16. W tym czasie, gdzie indziej.
Siedzieliśmy we własnym dormitorium. Ja i
człowiek, który zdawał się rozumieć mnie bardziej niż inni. Może dlatego, że oboje
siedzieliśmy w tym po uszy. I oboje nie mogliśmy wyrazić swojego zdania na
głos. Razem przeszliśmy Inicjację i mieliśmy takie same poglądy. No i,
oczywiście, obaj byliśmy najprzystojniejszymi uczniami Hogwartu.
Fakt, że się w nim nie znajdowaliśmy, zaczynał mi
przeszkadzać. Zbyt długo jej nie widziałem. Zbyt długo przebywałem już między
tymi tłumokami. A minął dopiero miesiąc.
Blaise spojrzał na mnie znudzony. Za dobrze mnie
znał i ja jego też. Rozumieliśmy się bez słów.
- Nie gap się tak na mnie, stary!- warknąłem.
- Do siedmiu grzechów Slytherina, czego ty ode
mnie chcesz?!- krzyknął gniewnie i wstał z miejsca.- Wiesz, ja też chciałbym ją
już zobaczyć!- dodał.
- Kogo, Zabini?!- zdenerwowałem się jeszcze
bardziej i zmrużyłem oczy.
- No, tą… twoją rudą…- wyjąkał, wiedząc, że się
zagalopował.
- Kogo, Zabini?!!!- wrzasnąłem.- Możesz z łaski
swojej powtórzyć?!- wstałem i przystawiłem mu różdżkę do szyi, gotowy na
rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia.
Zaavadowałem go wzrokiem.
- Uspokój się, Draco.- powiedział spokojnym
głosem. Znał mnie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że on może się posunąć
daleko bez konsekwencji. W tamtym momencie wszedł na drażliwy temat i stąpał bo
bardzo cienkiej linii.- Po prostu fajna ta Wiewióra.- dodał.
- Co, już ci się
nie podoba Lettice Thomson?!- zapytałem zgryźliwie, ale odsunęłam
różdżkę i klepnąłem go w ramie w geście niemych przeprosin.
Uśmiechnął się lekko i zarumienił.
Do czego to doszło… Blaise Zabini się rumieni…
- No, oczywiste, była numerem jeden. W końcu jest
i była Ślizgonką.- zaczął.- Ale teraz, kiedy Ruda przeszła do Domu Węża, to już
oficjalnie stała się najatrakcyjniejszą dziewczyną całego Hogwartu.
Uniosłem jeden kącik ust, czując dumę, że mówi tak
o MOJEJ dziewczynie. Był czysto krwistym Ślizgonem, zawsze wiedział, jak
umiejętnie połechtać moje ego.
- Nie gniewaj się, Smoku.- rzekł.- To tylko
komplement dla niej.- tłumaczył się i usiadł obok mnie na moim łóżku.
- Nie będę, Blaise.- odparłem.- Tylko waż słowa.-
spojrzałem na niego niebezpiecznym wzrokiem.- Ona jest więcej warta niż te
wszystkie dziewczyny razem wzięte.- zamyśliłem się.
- Jesteś moim kumplem i dlatego nie zamierzam
ukrywać przed tobą, że Claudia Madelstone mi się podoba.
Uśmiechnąłem się szerzej.
- To przede mną nie ukrywaj.- zapauzowałem.- Tak
przy okazji… Snape nakazał wszystkim nazywać ją jej właściwym nazwiskiem. Już
nie mówi się do niej per ‘panna Madelstone’.
Zaskoczyłem go. Poznałem po charakterystycznym
błysku w jego lewym oku.
- Claudia Ringroyal.- odpowiedziałem na nieme
pytanie.
Myślał chwilę, rozważając, czy go nie okłamuję.
- Ty na serio nie niepokoisz się tym, że twoja
dziewczyna jest z Ringroyal’ów?- uniósł brew. Z ekspresji jego twarzy
wyczytałem prośbę o zaprzeczenie wszystkiemu, co powiedzialem i skwitowanie
malfoyowskim uśmieszkiem. To jednak nie nastąpiło. Wpatrywałem się w niego
uważnie. – Kurwa… Ty w cale nie żartujesz!- zaśmiał się ze zdenerwowania, a ja
poczułem się jeszcze bardziej zbity z tropu.- I nigdy nie słyszałeś…- zaczął
się szaleńczo śmiać.- O cholera…- wstał z łóżka i skręcając się ze śmiechu
podszedł do barku, skąd wziął dwa kieliszki i Ognistą. Nalał nam obojgu. Swój wypił
od razu i nalał jeszcze jeden. Podał mi drugi.
Gotowało się we mnie ze wściekłości. O co mu,
kurwa, chodziło?!!!
- Uspokój się, Zabini, albo ci w tym pomogę!-
rozkazałem głosem ostrym jak żyleta i zmroziłem wzrokiem. Od razu się
pohamował. Zacisnąłem szczęki, a on opadł w tym czasie na fotel, uprzednio
przysuwając go pod same łóżko.
- Smoku… nawet mnie zdarzyło się przebywać w
twojej największej bibliotece…- zaczął już spokojniej.- Wierzę, że sam
przebywałeś tam częściej.
- Dojdź wreszcie do sedna sprawy, Blaise. Nie mam
ochoty na gierki!- warknąłem.
- Przyznaj po prostu, że nie możesz znieść
świadomości, że wiem na temat twojej dziewczyny trochę więcej niż ty.-
wyszczerzył się. Jak on cholernie lubił się droczyć…!!!- Na temat kogokolwiek…-
dodał po upiciu łyku whisky.
Przechyliłem kieliszek i wypiłem wszystko na raz.
Znalazłem się przy stoliczku z karafką i tym razem nalałem sobie do
szklaneczki.
Miał rację. Irytowała mnie myśl, że wie coś, czego
ja nie. Zazwyczaj to ja szantażowałem go, co to on może zrobić, żebym zdradził
mu informacje. Role się odwróciły, co mi się nie podobało. Ale tego przyznać
nie mogłem.
- Czego chcesz?- zapytałem już całkowicie
opanowanym tonem, wlewając w siebie jedną piątą pełnej bursztynowej cieczy
szklaneczki.
- W zamian za przyjemną historyjkę…- udawał, że
się zastanawia. Tak naprawdę już wcześniej znał odpowiedź na to pytanie. W
sumie, domyślałem się, czego będzie chciał.- Przejażdżka twoim Maserati.-
uśmiechnął się jadowicie. Mój osobisty strzał w dziesiątkę. Taa… moja intuicja
rzadko mnie zawodziła.- Możesz mi ewentualnie towarzyszyć.- dodał, gdy w moich
oczach zobaczył, że się zastanawiam.
- Doskonale wiesz, że srebrne Granturismo jest
mojego ojca, Blaise.- opowiedziałem.- Myślisz, że jest taki głupi, żeby
pożyczyć nam Maserati po tym, jak w wakacje załatwiliśmy jego Maybacha?-
uniosłem brew, bliski wydęcia swoich ust w złośliwym i szczerze rozbawionym
uśmiechu, przypominając sobie, jak skasowaliśmy nowiutką maszynkę mojego
rodziciela, nie wyrabiając na zakręcie. Ale był wściekły…
- To jedyna rzecz, jaką chcę, a ty nawet na ten
nikomu nieszkodzący warunek nie możesz przystać…?- udawał zasmuconego.- W takim
razie… żeby zaleczyć moje zbolałe serce, w które nożem ugodził mnie mój
niewyrozumiały przyjaciel…- zmodulował swój głos i mówił teraz bardzo
melodramatycznym tonem. Zaśmiałem się, słysząc jego słowa.- Muszę zadowolić się
czymś innym…- westchnął i znów udawał, że się zastanawia. Spojrzał na mnie z
uśmiechem, którego nie powstydziłby się żaden siódmoroczny Ślizgon.- Chcę trzech
godzin z Rudą na szczycie Wieży Astrologicznej.
- Nie jesteśmy w Hogwardzie, idioto.- odburknąłem.
- Nagrodę odbiorę po powrocie. Masz honor i wiem,
że dotrzymasz słowa.- jego oczy śmiały się, rozbawione całą tą sytuacją.
Uniosłem brew z oburzeniem wymalowanym na twarzy.
Ona. Była. Tylko. Moja.
- Skombinuję te Masrati.- odparłem zrezygnowany i
niezadowolony z ultimatum, jakie mi postawił. Jednak wybór był bardzo prosty. A
Blaise od początku tej rozmowy wiedział, że się tym Masrati przejedzie.
Przecież byliśmy najlepsi w swojej sztuce krętactwa i strategii.
Uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Więc, tak jak już mówiłem… biblioteka. Zapewne
bywasz tam częściej niż ja.
- To oczywiste.- potwierdziłem znudzonym głosem.
Czy on nie mógł w końcu przejść do najważniejszego?!
- Na końcu, za wszystkimi regałami na ścianie wisi
pewien zdobiony arras. Jest na nim przedstawiona historia rodu Malfoy’ów. Jest
magiczny, co oczywiste. Za każdym razem, gdy ktoś z twojej rodziny wstępuje w
związek małżeński lub narodzi się potomek, drzewo genealogiczne od razu to
ujawnia i wyszywa na arrasie. Wiem to, bo u siebie mam identyczny.
- Więc?- zapytałem naprawdę zniecierpliwiony.
- Z tego drzewa, jak i z mojej wiedzy wynika, że
twój ród i ród Ringroyal’ów, wywodzicie się z jednego rodu, obecnie
nieistniejącego, gdyż rozdzielonego na wasze dwa. Nawet nie pamiętam nazwiska…
były to dwie siostry. Wydano je za mąż za średnio zamożnych, jednak one były
księżniczkami i wnosiły w posagu mnóstwo pieniędzy. Tak oto wasze rody są
bogate, choć nazwiska pochodzą od mało znaczących szlachciców.
- Twierdzisz zatem, że ja i Claudia formalnie
jesteśmy rodziną.- próbowałem zrozumieć dogłębniej.
Machnął lekceważąco ręką i się uśmiechnął.
- Jaką tam rodziną!- prychnął- Wasza krew na pewno
nie jest ani w kropli identyczna lub chociaż podobna.- kontynuował.- Chociaż,
formalnie jesteście kuzynostwem. Dalekim, ale jednak.
Uśmiechnąłem się lekko.
- W takim razie, mój ojciec i Snape też nie są
dobrzy w genealogii…- zastanowiłem się.- Już na pierwszym roku zostałem
uświadomiony, że mam się z nią ożenić.- zaśmiałem się.
- Jakoś przez te wszystkie lata nie było widać,
żebyś ją adorował, mężusiu.- zakpił.
Spojrzałem na niego złowrogo. Błyski w moich
oczach mogły mu uświadomić, że znów się znajduje na kruchym lodzie, jednak był
już zbyt upojony alkoholem, by je zauważyć.
- Ciekawe, co to się stało, że NAGLE zaczęliście
chodzić pod rękę…???!!!- rechotał na całego, naśmiewając się ze mnie.
Z mojego gardła wydarł się cichy i niebezpieczny
warkot i zakończyłem jego śmiechy, wciskając swoją różdżkę w jego gardło.
Spojrzał się na mnie zaskoczony i chyba pierwszy
raz poczuł realne zagrożenie z mojej strony. Przegiął i to zdrowo. I to na
temat tabu…
- Uspokój się, albo nie zobaczysz ani Maserati,
ani Malfoy Manor.- wyszeptałem głosem przepełnionym bólem na tamto wspomnienie,
ale przede wszystkim jadem.- Bynajmniej żywy.- dodałem, świdrując go wzrokiem.
Zrozumiał, że posunął się za daleko.
- Sorry, Draco.- mówił już całkiem poważnie.
Zawsze zaskakiwał mnie, jak potrafi z rozrechotanego bachora przejść do
poważnej rozmowy w zaledwie kilka sekund. Tak było i tym razem.
Odsunąłem się od niego i znów usiadłem na łóżku.
- Wiesz, czasem tak sobie myślę, że mówienie ci o
swoich problemach, dając ci wejście do swojej głowy było jednak złym pomysłem.-
zacząłem zrezygnowanym głosem i uczuciem smutku, które oczywiście schowałem
głęboko w sobie, nie pozwalając mu wypłynąć na zewnątrz. Moje „zwierzanie się”
Blaise’owi polegało tylko i wyłącznie na tym, że pozwalałem mu wejść do swojej
głowy i zobaczyć przygotowane wcześniej wycinki obrazów, czy sytuacji. Tak było
bezpieczniej. Nikt niepożądany nie mógł tego usłyszeć i zostawało to pomiędzy
nami. Po za tym ubieranie uczuć w słowa nie było moją działką.- Jak nie
przestaniesz wypominać mi niektórych sytuacji, to poważnie zastanowię się nad Oblivate.- ostrzegłem go i spojrzałem
spokojnie i poważnie w jego oczy.- Chyba nie chcesz, żebym ci grzebał w głowie.
Wiedziałem, że zrozumiał.
W końcu, po jeszcze paru minutach ciszy, wyszedł
do własnej sypialni, która była połączona z moją przez łazienkę.
- Lucjuszu.- blondyn usłyszał swoje imię,
wypowiedziane tonem, jakiego nienawidził. Zawsze przynosił coś złego.
Jak wtedy, gdy kazał mu przygotować Dracona i
Blais’a Zabiniego do Inicjacji. Zmuszał się do tego, wiedząc, że, aby osiągnąć
sukces, trzeba najpierw coś poświęcić. Był pewien, że jego syn nie miał
pojęcia, że już w dniu, w którym został obdarzony Mrocznym Znakiem, i w którym
zabił swoją babcię, Lucjusz wiedział, że obaj chłopcy, bo zaledwie
czternastoletni, nie mają najmniejszej ochoty służyć Voldemortowi. Wybór nie
należał do nich. Nie wiedzieli też, że i Lucjusz z Severusem mieli wtedy pewne
plany.
- Tak, Panie.- odpowiedział niemal automatycznie,
wychylając swoją głowę i spoglądając na jego zdeformowaną twarz.
- Jak mniemam, upewniłeś się, że panna Ringroyal
otrzymała moja wiadomość.- mówił spokojnie i uważnie przyglądał się Malfoy’owi.
- Owszem, Panie. Jestem pewien, że już zaczęła je
wykonywać. T…- zdusił w sobie resztę wypowiedzi, sarkastycznie chwaląc swoją
głupotę.
- Masz coś do dodania?- Voldemort uniósł swoją
głowę, piejąc swoim wysokim głosem.
Nie było szans, żeby Malfoy Senior wymigał się od
odpowiedzi.
Czwórka jego pozostałych towarzysz obserwowała,
jak blondyn próbuje składnie się wypowiedzieć. Jego żona zacisnęła delikatnie
rękę na jego kolanie. Bellatrix Lestrange wyśmiała jego odważną, choć
nieskończoną, uwagę wzrokiem, a Zabini Senior swoim świdrującym spojrzeniem
próbował ostrzec go przed nieprzemyślana odpowiedzią.
- Uważam, Panie, że panna Ringroyal powinna dostać
pozwolenie na ujawnianie swoich Zadań Severusowi.- zaczął, jak zwykle nie dając
po sobie poznać, że jest sparaliżowany z przerażenia.- Jest uczennicą, a jej
potajemne wyjścia mogą szybko zostać odkryte. Ze względu na powagę sytuacji i
chęć utrzymania wszystkich Zadań w tajemnicy proponuję wyżej wymienione
rozwiązanie.- ucichł.
Wszyscy wstrzymali oddech, gdy Lord Voldemord
rozważał coś, mrożąc swoimi czerwonymi oczyma wszystkich dookoła.
- Zgadzam się.- odparł w końcu, a zgromadzeni nie
wiedzieli, czy mówi poważnie, czy tylko żartuje, gdyż Tom Marvolo Riddle bez
wątpienia poczucie humoru posiadał.- Nie patrz się tak na mnie, Lucjuszu. To po
prostu dobry pomysł, pozwalający pannie Ringroyal bez problemu wypełnić zasady
przygotowań do Inicjacji.- zrobił krótką przerwę.- Cóż uczynimy, jeżeli chodzi
o jej rodziców?- zadał pytanie, ale nikt nie odpowiedział.- Tessa i Quentin
zdają się nie mieć pojęcia o poczynaniach swojej córki.- widać było, że Czarny
Pan miał wyjątkowo dobry humor, co znaczyło, że nikomu się jeszcze nie oberwało
Crucjatusem.
Cisza w jednym z salonów Malfoy Manor trwała.
- Dziś panna Ringroyal kończy osiemnaście lat,
Panie.- poinformowała swojego Pana Narcyza, sama zaskoczona, że pamiętała tą
datę, wspomnianą kiedyś przez swojego pierworodnego.
Płaskonosy uśmiechnął się szaleńczo.
- W takim razie, nic im do tego.- skwitował i
spojrzał na pergamin przed sobą. Złapał za pióro i napisał parę słów.- Wygląda
na to, że panna Ringroyal rzeczywiście przystąpiła już do Zadania. Na dziś
koniec.
Jednym ruchem dłoni sprawił, że wszyscy zniknęli z
salonu. Został sam. Był w dobrym humorze, na pewno. I naprawdę obiecał sobie
pozwolić rudej Ślizgonce na dzielenie się swoimi Zadaniami z Severusem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz