął na atłasową pościel, błyszczącą się srebrzyście. Położyłam się, podpierając się na łokciach i obserwując, jak mój Severus pozbawia się dolnej części garderoby i wciąga się na łóżko w samych bokserkach.
Nie czułam wstydu. Według mnie pasowaliśmy do siebie idealnie. Jego dłonie były idealnej wielkości, by złapać mocno moje biodra, a moje nogi wystarczająco długie, by owinęły się wokół jego pasa, gdy wciągnął mnie na swoje kolana.
Wziął między palce kosmyk moich włosów i przejechał po całej ich długości, a następnie zanurzył głowę w całej ich garści i zaciągnął głęboko.
- Pachniesz tymi wspaniałymi różami…- szepnął.
- A ty tymi nieprzyzwoitymi cytrusami…- odwzajemniłam komplement, który był całkowita prawdą.
Zaśmiał się cicho.
- A już miałem zmienić płyn pod prysznic.- uśmiechnął się.
- Ani mi się waż!- wpiłam się w jego wargi, a potem równie szybko przeniosłam je na jego umięśniony brzuch.
Miał wspaniałe i imponujące mięśnie brzucha, wyrzeźbione idealnie- układały się w sześć małych wybrzuszeń. Był elektryzujący w dotyku.
Poderwał moją głowę do góry.
- Nie podoba ci się…?- spuściłam wzrok, czując się odrzucona, smutna i zmartwiona.
- Podoba jak cholera!- zaśmiał się szczerze, co sprawiło, że spojrzałam na niego.
- Więc, dlaczego…- zaczęłam, ale niedane było mi skończyć, bo mój Severus mi przerwał.
- Dzisiaj, to ja tobie będę dogadzać…- pocałował mnie głęboko.
Jednym z powodów, dla którego nie kłóciłam się z nim było moje wyobrażenie o tym, jak będzie mi „dogadzać”, co zdecydowanie sprawiało, że rozpływałam się jak czekolada. Było zdecydowanie zbyt… podniecające, by mogło być przyzwoitym. Jednak jeszcze większe emocje wywołał we mnie wyraz „dzisiaj”, który oznaczał ni mniej ni więcej, że będą kolejne razy. A to już całkowicie sprawiło, że moja samokontrola poszła spać, a ja poddałam się boskim i nieziemsko sprawnym wargom i porażająco ruchliwemu językowi Severusa.
Położył mnie, usunął resztki garderoby i przystąpił do całkowicie nie niewinnych pieszczot.
W pewnym momencie, trudno określić, w którym dokładnie, gdyż mój umysł całkowicie zamroczony był rozkoszą i błaganiem o spełnienie, staliśmy się jednością.
Z czułością przyglądał się mojej twarzy wyginającej się w bólu. Czekał na moje przyzwolenie na dalsze działanie. Już po chwili kochaliśmy się dalej, a ja z każdą chwilą odczuwałam więcej przyjemności niż bólu, który w pewnym momencie całkowicie poszedł w niepamięć. Doszliśmy jednocześnie, co tylko sprawiało, że ta chwila była bardziej wyjątkowa.
- Ooohhh! Severusie! Tak!- krzyknęłam i opadłam wyczerpana z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Severus był cichym kochankiem. Tylko mruknął w chwili spełnienia i ułożył się obok mnie, na boku. Tak, żeby na mnie patrzeć.
Poczułam nagłą pustkę, którą nie wiedziałam, jak wypełnić.
- Przytul mnie, proszę…- szepnęłam, a on długo się nie zastanawiając, odpowiedział.
- Chodź tu do mnie.- ułożył się na plecach i rozłożył ręce.
Pocałowałam go lekko i położyłam głowę na jego torsie. Jedna z moich nóg idealnie przylegała do jego boku, a drugą lekko podkurczyła i umiejscowiłam na jego udzie. Objął mnie mocno, przyciskając do siebie, a drugą dłonią głaskał moją głowę w geście jeszcze większej czułości.
- Kocham cię, Severusie…- szepnęłam ledwo co słysząc swój głos.
Rozpłynęłam się pod jego dotykiem i bliskością. I chwilę później znajdowałam się już w objęciach Morfeusza.




Nigdy nie uważałem siebie za złego człowieka. Nie byłem, oczywiście, chodzącym ideałem, ale kilka szlabanów, czy zgryźliwych uwag wydawały mi się niczym w porównaniu do poczynań wszystkich przestępców tego świata.
Owszem, zabijałem. Czy tylko na polecenie Czarnego Pana? Raczej nie przypominam sobie, żebym zrobił to kiedykolwiek z własnej woli. Wydawało mi się to jednak mniejszym złem. Usprawiedliwiałem się, że robię to dla Zakonu i tak dalej… Po to tylko, żeby go pokonać i inne takie…
Jednak miałem sprawdzony sposób, by sprawdzić, czy postąpiłem źle, czy dobrze. Żadnej magii, po prostu ludzkie odruchy.
Zawsze, gdy robiłem „źle”, oczywiście w imię wyższego dobra, gdy wracałem do kwater, musiałem wypić chociaż jedną szklaneczkę. Ich ilość zależała „źlewości” danego czynu. Moim miernikiem złych uczynków była whisky. Nie pamiętałem, żeby zdarzył mi się chociaż jeden wieczór bez niej.
Na moim nagim torsie leżała osiemnastoletnia dziewczyna, która mnie prawdziwie kochała. Nawet, gdybym nie wierzył w jej słowa, a czyny uznał za podstęp, nie mogłem ignorować naszyjnika- starego naszyjnika, który niegdyś pokazał Minerwie, że kocha Albusa.
Była to najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem. Najinteligentniejsza uczennica całego Hogwartu, odkąd zacząłem uczyć. Wtulała się we mnie, swojego profesora i mistrza, który odebrał jej niewinność. To wszystko wydawało mi się złe i nieodpowiednie. W końcu, byłem nawet pewien, że złamaliśmy nie jeden z przepisów.
Jednak tamtej nocy ani razu nie pomyślałem o whisky. Teraz moim narkotykiem była Ona. Poczułem się usatysfakcjonowany i piekielnie winny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz