wtorek, 18 grudnia 2012

Pokonani - 16. W tym czasie, gdzie indziej


16. W tym czasie, gdzie indziej.


Siedzieliśmy we własnym dormitorium. Ja i człowiek, który zdawał się rozumieć mnie bardziej niż inni. Może dlatego, że oboje siedzieliśmy w tym po uszy. I oboje nie mogliśmy wyrazić swojego zdania na głos. Razem przeszliśmy Inicjację i mieliśmy takie same poglądy. No i, oczywiście, obaj byliśmy najprzystojniejszymi uczniami Hogwartu.
Fakt, że się w nim nie znajdowaliśmy, zaczynał mi przeszkadzać. Zbyt długo jej nie widziałem. Zbyt długo przebywałem już między tymi tłumokami. A minął dopiero miesiąc.
Blaise spojrzał na mnie znudzony. Za dobrze mnie znał i ja jego też. Rozumieliśmy się bez słów.
- Nie gap się tak na mnie, stary!- warknąłem.
- Do siedmiu grzechów Slytherina, czego ty ode mnie chcesz?!- krzyknął gniewnie i wstał z miejsca.- Wiesz, ja też chciałbym ją już zobaczyć!- dodał.
- Kogo, Zabini?!- zdenerwowałem się jeszcze bardziej i zmrużyłem oczy.
- No, tą… twoją rudą…- wyjąkał, wiedząc, że się zagalopował.
- Kogo, Zabini?!!!- wrzasnąłem.- Możesz z łaski swojej powtórzyć?!- wstałem i przystawiłem mu różdżkę do szyi, gotowy na rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia.
Zaavadowałem go wzrokiem.
- Uspokój się, Draco.- powiedział spokojnym głosem. Znał mnie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że on może się posunąć daleko bez konsekwencji. W tamtym momencie wszedł na drażliwy temat i stąpał bo bardzo cienkiej linii.- Po prostu fajna ta Wiewióra.- dodał.
- Co, już ci się  nie podoba Lettice Thomson?!- zapytałem zgryźliwie, ale odsunęłam różdżkę i klepnąłem go w ramie w geście niemych przeprosin.
Uśmiechnął się lekko i zarumienił.
Do czego to doszło… Blaise Zabini się rumieni…
- No, oczywiste, była numerem jeden. W końcu jest i była Ślizgonką.- zaczął.- Ale teraz, kiedy Ruda przeszła do Domu Węża, to już oficjalnie stała się najatrakcyjniejszą dziewczyną całego Hogwartu.
Uniosłem jeden kącik ust, czując dumę, że mówi tak o MOJEJ dziewczynie. Był czysto krwistym Ślizgonem, zawsze wiedział, jak umiejętnie połechtać moje ego.
- Nie gniewaj się, Smoku.- rzekł.- To tylko komplement dla niej.- tłumaczył się i usiadł obok mnie na moim łóżku.
- Nie będę, Blaise.- odparłem.- Tylko waż słowa.- spojrzałem na niego niebezpiecznym wzrokiem.- Ona jest więcej warta niż te wszystkie dziewczyny razem wzięte.- zamyśliłem się.
- Jesteś moim kumplem i dlatego nie zamierzam ukrywać przed tobą, że Claudia Madelstone mi się podoba.
Uśmiechnąłem się szerzej.
- To przede mną nie ukrywaj.- zapauzowałem.- Tak przy okazji… Snape nakazał wszystkim nazywać ją jej właściwym nazwiskiem. Już nie mówi się do niej per ‘panna Madelstone’.
Zaskoczyłem go. Poznałem po charakterystycznym błysku w jego lewym oku.
- Claudia Ringroyal.- odpowiedziałem na nieme pytanie.
Myślał chwilę, rozważając, czy go nie okłamuję.
- Ty na serio nie niepokoisz się tym, że twoja dziewczyna jest z Ringroyal’ów?- uniósł brew. Z ekspresji jego twarzy wyczytałem prośbę o zaprzeczenie wszystkiemu, co powiedzialem i skwitowanie malfoyowskim uśmieszkiem. To jednak nie nastąpiło. Wpatrywałem się w niego uważnie. – Kurwa… Ty w cale nie żartujesz!- zaśmiał się ze zdenerwowania, a ja poczułem się jeszcze bardziej zbity z tropu.- I nigdy nie słyszałeś…- zaczął się szaleńczo śmiać.- O cholera…- wstał z łóżka i skręcając się ze śmiechu podszedł do barku, skąd wziął dwa kieliszki i Ognistą. Nalał nam obojgu. Swój wypił od razu i nalał jeszcze jeden. Podał mi drugi.
Gotowało się we mnie ze wściekłości. O co mu, kurwa, chodziło?!!!
- Uspokój się, Zabini, albo ci w tym pomogę!- rozkazałem głosem ostrym jak żyleta i zmroziłem wzrokiem. Od razu się pohamował. Zacisnąłem szczęki, a on opadł w tym czasie na fotel, uprzednio przysuwając go pod same łóżko.
- Smoku… nawet mnie zdarzyło się przebywać w twojej największej bibliotece…- zaczął już spokojniej.- Wierzę, że sam przebywałeś tam częściej.
- Dojdź wreszcie do sedna sprawy, Blaise. Nie mam ochoty na gierki!- warknąłem.
- Przyznaj po prostu, że nie możesz znieść świadomości, że wiem na temat twojej dziewczyny trochę więcej niż ty.- wyszczerzył się. Jak on cholernie lubił się droczyć…!!!- Na temat kogokolwiek…- dodał po upiciu łyku whisky.
Przechyliłem kieliszek i wypiłem wszystko na raz. Znalazłem się przy stoliczku z karafką i tym razem nalałem sobie do szklaneczki.
Miał rację. Irytowała mnie myśl, że wie coś, czego ja nie. Zazwyczaj to ja szantażowałem go, co to on może zrobić, żebym zdradził mu informacje. Role się odwróciły, co mi się nie podobało. Ale tego przyznać nie mogłem.
- Czego chcesz?- zapytałem już całkowicie opanowanym tonem, wlewając w siebie jedną piątą pełnej bursztynowej cieczy szklaneczki.
- W zamian za przyjemną historyjkę…- udawał, że się zastanawia. Tak naprawdę już wcześniej znał odpowiedź na to pytanie. W sumie, domyślałem się, czego będzie chciał.- Przejażdżka twoim Maserati.- uśmiechnął się jadowicie. Mój osobisty strzał w dziesiątkę. Taa… moja intuicja rzadko mnie zawodziła.- Możesz mi ewentualnie towarzyszyć.- dodał, gdy w moich oczach zobaczył, że się zastanawiam.
- Doskonale wiesz, że srebrne Granturismo jest mojego ojca, Blaise.- opowiedziałem.- Myślisz, że jest taki głupi, żeby pożyczyć nam Maserati po tym, jak w wakacje załatwiliśmy jego Maybacha?- uniosłem brew, bliski wydęcia swoich ust w złośliwym i szczerze rozbawionym uśmiechu, przypominając sobie, jak skasowaliśmy nowiutką maszynkę mojego rodziciela, nie wyrabiając na zakręcie. Ale był wściekły…
- To jedyna rzecz, jaką chcę, a ty nawet na ten nikomu nieszkodzący warunek nie możesz przystać…?- udawał zasmuconego.- W takim razie… żeby zaleczyć moje zbolałe serce, w które nożem ugodził mnie mój niewyrozumiały przyjaciel…- zmodulował swój głos i mówił teraz bardzo melodramatycznym tonem. Zaśmiałem się, słysząc jego słowa.- Muszę zadowolić się czymś innym…- westchnął i znów udawał, że się zastanawia. Spojrzał na mnie z uśmiechem, którego nie powstydziłby się żaden siódmoroczny Ślizgon.- Chcę trzech godzin z Rudą na szczycie Wieży Astrologicznej.
- Nie jesteśmy w Hogwardzie, idioto.- odburknąłem.
- Nagrodę odbiorę po powrocie. Masz honor i wiem, że dotrzymasz słowa.- jego oczy śmiały się, rozbawione całą tą sytuacją.
Uniosłem brew z oburzeniem wymalowanym na twarzy. Ona. Była. Tylko. Moja.
- Skombinuję te Masrati.- odparłem zrezygnowany i niezadowolony z ultimatum, jakie mi postawił. Jednak wybór był bardzo prosty. A Blaise od początku tej rozmowy wiedział, że się tym Masrati przejedzie. Przecież byliśmy najlepsi w swojej sztuce krętactwa i strategii.
Uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Więc, tak jak już mówiłem… biblioteka. Zapewne bywasz tam częściej niż ja.
- To oczywiste.- potwierdziłem znudzonym głosem. Czy on nie mógł w końcu przejść do najważniejszego?!
- Na końcu, za wszystkimi regałami na ścianie wisi pewien zdobiony arras. Jest na nim przedstawiona historia rodu Malfoy’ów. Jest magiczny, co oczywiste. Za każdym razem, gdy ktoś z twojej rodziny wstępuje w związek małżeński lub narodzi się potomek, drzewo genealogiczne od razu to ujawnia i wyszywa na arrasie. Wiem to, bo u siebie mam identyczny.
- Więc?- zapytałem naprawdę zniecierpliwiony.
- Z tego drzewa, jak i z mojej wiedzy wynika, że twój ród i ród Ringroyal’ów, wywodzicie się z jednego rodu, obecnie nieistniejącego, gdyż rozdzielonego na wasze dwa. Nawet nie pamiętam nazwiska… były to dwie siostry. Wydano je za mąż za średnio zamożnych, jednak one były księżniczkami i wnosiły w posagu mnóstwo pieniędzy. Tak oto wasze rody są bogate, choć nazwiska pochodzą od mało znaczących szlachciców.
- Twierdzisz zatem, że ja i Claudia formalnie jesteśmy rodziną.- próbowałem zrozumieć dogłębniej.
Machnął lekceważąco ręką i się uśmiechnął.
- Jaką tam rodziną!- prychnął- Wasza krew na pewno nie jest ani w kropli identyczna lub chociaż podobna.- kontynuował.- Chociaż, formalnie jesteście kuzynostwem. Dalekim, ale jednak.
Uśmiechnąłem się lekko.
- W takim razie, mój ojciec i Snape też nie są dobrzy w genealogii…- zastanowiłem się.- Już na pierwszym roku zostałem uświadomiony, że mam się z nią ożenić.- zaśmiałem się.
- Jakoś przez te wszystkie lata nie było widać, żebyś ją adorował, mężusiu.- zakpił.
Spojrzałem na niego złowrogo. Błyski w moich oczach mogły mu uświadomić, że znów się znajduje na kruchym lodzie, jednak był już zbyt upojony alkoholem, by je zauważyć.
- Ciekawe, co to się stało, że NAGLE zaczęliście chodzić pod rękę…???!!!- rechotał na całego, naśmiewając się ze mnie.
Z mojego gardła wydarł się cichy i niebezpieczny warkot i zakończyłem jego śmiechy, wciskając swoją różdżkę w jego gardło.
Spojrzał się na mnie zaskoczony i chyba pierwszy raz poczuł realne zagrożenie z mojej strony. Przegiął i to zdrowo. I to na temat tabu…
- Uspokój się, albo nie zobaczysz ani Maserati, ani Malfoy Manor.- wyszeptałem głosem przepełnionym bólem na tamto wspomnienie, ale przede wszystkim jadem.- Bynajmniej żywy.- dodałem, świdrując go wzrokiem.
Zrozumiał, że posunął się za daleko.
- Sorry, Draco.- mówił już całkiem poważnie. Zawsze zaskakiwał mnie, jak potrafi z rozrechotanego bachora przejść do poważnej rozmowy w zaledwie kilka sekund. Tak było i tym razem.
Odsunąłem się od niego i znów usiadłem na łóżku.
- Wiesz, czasem tak sobie myślę, że mówienie ci o swoich problemach, dając ci wejście do swojej głowy było jednak złym pomysłem.- zacząłem zrezygnowanym głosem i uczuciem smutku, które oczywiście schowałem głęboko w sobie, nie pozwalając mu wypłynąć na zewnątrz. Moje „zwierzanie się” Blaise’owi polegało tylko i wyłącznie na tym, że pozwalałem mu wejść do swojej głowy i zobaczyć przygotowane wcześniej wycinki obrazów, czy sytuacji. Tak było bezpieczniej. Nikt niepożądany nie mógł tego usłyszeć i zostawało to pomiędzy nami. Po za tym ubieranie uczuć w słowa nie było moją działką.- Jak nie przestaniesz wypominać mi niektórych sytuacji, to poważnie zastanowię się nad Oblivate.- ostrzegłem go i spojrzałem spokojnie i poważnie w jego oczy.- Chyba nie chcesz, żebym ci grzebał w głowie.
Wiedziałem, że zrozumiał.
W końcu, po jeszcze paru minutach ciszy, wyszedł do własnej sypialni, która była połączona z moją przez łazienkę.




- Lucjuszu.- blondyn usłyszał swoje imię, wypowiedziane tonem, jakiego nienawidził. Zawsze przynosił coś złego.
Jak wtedy, gdy kazał mu przygotować Dracona i Blais’a Zabiniego do Inicjacji. Zmuszał się do tego, wiedząc, że, aby osiągnąć sukces, trzeba najpierw coś poświęcić. Był pewien, że jego syn nie miał pojęcia, że już w dniu, w którym został obdarzony Mrocznym Znakiem, i w którym zabił swoją babcię, Lucjusz wiedział, że obaj chłopcy, bo zaledwie czternastoletni, nie mają najmniejszej ochoty służyć Voldemortowi. Wybór nie należał do nich. Nie wiedzieli też, że i Lucjusz z Severusem mieli wtedy pewne plany.
- Tak, Panie.- odpowiedział niemal automatycznie, wychylając swoją głowę i spoglądając na jego zdeformowaną twarz.
- Jak mniemam, upewniłeś się, że panna Ringroyal otrzymała moja wiadomość.- mówił spokojnie i uważnie przyglądał się Malfoy’owi.
- Owszem, Panie. Jestem pewien, że już zaczęła je wykonywać. T…- zdusił w sobie resztę wypowiedzi, sarkastycznie chwaląc swoją głupotę.
- Masz coś do dodania?- Voldemort uniósł swoją głowę, piejąc swoim wysokim głosem.
Nie było szans, żeby Malfoy Senior wymigał się od odpowiedzi.
Czwórka jego pozostałych towarzysz obserwowała, jak blondyn próbuje składnie się wypowiedzieć. Jego żona zacisnęła delikatnie rękę na jego kolanie. Bellatrix Lestrange wyśmiała jego odważną, choć nieskończoną, uwagę wzrokiem, a Zabini Senior swoim świdrującym spojrzeniem próbował ostrzec go przed nieprzemyślana odpowiedzią.
- Uważam, Panie, że panna Ringroyal powinna dostać pozwolenie na ujawnianie swoich Zadań Severusowi.- zaczął, jak zwykle nie dając po sobie poznać, że jest sparaliżowany z przerażenia.- Jest uczennicą, a jej potajemne wyjścia mogą szybko zostać odkryte. Ze względu na powagę sytuacji i chęć utrzymania wszystkich Zadań w tajemnicy proponuję wyżej wymienione rozwiązanie.- ucichł.
Wszyscy wstrzymali oddech, gdy Lord Voldemord rozważał coś, mrożąc swoimi czerwonymi oczyma wszystkich dookoła.
- Zgadzam się.- odparł w końcu, a zgromadzeni nie wiedzieli, czy mówi poważnie, czy tylko żartuje, gdyż Tom Marvolo Riddle bez wątpienia poczucie humoru posiadał.- Nie patrz się tak na mnie, Lucjuszu. To po prostu dobry pomysł, pozwalający pannie Ringroyal bez problemu wypełnić zasady przygotowań do Inicjacji.- zrobił krótką przerwę.- Cóż uczynimy, jeżeli chodzi o jej rodziców?- zadał pytanie, ale nikt nie odpowiedział.- Tessa i Quentin zdają się nie mieć pojęcia o poczynaniach swojej córki.- widać było, że Czarny Pan miał wyjątkowo dobry humor, co znaczyło, że nikomu się jeszcze nie oberwało Crucjatusem.
Cisza w jednym z salonów Malfoy Manor trwała.
- Dziś panna Ringroyal kończy osiemnaście lat, Panie.- poinformowała swojego Pana Narcyza, sama zaskoczona, że pamiętała tą datę, wspomnianą kiedyś przez swojego pierworodnego.
Płaskonosy uśmiechnął się szaleńczo.
- W takim razie, nic im do tego.- skwitował i spojrzał na pergamin przed sobą. Złapał za pióro i napisał parę słów.- Wygląda na to, że panna Ringroyal rzeczywiście przystąpiła już do Zadania. Na dziś koniec.
Jednym ruchem dłoni sprawił, że wszyscy zniknęli z salonu. Został sam. Był w dobrym humorze, na pewno. I naprawdę obiecał sobie pozwolić rudej Ślizgonce na dzielenie się swoimi Zadaniami z Severusem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz